GwiazdyZemsta kosiarek. W upały nie pośpisz dłużej niż do 6.00, bo "panowie koszą"

Zemsta kosiarek. W upały nie pośpisz dłużej niż do 6.00, bo "panowie koszą"

Lato w mieście jest piękne w odpowiedniej perspektywie. Na przykład w grudniu wydaje się całkiem do rzeczy. Tyle że aktualnie naszym punktem odniesienia jest raczej rozgrzane do czerwoności mieszkanie. Upały to walka o sen i zdrowie psychiczne, którą wiedziemy z termometrem i kosiarką.

Zemsta kosiarek. W upały nie pośpisz dłużej niż do 6.00, bo "panowie koszą"
Źródło zdjęć: © kadr z filmu
Helena Łygas

02.08.2018 | aktual.: 02.08.2018 20:14

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeśli jeszcze nie podjęliście decyzji, który miesiąc z dwunastu tegorocznych kandydatów jest najgorszy, od kilku dni na liście finalistów, którzy powalczą o koronę 2018 roku, jest sierpień. Taki niby wakacyjny miesiąc: muszelki, gofry, urlopy, a potem mocny finisz: 32 stopnie dzień w dzień i niewiele mniej w nocy.

To nawet nie do końca tak, że upałów w Polsce nie lubimy. Na takich Mazurach, albo chociaż na działce pod miastem, niech sobie będzie i 35 stopni. Można dostojnie przeleżeć dzień w majtkach, kryjąc się przed wzrokiem ciekawskich w krzakach lub też za pergolą.

Co innego w mieście. Już nawet nie chodzi o to, że trzeba iść do pracy. W takie upały praca jest akurat całkiem bezbolesna, bo i klimatyzowana. Jeśli nie jesteście przekonani, pomyślcie tylko o tych wszystkich powojennych biurach, wypełnionych ciałami nietraktowanymi antyperspirantami. Dodajcie do tego brak klimatyzacji i niepisany wymóg zakrywania ramion i kolan. Czyż nie żyjemy w czasach najlepszych z możliwych?

Nawet jeśli praca w upały wydaje się kręgiem piekielnym (w końcu trzeba się do niej jakoś dostać), to co najwyżej pierwszym. Raczej lekki dyskomfort niż wymyślne tortury. Idźmy dalej. Południe słoneczne minęło, temperatura ani myśli spadać, jednak w końcu wybija 17 i możesz odjechać w kierunku zachodzącego słońca.

Myślisz o różnych przyjemnych zajęciach na popołudnie, takich jak sesja krioterapii, doprawianie chłodnika litewskiego ciekłym azotem oraz kąpiel w przeręblu. Niestety nie możesz oddać się żadnemu z tych mroźnych hobby, bo jesteś umówiony. Nad rzekę, na piwo i już cieszysz się na przyjemny wiaterek i orzeźwiające bąbelki.

Oczekiwania nie spotykają jednak rzeczywistości. Wiaterek może i jest, ale przypomina raczej wyziewy z pieca do pizzy (minus zapach). Piwo po kilku łykach zamienia się w rozgazowany napój chmielowy. Do tego gadka jakoś się nie klei. W przeciwieństwie do koszuli na twoich plecach. Po dwóch godzinach złorzeczenia globalnemu ociepleniu idziesz do domu.

Ćwiczysz pod prysznicem wytrzymałość na zimno, masz mocne postanowienie dołączyć do klubu morsów. Potem oglądasz chwilę rewię mokrych podkoszulków u sąsiadów. Zanim się położysz, stawiasz przed drzwiami balkonowymi donice, żeby zapewnić sobie cyrkulację powietrza.

Budzik masz na 8.30, ale gdy otwierasz oczy, jest równiuteńka 6. Chwilę zajmuje ci połapanie się w tej nowej rzeczywistości, w której to podrywasz się bez konieczności używania trzech drzemek, w dodatku po jedynych 5 godzinach snu. Wakacyjnym nemezis okazują się kosiarki spalinowe.

W tym momencie wypadałoby zacytować popkulturowego klasyka z jego wulgarnym a prawdziwym: "Czy panowie muszą tak nap.......lać od bladego świtu?!". Niewiele osób zdobyłoby się jednak na wykrzykiwanie swoich żali przez okno, jak Adam Miauczyński, chociaż przyznać trzeba, że w istocie usłużni kosiarze potrafią "inteligenta ku..a załatwić na cały dzień".

No a cóż taki inteligent albo i nie-inteligent, może z tym fantem począć. Punkt szósta, koniec z ciszą nocną, więc żalić się władzom nie ma na co. Kosiarzy też można zrozumieć. Koniec końców, gdybyśmy sami mieli żyć z koszenia trawników, instynkt samozachowawczy podpowiadałby rozpoczęcie pracy możliwie wcześnie.

Machamy więc ręką na przedwczesną pobudkę, a zamiast litować się nad sobą, wspaniałomyślnie myślimy o panach uzbrojonych w kosiarki. Tyle że jutro też jest dzień, jutro też jest upał. A potem powtórka pojutrze i dnia następnego. Koszenia zaś tak dużo, jakbyśmy nie w mieście, a wśród pól mieszkali.

W końcu zaczynasz bać się poranka. Traumatyzuje cię widok trawy. Zaczynasz mieć gęsią skórkę na sam dźwięk przypominający koszenie. W pracy nie możesz się skupić, bo czytasz o rodzajach klimatyzatorów, a potem o kosztach montażu klimatyzacji. Piątego dnia budzisz się już sam, choć nawet nie słyszysz kosiarki. Zaczynasz słyszeć za to tramwaj, którego dźwięk dotychczas uchodził twojej uwadze.

Wreszcie upał się kończy, a tym samym gehenna. Aż do bożonarodzeniowego braku śniegu i siarczystych mrozów lutego możemy wieść żywot ludzi poczciwych. Kiedyś były żniwa, przednówki i zasiewy, dziś cykliczność czasu i wielkie emocje zapewnia nam ocieplenie klimatyczne.

Gdybyście zastanawiali się nadal, jak przeżyć upały w mieście, odpowiedź jest jedna. Przeczekać.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (176)