5‑latki na wyścigach. Ścigają się, zanim nauczą się czytać
Kurz, tłum i małe samochodziki wchodzące w ostre zakręty jeden za drugim. Za kierownicą każdego z nich siedzi dziecko, które nauczyło się ścigania, zanim było w stanie przeczytać napisy na desce rozdzielczej. A na trybunach stoją rodzice. Trzęsąc się ze strachu. Chociaż sami ich wsadzili na tor.
W Kalifornii takie wyścigi to codzienność. Na szczęście rodzice mieli choć tyle rozsądku w głowie (albo wynikało to z ograniczeń nałożonych przez przepisy), że samochody zbudowane dla dzieci to tzw. "ćwierć-mini samochody". Są to pojazdy z jednocylindrowym silnikiem, który można z łatwością pozyskać z maszyn, których używamy na co dzień - takich jak kosiarka. Ale nawet przy tak małej mocy, każdy wypadek może mieć katastrofalne dla dziecka skutki.
Jak podaje The New York Times, cytując Dr. Camdena Burnsa - "Dla młodych kierowców w takich wyścigach, podstawowe umiejętności, takie jak koordynacja ruchowa i czas reakcji, wciąż się się rozwijają, tak jak układ mięśniowo-szkieletowy. Jeśli odpowiednie środki ostrożności nie zostaną wdrożone, wypadki nawet przy prędkości 35 czy 40 kilometrów na godzinę mogą spowodować pęknięcia kończyn, uszkodzenia rdzenia kręgowego czy wstrząs mózgu".
Pomimo że wstrząs mózgu jest zagrożeniem w wielu dyscyplinach sportowych, to jest wybitnie niebezpieczny dla dzieci. Niektóre wyzdrowieją. Reszta, jak podaje dr. Emily Dennic w The New York Times, będą miały bóle głowy i problem z koncentracją w szkole - i będzie coraz gorzej.
Można zadać sobie pytanie, dlaczego dzieci narażane są na takie niebezpieczeństwo. Wystarczy odwrócić wzrok od zakurzonego toru i spojrzeć na trybuny - tam, wśród wiwatujących, znajdziemy matki z sercem na ramieniu i ojców, najgłośniej dopingujących swoich młodych mistrzów. Żeby zapewnić swoim pociechom maksymalne bezpieczeństwo wydają setki dolarów na sprzęt, który ich ochroni. I faktycznie - to, w połączeniu z regulacjami prawnymi zapewnia dzieciom pewien poziom bezpieczeństwa. Ale niestety, wypadki są nieuniknione.
"Na niektórych torach wyścigowych w Stanach Zjednoczonych, dzieci w wieku 11 lat mogą ścigać się profesjonalnymi samochodami wyścigowymi - wliczając w to auta sprintowe, których wydajność przekracza 800 koni mechanicznych. Wydajność ćwierć-mini samochodów, dla porównania, wynosi około 5 koni mechanicznych. Typowy sedan ma około 150" - pisze Stephen Hiltner. Podsumowując, rodzice wsadzają dzieci do samochodów, które są wielokrotnie mocniejsze od tych, którymi sami jeżdżą. Pytanie, czy warto.
Warto też zastanowić się nad tym, czemu rodzice decydują się na tak niebezpieczną pasję dla swoich pociech. Być może, jest to efekt niezrealizowanych marzeń z dzieciństwa. Albo pragnienia, żeby dzieci kontyuowały ich pasję. W obydwu tych przypadkach małolaty są narażone na niebezpieczeństwo, które jest wymysłem ich rodziców. Ich przyszłość może zostać przypieczętowana w bardzo młodym wieku.
Mimo to większość młodych mistrzów kierownicy zakończy swoją pasję jeszcze w dzieciństwie. W dorosłym wieku za kierownicę wsiądą tylko rekreacyjnie. Niektórzy z nich będą jednak kontynuowali swoją karierę i być może w przyszłości staną na podium mistrzostw dla dorosłych. Może to właśnie tutaj narodzi się kolejna gwiazda wyścigów. O ile wcześniej nie będzie miała wypadku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz również:
Najsłynniejsze wyścigi i rajdy świata
Wyścigi samochodowe wracają do Szwajcarii po 60 latach