Andrzej Piaseczny wraca do przeszłości. "Udało mi się nie stoczyć"
Andrzej Piaseczny jest uważany za jednego z najprzystojniejszych polskich piosenkarzy. Na koncertach potrafią wzdychać do niego tłumy fanek, a teraz muzyk wydał nową płytę. Przy okazji postanowił wrócić do dawnych spraw.
02.11.2018 | aktual.: 02.11.2018 07:34
Piaseczny został zapytany o to, co uważa za swój największy sukces z perspektywy czasu. W końcu zaczął być bardzo znany krótko po tym, jak skończył 20 lat, co w wielu przypadkach kończy się źle. Sława potrafi przytłoczyć lub uderzyć do głowy, ale w jego przypadku tak nie było.
- Może to, że udało mi się nie stoczyć? - odpowiada Piaseczny w "Super Expressie. - Że wyrosłem na całkiem przyzwoitego faceta, nie jestem uzależniony od żadnych substancji, nie roztrwoniłem majątku... Czytając to być może uśmiechacie się pod nosem, ale to jest jakaś ogromna prawda, że duży sukces na scenie w całkiem sporej ilości przypadków powoduje w głowie taką złudną wiarę, że zawsze będzie dobrze, publiczność zawsze będzie nas chciała słuchać i podziwiać. Mówiąc o największym sukcesie, nie da się jednak oderwać od tych fanów i rozpoznawalnych piosenek. Z całą pewnością moim największym sukcesem jest to, że kilka razy udało mi się wspiąć na tą najwyższą pozycję na rynku, i kiedy mówiłem o tych piosenkach, które ludzie chcą usłyszeć na moich koncertach, to największe szczęście polega na tym, że pochodzą one z różnych okresów twórczości mojego życia.
Gwiazda wraca także do sytuacji z fankami, które w danych latach niejednokrotnie wyznawały mu gorącą miłość lub przyklejały swoje twarze do jego zdjęć.
- Z dużym uśmiechem mówiąc - to trwa do dzisiaj - opowiada muzyk. I kontynuuje: Całe szczęście, że dziś już nie w takiej intensywności jak kiedyś. Historia z przyklejaniem twarzy do zdjęcia, to bardzo miła sprawa, ale bywały rzeczy znacznie mniej wesołe. Moja mama po pewnej historii z przeszłości do dzisiaj niemal żąda ode mnie, że będę zawsze mówił, w jakim miejscu dokładnie jestem. W czasach, kiedy telefon komórkowy był jeszcze dużym luksusem, w nocy zadzwonił telefon domowy i ktoś poinformował ją o tym, że uległem bardzo poważnemu wypadkowi samochodowemu i że musi natychmiast spakować się i jechać do szpitala gdzieś na drugim końcu Polski, by zdążyć się ze mną pożegnać. Całe szczęście, że mama wtedy wiedziała, że byłem w zupełnie innym miejscu. Także popularność to nie zawsze tylko pluszowe misie rzucane na scenę.
Masz historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl