Afganki mają świadomość, że straciły wszystko. "Niektóre noszą przy sobie truciznę"
17.08.2021 16:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przez ostatnich 20 lat Afganki kawałek po kawałku wyrywały dla siebie wolność. Zrzuciły burki, wróciły do szkoły, w końcu poszły na uniwersytety. Przekonały swoje rodziny, że mogą pracować, wyjeżdżać na konferencje, pełnić funkcje publiczne. Robić kariery i wychodzić za mąż zgodnie ze swoją wolą. Ta mozolna praca całego pokolenia afgańskich emancypantek właśnie legła w gruzach.
Przejęcie Afganistanu przez talibów to spełnienie największego koszmaru mieszkających tam kobiet. Przed dwudziestu laty restrykcyjne prawa ekstremistów zamknęły kobiety w domach, odebrały prawa do edukacji i pracy. W tym momencie kobiety nie martwią się jednak o równościowe regulacje, ale o swoje zdrowie i życie. O w niepokojach Afganek rozmawiamy z dr Ludwiką Włodek ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, autorką reportaży o Afganistanie.
Marta Kutkowska WP Kobieta: Wczoraj media obiegła wypowiedź burmistrz miasta Majdanszahr, aktywistki Zarify Ghafari: "Siedzę tutaj, czekając, aż przyjdą. A oni przyjdą po ludzi takich jak ja i mnie zabiją". Czy naprawdę jedyne, co możemy zrobić, to czekać na śmierć afgańskich kobiet?
Dr Ludwika Włodek: Kobiety, które pełniły funkcje w administracji obalonego rządu i te, które współpracowały z zachodnimi państwami, szczególnie z Amerykanami, są zagrożone. To, że talibowie mówią, że nie chcą żadnych rozliczeń, nic nie znaczy. Oni już zmieniają ton: najpierw powiedzieli, że nikomu nic się nie stanie, zapraszali urzędników do pracy.
Wczoraj zakomunikowali, że "normalnym Afgańczykom nic się nie stanie" - można się domyślać, że dla kontrastu Afgańczykom, którzy byli zaangażowani w budowanie prozachodniego rządu, jednak coś się może stać. Ludzie, zwłaszcza kobiety, obawiają się czystek, rzezi. W ten sytuacji możemy jedynie wpływać na opinię publiczną. Apelujmy, by polski rząd pomógł jak największej liczbie ludzi. Dla relatywnie bogatego kraju, jakim jest Polska, przyjęcie kilku tysięcy uchodźców to nie jest dużo.
Jest pani w kontakcie z kilkoma kobietami w Afganistanie. W jakiej są aktualnie sytuacji?
Ich sytuacja nie jest wesoła. Większość z nich opuściła własne domy, ukryła się w bezpiecznych miejscach. Wiele z nich czeka na wyjazd. Nie mogę podawać szczegółów, żeby tym kobietom nie zaszkodzić. Panuje panika, przekonanie, że wszystko, do czego te kobiety w życiu doszły, właśnie legło w gruzach. Afganki mają świadomość, że to już jest koniec. Do wyboru mają emigrację albo życie na zupełnie innych zasadach, niż do tej pory. Mówię tu edukacji dziewczynek, emancypacji kobiet, prawach człowieka.
Czego się aktualnie najbardziej boją kobiety w Afganistanie? Czy to jest lęk o utratę status quo czy lęk o zdrowie i życie?
Kobiety przede wszystkim boją się o życie, bo to życie można stracić z bardzo błahych powodów. Pamiętajmy, że za poprzednich rządów talibów kobieta mogła zostać ukamienowana za samą pogłoskę o cudzołóstwie. Być może teraz wyjście w nieodpowiednim hidżabie będzie przestępstwem, za które talibowie będą chcieli wziąć odwet. Kobiety boją się też o kres swoich marzeń, bo nie wiedzą, czy będą mogły się uczyć, czy będą mogły pracować zawodowo.
I w tym przypadku talibowie zmieniają zdanie - najpierw powiedzieli, że kobiety będą mogły się uczyć pod warunkiem, że będą nosiły burki, teraz nieco złagodzili ton i mówią o hidżabach (hidżab zakrywa włosy, głowę, uszy i szyję, natomiast twarz i ramiona pozostawia odkryte. Burka z kolei to najbardziej restrykcyjny wybór - zakrywa całe ciało, włącznie z twarzą i oczami - przyp. red). Ale jak będzie, tego nie wiemy. Na razie amerykańscy żołnierze pilnują transferu dyplomatów, gdy oni wylecą, może dojść do krwawych rozliczeń.
W ekspresowym tempie ze sklepowych półek w Afganistanie znikają burki, czyli nieprzeźroczyste nakrycia głowy. Kobiety kupują je z obawy o swoje bezpieczeństwo?
Tak, ale też dlatego, że boją się, że za chwilę bez burki nie będą mogły wychodzić z domu. Za poprzednich rządów talibów burka była jedynym strojem, który można było nosić w przestrzeni publicznej. Aktualnie to nie jest popularny strój w dużych miastach. Gdy byłam w marcu w Kabulu, burki było widać tylko w bardzo biednych dzielnicach, gdzie mieszkali uchodźcy ze wsi. Afganki po prostu nie miały w szafie burek.
Teraz w niektórych miastach opanowanych przez talibów taksówkarze dostali zakaz dowożenia do centrum kobiet, które nie są w burce. Proszę sobie wyobrazić, że nagle nie może pani wyjść z domu, bo nie ma pani odpowiedniego stroju. Ten chaos, który tam aktualnie panuje, jest najgorszy dla najsłabszych: dla kobiet, dla dzieci, dla starszych. Wtedy rządzi przemoc, siła fizyczna. Nie wiadomo, czy wyjście bez burki nie zaskutkuje pobiciem, ukamienowaniem, aresztowaniem.
Jak wygląda rola kobiet w rodzinie i w społeczeństwie według talibów?
Kobieta nie ma według talibów żadnej funkcji prócz rodzenia dzieci i opieki nad domem. Nie ma dla niej miejsca w życiu publicznym.
Jak karane były kobiety, które przekraczały normy przez nich wyznaczone?
Te kary były drakońskie, z ukamienowaniem włącznie. Natomiast jak to będzie teraz wyglądało, tego nikt nie wie. Myślę, że oni sami tego nie wiedzą, co wynika ze sprzecznych komunikatów, które wysyłają w świat.
Brytyjski "The Conversation" opisuje sytuację z początku lipca, gdy talibscy przywódcy przejęli kontrolę nad prowincjami Badachszan i Tachar. Wówczas wydali rozkaz lokalnym przywódcom religijnym, aby dostarczyli im listę dziewcząt powyżej 15. roku życia i wdów poniżej 45. roku życia do "małżeństwa" z talibskimi bojownikami. Czy obawia się pani, że taki los może spotkać kobiety na wszystkich terenach zajętych przez talibów?
Zmuszanie do zamążpójścia niestety było w Afganistanie praktykowane od zawsze. Różni komendanci polowi, którzy mieli broń, nie tylko talibowie, wybierali sobie kobiety, z którymi na siłę, wbrew ich woli, brali ślub. W momencie, kiedy działało prawo, sądy, instytucje zajmujące się prawami człowieka, to przynajmniej silniejsze z tych kobiet, te bardziej zdeterminowane, mogły próbować się uwolnić.
Były mechanizmy przeciwdziałania takiej przemocy. Niewystarczające, ale jednak były. Aktualnie nie ma nic. Talibowie są panami życia i śmierci kobiet. Słyszałam doniesienia, że kobiety noszą przy sobie truciznę, bo wolą śmierć, niż los seksualnej niewolnicy talibskiego wojownika.
Czytaj też: "Czekam, aż przyjdą". Najmłodsza burmistrz z Afganistanu boi się o życie swoje i bliskich
Mówimy tu o dziewczynkach od 15 roku życia…
Tak, ale chodzi nie tylko o dziewczynki. Ochrona dzieci przed przemocą seksualną to ogromny problem w Afganistanie. Jest tam taki zwyczaj "bacze bazi", dosłownie - "gra z chłopcami" kultywowany przez Pasztunów (grupa etniczna, z której głównie rekrutują się talibowie - przyp. red.) od setek lat.
Na dworach władców, przywódców wojskowych byli obecni mali chłopcy, którzy pełnili funkcję ni to klaunów, ni to niewolników seksualnych. I tego zjawiska talibowie też nigdy nie potępili. Także los kobiet jest najbardziej zagrożony, ale chcę podkreślić, że ta przemoc seksualna będzie spotykała także chłopców i mężczyzn.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl