Zofia Kierner ma 21 lat. Już zbudowała imperium
Miała 14 lat, gdy stworzyła fundację Girls Future Ready wspierającą młode dziewczyny w zdobywaniu kompetencji zawodowych. - Kiedy spotykałam się z moimi koleżankami Polkami, widziałam, jakie miałam szczęście, że mogłam skorzystać z systemów edukacji za granicą - mówi Zofia Kierner w wywiadzie dla WP Kobieta. Jest nominowana w plebiscycie #Wszechmocne w kategorii biznes.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, Wirtualna Polska: W wieku 14 lat założyłaś fundację Girls Future Ready, dziś masz 21 lat. To nie jest wiek, kiedy myśli się o takich działaniach.
Zofia Kierner: Potrzeba założenia działalności rozpoczyna się od mojej osobistej historii życiowej. Jestem Polką, ale w wieku 6 lat wyjechałam z rodzicami za granicę. Najpierw do Helsinek, potem w wieku 13 lat do USA. System edukacji z Finlandii i system edukacji ze Stanów to są praktycznie dwa najlepsze systemy na świecie, więc pod tym kątem dostałam bardzo dużo od świata. Znajomość języka angielskiego miałam podaną praktycznie na złotej tacy, podobnie jak konkretne kompetencje czy mindsety, które te szkoły pielęgnowały w młodych ludziach.
Podasz przykład?
Większa przedsiębiorczość, gotowość, żeby popełniać błędy i uczyć się na nich. By się zgłaszać, pytać i mieć pozytywne spojrzenie na życie. Zobaczyłam, że dostęp do tego wszystkiego wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce. Kiedy spotykałam się w wakacje z moimi koleżankami Polkami, widziałam, jakie miałam szczęście, że mogłam skorzystać z systemów edukacji za granicą. Chciałam, żebyśmy wszystkie mogły mieć takie same kluczowe kompetencje i możliwości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kluczowe kompetencje, które były przeze mnie zidentyfikowane i które nadal są stałe, jeśli chodzi o misję fundacji, to pewność siebie, global mindset, publiczne wystąpienia, komunikacja i znajomość profesjonalnego języka angielskiego. Do tego dochodzą kompetencje biznesowe.
Ale w wieku 14-15 lat dziewczyny raczej myślą o sprzedawaniu lemoniady czy innych drobnych pracach. Myślę, że niewiele nastolatek inicjuje założenie fundacji w tak młodym wieku.
Zawsze byłam szalonym dzieckiem. Przerabiałam te modele: sprzedawanie lemoniady, szyłam na maszynie. Po kolei próbowałam różnych opcji. Fundacja przez wiele lat swojej działalności ma charakter operacyjno-wolontaryjny, więc ja nie patrzyłam na to, jak na biznes, a jak na możliwość podzielenia się czymś, co dostałam. Patrząc wstecz – nigdy nie myślałam, że Fundacja Girls Future Ready będzie jedną z największych tego typu w Polsce. Wspieramy tysiące młodych kobiet w rozwoju kompetencji, mamy serie w TVN, własną serię w "Vogue", organizujemy eventy w ambasadzie USA, współpracujemy z partnerami jak Boston Consulting Group, Roche, Marriott International, etc. Kiedy miałam 14 lat, nie wyobrażałam sobie, że fundacja rozrośnie się na taką skalę – na początku chciałam tylko pomoc moim koleżankom z Polski, a teraz projekt wyskalował się wraz z ogromną potrzebą.
Ale można działać charytatywnie, nie rejestrując fundacji.
To prawda. To jest chyba jeszcze bardziej szalone – po co ja formalnie tę fundację założyłam? Mój pierwszy projekt charytatywny zainicjowałam jeszcze w podstawówce. Wówczas zbierałam książeczki w języku angielskim i przewoziłam je do Polski, rozdawałam dzieciakom w przedszkolach i szkołach. Pani prezydent Łodzi Hanna Zdanowska zaangażowała się w ten projekt i razem jeździłyśmy po placówkach w mieście. Książki są jednak bardzo ciężkie i w pewnym momencie zorientowałam się, że muszę zapłacić ogromną kwotę za kontener, w którym to wszystko przewiozę. W wieku 13 lat nie miałam funduszy, żeby wysłać je do Polski. Jak każde dziecko możliwości zaczęłam szukać w internecie. Znalazłam informację, że mogę złożyć podanie o grant, ale żeby to zrobić, muszę mieć zarejestrowaną fundację. I dokładnie to zrobiłam.
Czy rodzina, znajomi odwodzili cię od tego pomysłu? Słyszałaś, że jesteś za młoda?
Od rówieśników w szkole słyszałam wiele nieprzyjemnych słów. Gdy miałam pierwszy wywiad w "Vogue Polska", z którego byłam szalenie dumna, dostałam tragiczne komentarze. Wchodziłam np. na zajęcia czy spotkanie z przyjaciółmi i słyszałam: "O pani z 'Vogue'a'. Z panią to już nie można porozmawiać". W wieku 15, 16 lat to bardzo boli, szczególnie że robisz rzeczy, które są dobre dla środowiska.
Na studiach – ze względu na różnicę czasową – miałam spotkania online z mentorkami czy partnerami fundacji w Polsce o 4:30 rano w Kalifornii, a mieszkałam w jednym pokoju z czterema innymi dziewczynami. Wtedy też dostawałam po nosie, że moje budziki przeszkadzają współlokatorkom. Musiałam robić spotkania na korytarzu w akademiku po cichu.
Od rodziców nigdy nie dostałam wiadomości, że mam czegoś nie robić. Zawsze, gdy dzwoniłam i potrzebowałam wsparcia, dostawałam je. Rodzina była dla mnie najważniejsza, a opinia moich rodziców znaczyła dla mnie więcej niż opinia koleżanek.
"Dziewczyny zakładają pierwsze biznesy"
Jakie konkretnie kroki podejmujecie w fundacji, by wspierać kobiety?
Fundacja Girls Future Ready wspiera dziewczyny w wieku od 14-24 lat. Prowadzimy sześć globalnych programów, a każdy z nich wspiera inną kompetencję. Opowiem o paru z nich. Jeden z naszych programów to Girls Global Ready, który ma na celu rozwijać profesjonalną znajomość języka angielskiego, ale też global mindset, czyli myślenie, że świat jest ogromny i nie musimy się tego obawiać. Od pięciu lat łączymy kilkaset kobiet z Polski z mentorkami z USA. Dziewczyny pracują razem przez pół roku, a wygrana para ma okazję spotkać się na żywo w Nowym Jorku. Wyjazd dla laureatek piątej edycji odbył się dwa tygodnie temu, gdzie zaprosiłyśmy 9 dziewczyn do USA!
Drugą perełką jest program HerStory. Zauważyłam, że w Polsce mamy programy mentoringowe, które wyglądają tak: spotyka się młoda dziewczyna z mentorką i mówi jej, że bardzo stresuje się maturą, nie wie, co chce robić w życiu, a jeansy, które bardzo lubiła, nie są już na nią dobre itp. Mentorka mówi: "Ale Zosiu, poczekaj, bo jak pójdziesz do pracy, to dopiero życie się zacznie". Nikt z takiego spotkania nie wychodzi zmotywowany. Kiedy to zaobserwowałam, stworzyłyśmy właśnie program HerStory, w którym co miesiąc od pięciu lat łączymy ambitną młodą dziewczynę z doświadczoną mentorką, ale podopieczna ma zrealizować bardzo konkretny projekt w ramach 3-miesięcznej współpracy. Dzięki temu programowi dziewczyny zakładają pierwsze biznesy, piszą artykuły, mają już coś konkretnego, co mogą wpisać w CV.
Do tego prowadzimy też warsztaty, eventy, kampanie społeczne, produkujemy cyfrowe materiały, które pomagają młodym kobietom napisać CV czy nauczyć się planować dzień, etc.
Jak podnieść pewność siebie młodych dziewczyn?
Zauważyłyśmy w fundacji, że jedyny sposób to dać dziewczynom metaforyczne góry, na które będą się wspinać. Powiedzmy, że masz dziewczynę, która chce napisać własną książkę. Na początku musi przejść pierwszą górę – zaaplikować do programu HerStory w tym temacie, potem drugą – musi zrealizować projekt ze wsparciem mentorki i fundacji, trzecią – ma występ w telewizji itd. Gdy dziewczyny zauważą, ile tych gór pokonały po drodze, dostają skrzydeł. I kiedy stoi przed nimi kolejna góra, np. rozmowa o pracę, nie jest to dla nich tak straszne. Nie ma innego sposobu, by młodym kobietom podnieść tę pewność siebie.
Czasem te góry wydają się nie do przejścia, ale na szczycie satysfakcja jest ogromna.
Absolutnie. Mam wrażenie, że lubimy w Polsce patrzeć na siebie pesymistycznie, ale widzę, że robimy progres w kontekście budowania pewności siebie.
Bardzo wierzę w to, że nie trzeba być dobrym we wszystkim, by dużo osiągnąć. Ale trzeba być bardzo dobrym w czymś konkretnym. Od roku wykładam Przedsiębiorczość Społeczną na UC Berkeley i Harvard University i widzę tę tezę głęboko w systemie edukacji w USA. Stara się ona zainspirować studentów do znalezienia swojej pasji czy ekspertyzy w danej dziedzinie, a potem na 120 proc. się jej poświęcić.
Gdybyś miała powiedzieć, co wyróżnia te polskie młode dziewczyny, to co by to było?
Jesteśmy bardzo ambitne i to widać, chcemy więcej od życia. Ta chęć to już połowa sukcesu.
W jednym z wywiadów mówiłaś, że bycie młodą kobietą to wyzwanie. Co miałaś na myśli?
Widzę to, gdy chodzę na kolacje biznesowe i spotykam się z potencjalnymi sponsorami czy partnerami fundacji. Wobec kobiet – szczególnie młodych – są pewne oczekiwania: musisz udowodnić, że jesteś dobrze wykształcona, to, co robisz, jest warte czasu innych i masz za sobą konkretne sukcesy.
Sabotowałaś sama siebie ze względu na młody wiek?
Słyszałam komentarze, żebym wróciła za 10-15 lat, bo jestem za młoda. Ale było tyle osób, które we mnie nie wierzyły, że musiałam sama w siebie wierzyć. Starałam się zawsze patrzeć pozytywnie, myśleć o tym, że mam konkretną misję i pracuję dla wyższego celu.
Podobno wygenerowałaś wpływ społeczny w wysokości 25 mln dolarów. Czy to oznacza, że te pieniądze są na twoim koncie?
Nie mam 25 mln dolarów na koncie (śmiech). Ta suma to wartość wszystkich projektów, warsztatów, eventów, materiałów, treści fundacji w formie "quantified impact", który jest popularną metryką dla NGO w USA i liczy wpływ naszych programów z ostatniej dekady. Jako organizacja charytatywna co roku organizujemy serie globalnych programów, które są kompletnie za darmo dla młodych kobiet, np. w ramach projektu książkowego Girls English Ready. Trwał on pięć lat i przekazałam prawie 25 tys. książeczek. Gdyby spojrzeć na ceny wyjściowe takiej jednej książki, mamy sumę wygenerowanego wkładu społecznego.
W programie Girls Global Ready od pięciu lat bierze udział corocznie kilkaset dziewczyn, które mają za darmo spotkania po angielsku z mentorką z USA - co tydzień przez osiem miesięcy, co pomaga podnieść ich pewność w rozmowie po angielsku. Więc jak przeliczymy te wszystkie godziny i typową stawkę za lekcję, znowu uzbiera nam się pewna kwota, która doliczana jest do tego wpływu społecznego. I tak liczymy wpływ wszystkich naszych programów.
Standard amerykański jest taki, aby kwantyfikować, jaki impact jest przekazywany dalej. Sama studiowałam Data Science na UC Berkeley, wiec też potrzebuję, by za tym, co robimy, stały konkretne liczby. Dzięki temu widzę, jak się rozwijamy i co jeszcze możemy zrobić.
"Żeby fundacja nie była potrzebna"
Na tym etapie życia masz tak rozwiniętą karierę, jak niejedna dojrzała osoba. Co planujesz robić dalej?
Na pewno nie mam planu B na życie. Nie jestem osobą, która tak planuje. Bardzo wierzę, że celem każdej organizacji filantropijno-charytatywnej powinno być to, by się w pewnym momencie zamknąć. Mam wrażenie, że w świecie filantropii staramy się – szczególnie w Europie – zbudować korporację z fundacji. Percepcja, że musimy zebrać ogromny budżet, by realizować programy przez setki lat.
Kiedy młode Polki nie będą już na ostatnim miejscu w rankingach światowych, jeśli chodzi o naszą pewność siebie, kiedy nasz system edukacji będzie dbał o język angielski i odpowiednie kompetencje – będę bardzo szczęśliwa i chętnie zamknę fundację Girl Future Ready. Moim celem na najbliższe lata jest sprawić, by fundacja już nie była potrzebna. I taki powinien być cel każdej fundacji. "Impact yourself out of business."
Jeśli spełni się to, o czym mówię, będę gotowa skupić się na kolejnej misji.
Równolegle prowadzisz też agencję społeczną.
Tak, pomagamy korporacjom i osobom indywidualnym skalować i operować ich fundacjami w modelu Foundation as a Service. Widzę ogromny potencjał, by pomóc ludziom czy firmom prężnie działać charytatywnie na bazie tego, co my stworzyliśmy w fundacji.
Czyli można powiedzieć, że wypracowałaś globalne standardy, które są wzorem dla innych?
Dokładnie tak.
Życzę ci, aby fundacja Girls Future Ready nie musiała zbyt długo działać, a Wasze działania przyczynią się do lepszego świata dla kobiet.
Rozmawiała: Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, szefowa serwisu WP Kobieta
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.