Żegnajcie narzędzia tortur! Z dresskodu wypada znienawidzony element
Sprawiają, że nogi wydają się dłuższe, pośladki zgrabniejsze, a nosząca je kobieta od razu jest bardziej wyprostowana. Powodują też bolesne haluksy, zwyrodnienia stawów i bywają przyczyną poważnych urazów. Wysokie obcasy są obiektem naszych westchnień i najcięższych przekleństw. Wzdychamy – oglądając na wystawach i kupując, przeklinamy po ośmiu godzinach w pracy, gdy z seksownych czółenek wylewamy krew niczym siostry Kopciuszka. Najgorzej jest wtedy, gdy nasz służbowy dress-code wymaga, abyśmy każdego dnia wchodziły do biura na wysokich obcasach. Na szczęście coraz więcej firm i państw wypowiada wojnę niewygodnym i dyskryminującym praktykom.
12.04.2017 | aktual.: 12.04.2017 15:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stewardessa, kelnerka, recepcjonistka – w ich zawód wpisany jest obowiązek noszenia wysokich obcasów. Choć wieczorami płaczą z bólu, następnego dnia i tak muszą pojawić się w pracy ubrane "przepisowo". Oczywiście podobnych zapisów nie ma w stosunku do pracowników płci męskiej. I właśnie tej sprawie wnikliwie przyjrzały się władze Kolumbii Brytyjskiej, kanadyjskiej prowincji. Po przenalizowaniu przepisów obowiązujących w wielkich korporacjach i małych firmach, władze uznały, że nie można zmuszać pracowników do noszenia obuwia, które jest niewygodne, niebezpieczne i może narażać tychże na urazy. Mowa oczywiście o wysokich obcasach.
Kanadyjskie weto
Shirley Bond, minister pracy i turystyki, powiedziała, że celem wprowadzonego zakazu było przeniesienie akcentu z kwestii estetycznych na bezpieczeństwo. "Pracodawcy będą wiedzieli, że najważniejszy aspekt przy wyborze obuwia pracowników to bezpieczeństwo," ogłosiła podczas konferencji prasowej. Zapis ten z ulgą przyjmą kobiety, bo to one były często zmuszane do noszenia wysokich obcasów. Pracownice kasyn, hostessy, recepcjonistki czy barmanki będą mogły same decydować, jakie buty założyć do pracy. Oczywiście nikt nie odbiera im prawa do noszenia szpilek. Zwłaszcza, że dla wielu kobiet są sposobem na podniesienie poziomu pewności siebie.
Natalia, managerka w jednej z dużych firm zajmujących się marketingiem, nie ma ściśle określonych zasad ubioru w pracy. – Nie muszę nosić szpilek. Ale robię to prawie każdego dnia, z własnego wyboru – mówi. – Przede wszystkim dlatego, że jestem niska, więc te dodatkowe centymetry są przydatne. Poza tym, jestem bardziej pewna siebie. Mam wrażenie, że lepiej radzę sobie w męskim środowisku. Oczywiście, to siedzi tylko w mojej głowie – przyznaje Natalia i dodaje, że nie ma wrażenia, iż to jak jest ubrana zmienia sposób w jaki postrzegają ją współpracownicy.
I but stworzył kobietę?
Nicolas Guéguen z Université de Bretagne Sud w Vannes, we Francji przeprowadził badania, z których jasno wynika, że kobieta na wysokich obcasach jest postrzegana jako bardziej atrakcyjna, seksowna i elegancka, niż ta w balerinach. Co ciekawe, atrakcyjność wzrasta zarówno w oczach kobiet, jak i mężczyzn. Naukowe publikacje przytaczane przez Guéguena podkreślają, że wysokie obcasy mają wpływ na postrzeganie fizyczności kobiety i podnoszą jej atrakcyjność. Nie sprawiają natomiast, że jest uważana za bardziej kompetentną czy profesjonalną.
Mało tego, w zdominowanej przez mężczyzn Dolinie Krzemowej, noszenie wysokich obcasów i kobiecych strojów (sukienki, kwieciste desenie, koronki) jest zarezerwowane dla kobiet na samym szczycie: mogą sobie na nie pozwolić Sheryl Sandberg czy Marissa Mayer, ale dziewczyny, które dopiero zaczynają pracę w Facebooku, Yahoo czy Google powinny tych kreacji unikać. W rozmowie z "Huffington Post" jeden z programistów pracujących w Dolinie powiedział wprost: - Gdy dziewczyna przychodzi na obcasach i w sukience, od razu zakładamy, że albo jest z PR-u, albo z działu prawnego. Więc nie trzeba jej brać na serio.
Środowisko IT to nie jedyne miejsce, w którym "kobiece" stylizacje nie są mile widziane. Kobiety – naukowczynie również przez lata zmuszone zostały do zaadoptowania męskiego stylu ubierania. Tutaj wytarta sztruksowa marynarka i poplamiony jajkiem krawat są raczej oznakami geniuszu i ekscentryzmu, niż niechlujstwa. Dlatego w laboratoriach kobiety na obcasach to rzadkość, choć na szczęście styl a'la
dr Amy Farrah Fowler z "Teorii wielkiego podrywu" również nie jest najbliższy rzeczywistości.
Polskie realia
Zastanawiam się, jaki stosunek do wysokich obcasów mają Polki. Tradycyjnie, opinie są maksymalnie podzielone, choć większość uważa, że zmuszanie kobiety do noszenia jednego rodzaju obuwia, czy to szpilek czy trampek, jest złym pomysłem. Pracująca w gdańskim banku Klaudyna teoretycznie nie powinna nosić obcasów wyższych, niż 6-cm. To całkiem zdrowa wysokość, ale nawet takie buty są dla niej koszmarnie niewygodne. – Patrzę na kobiety z biura, które codziennie "śmigają" na szpilkach i zastanawiam się, jak one to robią! Ja po godzinie muszę zmienić je na wygodne baleriny, a i tak cierpię do końca dnia – wyznaje szczerze i dodaje, że ingerowanie w rodzaj obuwia, jaki nosi kobieta przepisami korporacyjnymi jest przesadą.
Martyna Zastawna, która przez lata robiła karierę w branży marketingowej, a teraz z sukcesem prowadzi firmę WoshWosh zajmującą się renowacją obuwia, z butami ma szczególny związek. – Nie chciałabym pracować w miejscu, w którym narzuca mi się konkretny sposób ubierania, zwłaszcza – rodzaj obuwia. To zabija indywidualność. Nie byłabym w stanie wyrazić siebie, gdybym była zmuszona do noszenia tylko jednego rodzaju obuwia – tłumaczy, ale jednocześnie dodaje, że w świecie biznesu, zwłaszcza młode kobiety, często sięgają po wysokie obcasy, aby dodać sobie powagi i wyglądać bardziej profesjonalnie. – Nie uważam, że kobieca stylizacja sprawia, że na jej posiadaczkę patrzy się bardziej jak na obiekt, na coś przyjemnego, a co ma do powiedzenia, schodzi na drugi plan. Oczywiście to zależy od stroju, ale też kobiety i jej osobowości – podsumowuje. No i ludzi, z którymi ma do czynienia.
Czy Polkom potrzebny jest ustawowa ochrona w kwestii wyboru obuwia? Można by powiedzieć, że są ważniejsze bitwy do wygrania: te o zrównanie zarobków, miejsc dla kobiet w radach nadzorczych i zarządach korporacji, działający i powszechnie dostępny system opieki nad dziećmi. Ale z drugiej strony, wspinaczka na szczyt czy to w warszawskim "mordorze" czy w podkarpackim miasteczku bywa łatwiejsza na płaskiej podeszwie. I tak jak nikt nie narzucałby mężczyznom wyboru konkretnego fasonu obuwia, tak samo nie powinno dotyczyć to kobiet. Bo sprawa niestety sprowadza się do kwestii estetycznych: na zgrabne nogi w wysokich szpilkach miło się patrzy. I nie ma to żadnego związku z wykonywaną przez kobietę pracą.