"Zróbmy sobie dziecko". Jak wygląda co‑parenting w Polsce?
W co-parentingu na posiadanie dziecka decyduje się dwoje niebędących w związku ludzi. Nie muszą być nawet znajomymi. Wystarczy, że mają… internet.
Współrodzicielstwo, rodzicielstwo platoniczne – to inne określenia co-parentingu, zjawiska, które w Polsce zyskuje na popularności. – Na studiach przedstawiano nam tę formę rodzicielstwa poniekąd jako alternatywę dla par homoseksualnych chcących mieć dziecko. W największym skrócie można podsumować to tak: chcemy mieć dziecko, to sobie je zróbmy, nie są nam do tego potrzebne żadne uczucia – tłumaczy Agata Pajączkowska, psycholog z poradni Psychowskazówka.
Tylko poważne oferty
"Chcę mieć drugie dziecko. Szukam mężczyzny, z którym mogłabym zajść w ciążę. Interesuje mnie partnerski związek. Chciałbym, żeby uczestniczył w życiu dziecka" – pisze Agnieszka na forum Roomvitro.
"Mam na imię Bartek, mam 32 lata i mieszkam w Warszawie. Poczułem instynkt ojcowski i chciałbym mieć dziecko. Jestem osobą ustatkowaną, posiadam stałą, dobrze płatną pracę, więc na pewno dziecku nigdy niczego nie zabraknie. Osobiście nie interesują mnie stałe związki z bardzo różnych powodów" – tak Bartek zaczyna swój wpis na forum robimydzieci.com.
Dodaje, że jest zainteresowany kobietami w zbliżonym wieku, które również mają ustabilizowaną pozycję. "Nie mam szczególnych uwag do wyglądu, nie szukam tutaj żadnych miss świata, tylko normalnej, fajnej dziewczyny, z którą nie będę miał żadnego problemu się dogadać, zwłaszcza jeżeli chodzi o dziecko. Relacje, jakie chciałbym mieć z matką mojego dziecka, to koleżeńskie, a najlepiej przyjacielskie, nadrzędnym celem ma być dobro dziecka" – tłumaczy Bartek, zapewniając, że ma świadomość, jak ciężką pracą jest wychowanie dziecka. "Chciałbym się jej podjąć" - dodaje.
Większość mężczyzn przyjmuje tę samą narrację: jestem zaradny życiowo i dobrze sytuowany, ale nie mam szczęścia w miłości, a chciałbym poczuć smak ojcostwa. Podobnie piszą o sobie kobiety – zapewniają, że są niezależne finansowo i z pełną odpowiedzialnością chcą wziąć na siebie trud macierzyństwa. Niektórzy zastrzegają, że nie szukają związku. Inni takiej możliwości nie wykluczają.
"Chciałabym mieć dziecko, zostać mamą. Szukam dawcy lub partnera/mężczyzny, który również szuka partnerki, aby spróbować stworzyć związek czy chociażby przyjaźń/partnerstwo. Jestem osobą samodzielną. Szczupła blondynka (173 cm) z wykształceniem wyższym. Mieszkam w Warszawie. Jeśli są zainteresowani mężczyźni, którzy chcieliby zostać ojcami lub dawcami czy chcą spróbować stworzyć związek lub partnerstwo/co-parenting, proszę o kontakt" – zachęca Marta.
Zupełnie inaczej sprawę stawia Kasia: "Szukam dawcy nasienia bez ingerencji w wychowanie dziecka. Wszystkie koszty ponoszę ja. Proszę o poważne oferty. W grę wchodzi tylko metoda kubeczkowa".
Zakładam konto na jednym z forów i odpowiadam na ogłoszenie Marcina, który szuka partnerki do "białego związku i wspólnego wychowania dziecka". Wymieniamy kilka maili.
"Cześć, bardzo się cieszę, że odpowiedziałaś. Chętnie poznam cię na spotkaniu, ważne jest dla mnie to, aby była między nami chemia, zanim zdecydujemy się na dziecko" – pisze do mnie Marcin.
Ma 35 lat, prowadzi własną firmę. Dużo opowiada o sobie: był dotąd w paru związkach, miał się nawet żenić, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Ostatnio zrozumiał, że czegoś mu w życiu brakuje – i że nie jest to kolejny związek, a dziecko.
Zdaniem prawniczki
Czy Marcin może w ten sposób legalnie szukać matki dla swojego dziecka? Tak. – Dla sfery prawnej pozostaje obojętne, gdzie rodzice dziecka się poznali, jaka przyświecała temu motywacja itp. Płaszczyzny prawnej nie interesuje również cel spotkania w przestrzeni offline, czyli w tym wypadku spłodzenie dziecka. Trudno zatem rozpatrywać ten trend, jakim jest co-parenting, na płaszczyźnie jego ewentualnej nielegalności, dopóki nie dochodzi do zapłaty za urodzenie dziecka bądź za pośredniczenie. Co nie jest zakazane, jest zatem dozwolone – tłumaczy Anna Pabiańczyk, prawniczka, założycielka i prezeska zarządu Legal and Design.
Prawniczka nie kryje jednak, że co-parenting jest zjawiskiem kontrowersyjnym np. w kwestii próby uregulowania wzajemnych zobowiązań rodziców względem dziecka.
– Nie zapominajmy, że spotyka się dwójka zupełnie obcych sobie osób, które będą decydować o życiu człowieka. Polskie prawo przewiduje wprawdzie swobodę zawierania umów, jednak jej granice wyznaczają regulacje zawarte w przepisach prawnych, jak również zasady współżycia społecznego. Trudno zatem, aby obroniła się teza, że rodzice mogą w sposób swobodny uregulować swoje zobowiązania wobec dziecka, zawierając stosowną umowę w tym zakresie i wykluczając w niej przykładowo swoje prawne obowiązki względem dziecka. Samo zawarcie umowy o urodzenie dziecka wydaje się sporne i może być potraktowane jako nadużycie prawa – wyjaśnia Pabiańczyk.
Dlatego większość par zawiera ze sobą umowę ustną. Pytam o to Marcina. Potwierdza. "Nie znam nikogo, kto próbowałby podpisać jakąkolwiek umowę w ramach co-parentingu" – wyznaje.
Jednak zdaniem Anny Pabiańczyk zawarcie umowy w formie ustnej nie jest antidotum na obejście swoich prawnych obowiązków wobec dziecka. – Forma zawarcia umowy nie ma znaczenia w aspekcie kontrowersyjności swobody zawierania umów w tym przypadku. Decyzja o dziecku może być podejmowana w sytuacji, kiedy obojgu rodzicom wiedzie się dobrze. Okoliczności życiowe bywają jednak zmienne. Uzgodnienia rodziców poczynione czy to w formie pisemnej, czy też ustnej obarczone są ryzykiem ich nieważności, a powołanie się na nie w razie zaistnienia konfliktu może stać się niemożliwe – tłumaczy prawniczka.
– Zgodnie z zasadami współżycia społecznego nadrzędną zasadą będzie dobro dziecka, a wyznacznikiem wzajemnych praw i obowiązków względem dziecka będą chociażby regulacje zawarte w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym - dodaje.
Oznacza to, że w przypadku niewywiązywania się z obowiązków rodzicielskich przez którąś ze stron decydujący głos będzie miał sąd.
Budowanie systemu rodzinnego
Jest jeszcze jeden ważny aspekt związany z co-parentingiem, na który zwraca uwagę psycholog Agata Pajączkowska. – Posiadanie dzieci bez miłości kojarzy mi się z zaspokajaniem własnych potrzeb bez względu na konsekwencje. Tymczasem system rodzinny to coś więcej niż posiadanie mamy czy taty. Małe dziecko uczy się poprzez naśladowanie, a jak nauczy się pewnych uczuć, skoro jego rodziców łączy taka relacja? – zastanawia się Pajączkowska.
Terapeutka uważa jednak, że jeśli rodziców połączy przyjaźń, ich nadrzędnym celem stanie się wspólne i zgodne wychowanie dziecka, nauczą się ze sobą porozumiewać i pokonywać ograniczenia, to co-parenting w ich przypadku może zdać egzamin.
– Co-parenting przypomina mi nieco relacje, do których powinny dążyć pary, które się rozstały, a które mają dziecko – dodaje psycholog.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.