7 błędów, które popełniamy podczas malowania się w pośpiechu
Wpadka goni wpadkę
Zbyt ciemne brwi, świecąca skóra, albo wręcz przeciwnie - matowa i blada jak kartka papieru, do tego posklejane rzęsy i szminka na zębach. Wpadki makijażowe zdarzają się każdemu, ale większości z nas - właśnie wtedy, kiedy malujemy się w pośpiechu. Czego nie warto robić, a co bezwzględnie należy robić, jeśli chcesz aby makijaż dodawał ci urody, a nie odejmował? Podpowiadamy.
Co nagle to po diable. Jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy. Diabeł tkwi w szczegółach. Do diabła z tymi powiedzeniami, ale zgadzam się, że zawsze jak się umaluję w pośpiechu, wyglądam brzydziej niż diablica niepomalowana z sińcami pod okiem i jasnymi brwiami. Co prawda nie pamiętam, kiedy siedziałam spokojnie rano przed lustrem i malowałam się w spokoju, bo albo mam jedno dziecko na kolanach, a drugiemu podaję owsiankę do zjedzenia i skarpetki do założenia, albo jedno po mnie skacze, a drugie akurat potrzebuje napić się mleka…Nie mniej, już przyzwyczajona do takich, a nie innych warunków, w których wykonuję swój codzienny makijaż (naprawdę niezbędne moim zdaniem minimum: podkład, kredka do brwi, mascara i róż) wiem, że potrzebuję na niego 5-7 minut. Jeśli mam mniej czasu, nie ma siły - zawsze będzie to widać, a ja będę wściekła za każdym razem, jak zobaczę swoje odbicie w lustrze.
Realia są takie: pomalowałaś się w dwie minuty i wyglądasz dziwnie. Czy da się temu jakoś zaradzić? Jakie błędy popełniasz najczęściej malując się w pośpiechu i w jaki sposób ich uniknąć?
Ściągnięta skóra, złuszczający się naskórek
Jeśli w tempie ekspresowym wzięłaś prysznic, oczyściłaś twarz płynem micelarnym i… zapomniałaś nałożyć kremu nawilżającego na skórę twarzy, to prawdopodobnie to i poczujesz, i zobaczysz. Skóra pozbawiona nawilżenia, choćbyś nałożyła na nią najdroższy podkład z polimerami odbijającymi światło, prostującymi zmarszczki i imitującymi blask gwiazd - nie da rady przy braku nawilżenia. Powód? Skóra przesuszona i ściągnięta (spierzchnięta) ma nierówną powierzchnię, więc podkład nie rozprowadzi się na niej równomiernie. Efekt: plamy, ciapki, paski, kreski.
Jeśli zdarzy ci się taka sytuacja jeden raz, kolejnego prawdopodobnie nie będzie. Natomiast, jeśli znasz siebie i swoje zapominalstwo i zdarza ci się kilka razy w tygodniu przed makijażem nie nałożyć kremu czy serum, lepiej zastąp zwykły podkład takim nawilżającym lub - o ile twoja cera nie jest aż tak wymagająca - kremem BB (to porcja podkładu, nawilżenia, ochrony przeciwsłonecznej, itp.). Na pewno jednak na nieposmarowaną kremem i pomalowaną zwykłym podkładem skórę, nie nakładaj już dodatkowej porcji pudru matującego - zrobi się szorstki pancerz, a pod koniec dnia skóra będzie sczypać.
Maska, gładź szpachlowa
Kiedy się spieszysz, trudno o precyzję w robieniu czegokolwiek. Najgorzej, jeśli zamiast w świetle dziennym, malujesz się w małej łazience oświetlonej jeszcze mniejszą żarówką. Jeżeli podkład nakładasz palcami, pamiętaj, że robisz to po to, aby się ogrzał pod wpływem ciepła twoich dłoni i tym samym łatwiej rozprowadził. Ale może warto aplikację palcami, zastąpić gąbeczką Beauty Blender? Unikniesz wówczas podstawowego błędu nakładania kolejnej warstwy podkładu (żeby wyrównać) i na skórze „wyląduje” go dokładnie tyle, ile potrzeba. Natomiast jeśli na gąbeczkę wyciśniesz gigantyczną porcję kosmetyku, nawet ona tego nie udźwignie. I w efekcie będziesz nosić maskę na twarzy, która odcina się od szyi, jakby twoja głowa była do niej dokręcona…
Czy może być gorzej? Oczywiście że tak! Gorzej zrobisz, jeśli taką grubą warstwę podkładu przypudrujesz jeszcze matującym pudrem. Efekt: dramat, tragedia grecka, albo teatr Kabuki. Co wtedy można zrobić? Najlepiej i najszybciej użyć mokrej chusteczki i to wszystko zdjąć z twarzy i zapomnieć tego dnia o podkładzie. Albo spóźnić się na spotkanie czy zebranie zwalając winę na korki na mieście i położyć podkład w spokoju…
Teatralne brwi
Brak brwi u niektórych powoduje rozmywanie się rysów twarzy. „Zmęczenie” rysuje się wówczas na niej błyskawicznie, pomimo że prawdopodobnie nie zdążyłaś ich pomalować, bo się właśnie od niepamiętnych czadów zacnie wyspałaś… Natomiast nie wiem czy gorszym błędem nie jest zbyt graficzny i ciemny malunek brwi. Czego we wspomnianej łazience z jedną żarówką - nie zauważysz. Za to później, patrząc w lustro w pracy czy samochodzie, możesz z wrażenia zemdleć. Czarne lub ciemnobrązowe zbyt dokładnie, grubo, czy szeroko wyrysowane brwi mogą dać demoniczny wyraz twarzy i dodać co najmniej pięciu lat w metryce ich właścicielce.
Mało tego, masz jak w banku, że każdy, kogo dziś spotkasz będzie się tobie przypatrywał ze zdziwieniem i uniesioną brwią, zastanawiając się czemu jesteś taka wściekła? Może masz okres? Szef wyprowadził cię z równowagi? Matka zadzwoniła w nieodpowiednim momencie? Znowu nie zdążyłaś napić się kawy? Znam to, bo sama nie raz sobie takie dramatyczne brwi wymaluję i później, gdy zbieram takie komentarze, nerwowo próbuję to naprawić.
Jak tego uniknąć? Najprościej po prostu w pośpiechu ich nie malować kredką, tylko przeczesać. A jeśli nie wyobrażasz sobie swojego wizerunku bez brwi, odpuść tego dnia malowanie rzęs - oszczędzisz dwie kolejne minuty. Natomiast w sytuacji, kiedy brwi dominują nad całą twoją twarzą i straszą swoim kształtem czy kolorem (albo jednym i drugim), w drodze do pracy, lekarza czy na spotkanie, przetrzyj je chusteczką. Ściągniesz wówczas nadmiar pigmentu i już będzie znacznie lepiej. Alternatywa, nad którą warto pomyśleć: henna lub permanentny makijaż brwi. Oszczędność czasu, stresu, komentarzy i chusteczek - bezcenna.
Sine podkówki, oko pandy
Kto w pośpiechu myśli o nakładaniu korektora pod lub dokoła oczu? Niewiele z nas. A to błąd. Korektor jest ważniejszy niż podkład i z powodzeniem można go użyć zamiast nakładania fluidu na całą twarz. Powód? Jeśli pomalujesz resztę twarzy: skórę, rzęsy, brwi, usta czy policzki, a pod okiem pozostanie widoczny siniec - nadal będziesz wyglądać na zmęczoną lub starszą niż w rzeczywistości. Czy da się coś z tym fantem zrobić?
Jasne, że tak! Dobierz w perfumerii korektor w odcieniu zbliżonym lub o pół tonu jaśniejszym niż twój podkład (tudzież twoja skóra). Warto zainwestować w taki z gąbeczką lub pędzelkiem. Każdy makijażysta nakłada korektor po pierwsze: na podkład (a nie pod niego), a po drugie: rozprowadza go palcami, pomimo genialnych gąbeczek czy pędzelków, żeby wokół oczu czy nosa nie pozostały widoczne jaśniejsze ślady produktu.
Skoro już jesteśmy przy nosie, to gorąco polecam wykonać cały makijaż w pośpiechu samym korektorem. W jaki sposób? Tak zwaną techniką „na Indianina”. Narysować prostą linię na środku czoła i dwie odchodzące od niej linie - na boki. Następnie pionową linię na środku (przez całą długość nosa) i promieniście odchodzące od nosa w kierunku kości policzkowych trzy linie. A na podbródku poprzecznie namalować jedną linię. I wszystkie rozetrzeć. Kierunek: od góry w dół, od środka - na zewnątrz. Uzyskasz: rozświetlenie, zatuszowanie czerwieni (naczynek) wokół nosa, na czole i podbródku i sińców pod oczami. I świeżość. A o to w makijażu przecież chodzi!
Świecąca skóra, pomimo matowania
Położyłaś krem nawilżający i podkład, ba - zdążyłaś się nawet przypudrować, ale wszystkie te trzy gesty wykonałaś w kilkanaście sekund. Skutek: olej na twarzy. Dlaczego tak się dzieje? Każdy produkt potrzebuje dokładnego wklepania, wmasowania, aplikacji. I jeśli widzisz, że po nałożeniu kremu na twarz, skóra się delikatnie świeci, zanim w tempie błyskawicy nałożysz na nią podkład - odsącz nadmiar olejków czy składników nawilżających (wystarczy do tego użyć zwykłej chusteczki higienicznej, albo bibułki matującej). I dopiero wtedy nałóż podkład. Odczekaj kilka minut, wklep lub wmasuj go w skórę i jeśli twarz się świeci - znów sięgnij po chusteczkę i odsącz nadmiar błysku. A wtedy sięgnij po puder matujący, uważając jednak, aby nie nałożyć go zbyt dużo (zawsze warto otrzepać pędzel czy gąbeczkę z nadmiaru tego produktu). Powód? Skóra ze zbyt dużą ilością czynników matujących, dostaje sygnał o… przesuszeniu. Co spowoduje, że gruczoły łojowe uskutecznią jeszcze większą produkcję sebum (czyli łoju), a skóra będzie świecić się jeszcze mocniej. To tak zwany skutek odbicia, z którym też możesz się spotkać, jeśli stosujesz podkład matujący.
Mało tego, po kilku godzinach, jeśli nie odsączysz nadmiaru tłuszczu ze skóry, na cerze będzie widoczny nadmiar malowideł, które niektórzy nazywają „twarogiem”. A twaróg lubimy na kanapkach (o ile w ogóle), nie na twarzy. Jeśli jesteś w amoku i nie masz czasu odczekać, aż każdy kolejny produkt się wchłonie, wybierz podkład w kompakcie. Ale nawet on po kilku godzinach może się zaświecić i wtedy użycie chusteczki zamiast pudru matującego, jest naprawdę zbawienne. A kosztuje niewiele.
Róż a' la panterka
Jeśli pomimo pośpiechu, nie potrafisz wyjść z domu bez różu lub bronzera na policzkach - uważaj. Ich sposób aplikacji jest jedną z pierwszych rzeczy, które zauważą wszyscy. Zbyt ciemny kolor kosmetyku wynikający ze zbyt dużej ilości nabranej podczas jego nakładania, nałożenie nieodpowiednim pędzlem lub niedobranie odcienia do reszty makijażu, niestety odejmują urody. Unikaj niezależnie od urody, pory roku czy dnia bronzerów w tonacji pomarańczowej, ceglastej i czerwonej. Postarzają, a utleniony po kilku godzinach kolor (co wynika zwykle z przetłuszczania się skóry), rozmazuje się w ciemne, nieestetyczne plamy.
Jeśli masz świadomość, że twoja cera ma tendencję do przetłuszczania się, unikaj: ciemnych odcieni różu, różu w kremie czy takiego z kroplą perły. Twoja skóra ma już wystarczająco dużo blasku, żeby jeszcze jej go dokładać. Zimą bronzery czy ciemniejsze odcienie różu, zastąp takimi w tonacji baby pink (pasuje do zimnych typów urody i bardzo jasnej cery) lub jasnej moreli (odpowiedni do oliwkowych, cieplejszych karnacji). Lepiej się obrobią przy zimowym świetle niż te ciepłe i ciemniejsze odcienie. Drobny akcent na środku policzków jest wystarczający. Nakładanie różu na całe policzki może dać też niepożądany efekt odmrożonej twarzy, czy rosyjskiej matrioszki - chyba, że właśnie o taki makijaż ci chodzi! Alternatywa? Kiedy się naprawdę spieszysz, odłóż aplikację różu na lepszy moment.
Posklejane, rozmazane rzęsy
Kto choć raz w życiu z takimi nie wyszedł z domu, ten jest cyborgiem albo makijażystką. Choć znam wiele makijażystek, które nie raz miały rzęsy posklejane czy pokruszoną mascarę na dolnej powiece… I całe szczęście! Nikt nie jest idealny. A przy dzisiejszych trendach zawsze winą można obarczyć kreatorów takiego makijażu.
Zdarza się, że nadmiar mascary, który skleja rzęsy wręcz przeszkadza ci w ciągu dnia. Albo wywołuje szczypanie, pieczenie spojówek i czerwone oczy, które wyglądają, jakbyś rzewnie płakała. Cóż. Jeśli tak się danego dnia stało, należy wyrzucić maskarę na śmietnik, albo podarować ją komuś innemu - zdarza się, że przeszkadza ci jeden z jej składników, a innym osobom (siostrze czy koleżance) jest on zupełnie obojętny.
Jeśli rzęsy są zwyczajnie niechlujnie pomalowane, użyj starego jak świat sposobu, wytarcia rozmazanej maskary ze skóry wokół oczu nawilżonym patyczkiem do czyszczenia uszu lub płynem do demakijażu. Taka korekta rozmazanej mascary zajmuje akurat kilka sekund, natomiast źle pomalowane rzęsy mogą przeszkadzać ci przez cały dzień. Wtedy proponuję zmyć je mokrą chusteczką, albo udawać, że to zamierzony efekt stylizacji na Courtney Love czy imprezującą Kate Moss. I naprawdę całkiem aktualny trend w makijażach! Nie ma więc tragedii. Jest za to trend;)