"Zjedz jeszcze pierożka". Anorektyczki wspominają świąteczny koszmar
Święta to czas radości i spotkań z najbliższymi. Nie każdy jednak ma się z czego cieszyć. Dla Magdy, Natalii i Wiktorii święta zawsze były momentem smutku, złości i nasilenia ich choroby.
"Nic nawet nie ruszyłaś"
Magda od trzech lat jest zdrowa. Po wielu miesiącach terapii udało jej się wyjść na prostą. Waży 50 kg. Osiągnięcie tej wagi było dla niej wyzwaniem. – Miałam anoreksję. Zaczęło się niewinnie, jak to zwykle bywa. Chciałam schudnąć tylko 5 kg. Tak żeby zgubić boczki. Z czasem 5 kg zamieniło się w 10, 10 w 15 itd. Doszłam do 40 kg przy 175 cm wzrostu. I dalej czułam się gruba – mówi 21-latka, która zachorowała w wieku 17 lat.
- Moja rodzina szybko zauważyła, że coś jest nie tak i zaprowadziła mnie na terapię. Dopiero psycholog uświadomił mi, co się ze mną dzieje. Miałam prosty wybór albo podejmę się leczenia, albo umrę. Byłam przerażona, ale postanowiłam o siebie walczyć – dodaje Magda.
W czasie choroby święta nie były dla niej przyjemnością. Dziewczyna na każdym kroku pilnowała się i denerwowała na rodzinę, która wytykała jej wygląd. – Co chwilę słyszałam od babci "sama skóra i kości". A ja czułam się jak najbardziej otyła osoba na świecie. Widziałam tylko nieistniejące wałki tłuszczu. Każde zachęcanie mnie do jedzenia doprowadzało mnie do szewskiej pasji. "Zjedz może pierożka", "Nic nawet nie ruszyłaś" – to była płachta na byka – opowiada Magda.
- Kiedy tylko mogłam odejść od stołu, szłam do pokoju i sprawdzałam, czy przez ten kawałek ryby nie utyłam. Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale to było silniejsze ode mnie. Resztę świąt płakałam w łóżku. Chciałam tylko w końcu poczuć się dobrze ze sobą na tyle, żeby cieszyć się czasem z rodziną. Tylko że wciąż byłam niewystrczająco piękna – wspomina 21-lata.
Dziś Magda uczęszcza na terapię, która utrwala skutki leczenia. W ciągu 3 lat utyła 10 kg i w te święta po raz pierwszy od dawna nie będzie nawet liczyć kalorii. – Mam w planach w końcu zjeść makowiec mamy. Czekałam na niego tyle lat – mówi kobieta.
Tylko opłatek
Zaburzenia odżywiania objawiają się nie tylko unikaniem jedzenia. To nieustanne poczucie, że jest się gorszym, brzydszym i niewystarczającym. W święta objawy choroby są szczególnie uciążliwe. Nie dość, że trzeba siedzieć przy stole z całą rodziną, to jeszcze jest się narażonym na uszczypliwości ciotek, babć i rodziców. Właśnie tak święta widziała Natalia.
- Co roku było to samo. Wmuszanie we mnie "rybki" i "ciasteczka". Rodzina cały czas wytykała mi, że jestem za chuda. Że powinnam więcej jeść, bo niezdrowo wyglądam. Jak miałam więcej jeść, kiedy każdy kęs sprawiał, że dosłownie czułam tłuszcz odkładający się w biodrach? Na wigilii zmuszałam się do zjedzenia odrobiny barszczu i kawałka ryby wielkości znaczka pocztowego. Bez wyrzutów sumienia mogłam zjeść tylko opłatek. Bo nie miał kalorii – opowiada 25-latka, która w czasach nastoletnich zmagała się z anoreksją.
- Po kolacji od razu szłam na wagę. Wystarczył 1 dag więcej, żebym poczuła się jak śmieć. Jak gruba, brzydka świnia bez samokontroli. Do wyjścia na pasterkę katowałam się brzuszkami albo innymi ćwiczeniami. Musiałam spalić wszystkie kalorie – mówi Natalia.
- Dziś choroba jest już za mną. Doszłam do siebie, wróciłam do normalnej wagi, zaakceptowałam siebie i nauczyłam się żyć zdrowo. Wspomnienie anoreksji do dzisiaj mi towarzyszy. Święta już nigdy nie będą dla mnie stuprocentowo radosne – mówi ze smutkiem Natalia.
Problem towarzyski
- Zaburzenia odżywiania niemal zawsze objawiają się problemem z jedzeniem w towarzystwie. Wspólne kolacje, święta, wieczerza wigilijna – to dla chorej osoby katorga. A kiedy dodamy do tego uwagi rodziny na temat jej ciała, zyskujemy najgorszy możliwy scenariusz – mówi psycholog, Ewa Gorcz.
- Zaburzenia odżywiania to przede wszystkim brak pewności siebie i bardzo krytyczna samoocena. Kiedy chora lub chory zostaje wystawiony na komentarze bliskich osób przy świątecznym stole, czuje się jeszcze gorzej niż zwykle. Wystarczy jedna uszczypliwość , żeby wpędzić taką osobę w czarną rozpacz – dodaje specjalistka.
"Żarłam"
Święta z zaburzeniami odżywiania to jednak nie tylko anoreksja i unikanie posiłków. Wiktoria choruje na bulimię. Dla niej wigilijna kolacja i spotkania przy rodzinnym stole kończyły się inaczej niż u Magdy czy Natalii.
- Żarłam. Nie jadłam, nie próbowałam potraw – żarłam. Wpychałam w siebie kosmiczne ilości jedzenia. Babcia mówiła, że "przynajmniej mam apetyt' i że to zdrowo. Tylko że później wstawałam od stołu, szłam do łazienki i wszystko zwracałam. Nie przestawałam wymiotować, dopóki nie opróżniłam żołądka. I płakałam, bardzo dużo płakałam. Bo czułam się taka słaba i taka zła na siebie, że nie potrafię się kontrolować – mówi 19-letnia Wiktoria, która wciąż walczy z chorobą.
- Od roku chodzę na terapię. Te święta to będzie pierwsze duże spotkanie rodzinne odkąd zaczęłam leczenie. Boję się jak to będzie. Boję się, że pęknę i znów wrócę do rzygania. Trzymajcie za mnie kciuki, żebym przetrwała te kilka dni. To będzie kamień milowy w mojej terapii – prosi dziewczyna.
Choroba cywilizacyjna
Według Anny Zdanowicz, psychiatry z poradni Medsolver, do tej pory uważano, że anoreksja występuje u ok. 1 proc. młodzieży w Polsce i u mniej niż 1 proc. osób dorosłych. Obecnie szacuje się, że z anoreksją zmaga się już mniej więcej 2 proc. młodzieży. Natomiast bulimia występuje w przypadku ok. 1-1,5 proc. młodzieży i osób dorosłych.
Zdaniem ekspertki, niepokojące wartości, na które rodzice czy partnerzy powinni zwrócić uwagę to: celowe ograniczanie przez pacjenta masy ciała o 15 proc. poniżej oczekiwanej wartości, albo jeśli spadek masy ciała nastąpił wskutek choroby, czy kryzysu, a pacjent po opanowaniu sytuacji dąży do tego, żeby masa ciała nie wrosła.
Jeśli widzisz u kogoś bliskiego objawy zaburzeń odżywiania lub sama/sam podejrzewasz je u siebie zadzwoń pod Telefon Zaufania 116 111 lub pod Telefoniczną Pierwszą Pomoc Psychologiczną 22 425-98-48.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl