Ania Wendzikowska w samotnych podróżach odnalazła siebie. Teraz doradza innym. "To moja misja"
Widzowie mogą już śledzić podróże Blanki Lipińskiej, jej partnera, Pawła Baryły oraz przyjaciela, Marcina Skury do najpopularniejszych miejsc na świecie. Jak obrazki z pocztówek wyglądają naprawdę? Czy oferowane atrakcje są warte swojej ceny i renomy? Blanka i jej bliscy odpowiadają na te pytania w nowym programie podróżniczym Prime Video "(Nie)Poradnik Turystyczny".
04.11.2024 | aktual.: 04.11.2024 12:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W jednym z odcinków Blanka, Paweł i Marcin jadą do Peru, gdzie zwiedzają nie tylko Limę i Machu Picchu, ale też mniej oczywiste regiony. Na miejscu nie brakuje polskich akcentów. W jednej z najlepszych restauracji w Limie trio spotyka się z Anią Wendzikowską, dziennikarką, prezenterką i miłośniczką podróży. Ania na kilka dni staje się ich przewodniczką po kraju, a trudno o lepszą ekspertkę, bo ma na koncie 116 odwiedzonych państw. Porozmawialiśmy z dziennikarką w przerwie między nagraniami.
Niezależna opinia redakcji. Materiał powstał podczas wyjazdu organizowanego przez Prime Video.
WP Kobieta: Aniu, na czym polega twoja rola tutaj w Peru?
Anna Wendzikowska: Znam Peru, ponieważ miałam już okazję odwiedzić ten kraj i z tego powodu zostałam swego rodzaju przewodniczką dla Blanki i jej towarzyszy. Trochę opowiadam o Peru, trochę pokazuję widoki i zapraszam do eksploracji między innymi peruwiańskiej kuchni. Oczywiście w trakcie naszej wspólnej wyprawy także się integrujemy, szczególnie podczas różnego rodzaju atrakcji. Dzięki temu na chwilę stałam się członkinią tej ekipy. A muszę przyznać, że na początku wydawało się to dość trudne, ponieważ cała trójka jest ze sobą bardzo zżyta, ale jest też w nich dużo otwartości i to jest naprawdę fajne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pierwszy raz byłaś w Peru w maju. Rozumiem, że wybór tego miesiąca nie był przypadkowy?
Maj uważa się za idealny miesiąc na podróż do Peru. W Limie, w Cuzco i na Machu Picchu jest wtedy ciepło i zielono. Oryginalnie bilety miałam zarezerwowane na maj 2020 roku, ale z wiadomych powodów do tej podróży nie doszło. Chciałam się wstrzelić w maj, dlatego w międzyczasie realizowałam inne rzeczy. W końcu mi się udało. Zwykle na takie wyprawy do Ameryki Południowej czy Środkowej jeżdżę sama z plecakiem, ale tym razem zabrałam starszą, 9-letnią córkę. Kupiłam jej plecak i pojechała ze mną pierwszy raz w taką podróż. To było wyjątkowe i ważne przeżycie dla nas obu.
Coraz częściej podróżujesz z córkami. Jak Kornelia i Antonia odnajdują się na dalekich wyjazdach?
Wspaniale! One wsiadają tylko do samolotu, podłączają słuchawki i pytają, czy lecimy polskimi liniami i czy będzie można oglądać bajki po polsku. Są doskonale zorientowane. Podróżowanie od dziecka sprawiło, że to jest dla nich tak naturalne, jak jedzenie, oddychanie i funkcjonowanie w rzeczywistości domowej.
W Peru wyzwaniem było chodzenie. Miałyśmy sporo wspinaczki pod górę. Mówiłam wtedy Kornelii, że jak się wysili i wejdzie wyżej, to będzie z siebie dumna. Było parę takich momentów, że mi powiedziała, że już wyżej nie wchodzi. No i co wtedy robisz? Ja mówię, no dobrze, to poczekaj, ja wejdę i zgarnę cię, jak będę schodzić. Ostatecznie wróciła jednak zachwycona i bardzo jej się podobało.
W relacjach z tego wyjazdu na Instagramie pisałaś, że to jest spełnienie twojego podróżniczego marzenia. Domyślam się dlaczego, ale muszę spytać, czym przyciągnęło cię właśnie Peru?
Jednym z cudów świata, czyli Machu Picchu. Do zobaczenia został mi już tylko jeden – Wielki Mur Chiński. Poza tym, ja lubię takie miejsca mocy. Szukam ich na świecie. Bali też takie jest. Muszę też przyznać, że z 116 krajami na moim liczniku dużo rzadziej doświadczam zaskoczenia czy zachwytów w podróży. A jednak Peru jest takie kolorowe i bajkowe, jakby nie z tego świata. Peruwiańczycy są nieskomplikowani w najlepszym tego słowa znaczeniu. Emanują dobrą energią. Nawet jak trudno jest się czasem z nimi dogadać, bo nie wszyscy mówią po angielsku, albo mówią źle. Wrzucają sobie Google Translatora i chcą się dogadać. Podoba mi się też to, że są tak bardzo połączeni z naturą i z cyklem życia na ziemi.
Mam podobne odczucia. Osobiście bardzo podoba mi się to, że mimo tego, że jest to kraj katolicki, to Peruwiańczycy nie porzucili przywiązania do swoich przodków i sił natury.
Dlatego są nieradykalni. Zauważyłam, że wszystkie narody i kraje, które są nieradykalne, są też tolerancyjne dla innych religii, czy innych sposobów życia. To przyciąga podróżników. Nie wszędzie tego doświadczam. Parę miesięcy temu byłam na przykład w Kazachstanie i w Uzbekistanie. Oba te kraje są bardzo muzułmańskie, ale Kazachowie są dosyć zachodni, otwarci i serdeczni. Bardzo dobrze mówią po angielsku.
W Uzbekistanie jest odwrotnie. Spotkała mnie tam taka sytuacja – stałam przed meczetem w sukience na ramiączkach i swetrze. Sweter mi się zsunął z ramienia i natychmiast podszedł do mnie mężczyzna i kazał mi się zakryć. Nawet nie byłam w tym meczecie, tylko stałam na skwerze obok. Można zatem wyznawać tę samą religię, być sąsiadami, a mieć zupełnie inne podejście. To bardzo zmienia sposób, w jaki czujemy się w danym miejscu.
Podróżowanie w pojedynkę zyskuje na popularności nie tylko wśród mężczyzn, ale też kobiet. Ty zwiedzasz świat w ten sposób już od dłuższego czasu. Jakie błędy popełniałaś na początku, z których teraz się śmiejesz?
Długo pracowałam tak, że o wywiadzie dowiadywałam się w ostatniej chwili. Wtedy planowałam te swoje podróże na szybko. Kupowałam bilet dzień czy dwa wcześniej. Teraz robię to z wyprzedzeniem. Jeszcze w tym roku wybieram się sama z plecakiem do Buenos Aires i do El Salvador. Zmienił się też sposób w jaki pakuję swój plecak – biorę tylko to, co jest mi faktycznie potrzebne. W końcu noszę potem ten ciężar na własnych plecach.
Czasem będąc już w danym kraju, lubię się zgubić, zmienić plan w ostatniej chwili. Na przykład ktoś opowie mi o jakimś ciekawym miejscu, które muszę odwiedzić. Nie muszę kontrolować i planować wszystkiego od początku do końca. Uważam, że to jest super sposób na podróżowanie, ale tak naprawdę każdy musi sobie znaleźć swój własny. Ja na przykład bardzo często rezerwuję hotel dopiero na lotnisku.
Myślę, że samotne podróże stwarzają przestrzeń do tego, żeby siebie poznać. Chyba się ze mną zgodzisz?
Tak, można samemu decydować o tempie podróży, o tym, co chce się zobaczyć, a czego nie. Czy chcę na przykład dłużej pospać i pozwiedzać dopiero wieczorem, albo zerwać się o świcie i wyruszyć na wyprawę. W trakcie podróżowania solo idzie się własnym rytmem i to ma swoją wartość, ale też cenę. W tym byciu sam na sam trzeba się ze sobą umieć ułożyć. Myślę, że właśnie tego ludzie się najbardziej boją w samodzielnym podróżowaniu.
Jak parę lat temu zaczynałam jeździć sama, to słyszałam głosy zdziwienia, że jak to tak można, że kobieta sama wyjeżdża? Często jak mówię, że podróżuję solo, to inni myślą, że nie mam z kim jechać. Wiesz, ile ja miałam takich sytuacji, w których miałam już zaplanowaną samotną podróż i jakaś koleżanka prosiła, żeby dołączyć? A to wcale nie jest tak, że brakuje mi towarzystwa do wypraw!
Nadal dostaję pytania, czy nie jest mi smutno, choć i to się powoli zmienia. Ludzie zaczynają dostrzegać, że w samodzielnych podróżach jest jednak jakaś wartość. Będąc w takiej pełnej obecności, bez zagłuszaczy i obowiązków można prawdziwie spotkać się ze sobą, zobaczyć swoje trudne emocje czy nieprzepracowane traumy. Mam poczucie, że z każdej takiej wyprawy wracam oczyszczona.
Trzeba chyba siebie lubić albo przynajmniej mieć otwartość na to, żeby siebie poznać?
Ludzie się tego boją. Mają w sobie różne trudne emocje, różne prawdy o sobie, którym nie chcą się przyjrzeć, bo to może powyciągać z nich różne rzeczy, na które nie są gotowi spojrzeć. Ja to też rozumiem. Nie chodzi o to, żeby wpędzać teraz kogoś w poczucie winy, że tego nie potrzebuje.
W samotnych podróżach wyzwaniem może być też robienie sobie zdjęć innych niż selfie. Po twoim profilu na Instagramie widać jednak, że i na to znalazłaś sposób. Jak powstają te wszystkie świetne zdjęcia z podróży?
Mam statyw i mam pilota, ale też oczywiście milion różnych innych sposobów. Czasem stawiam telefon na koszu na śmieci, innym razem na krześle. Kiedy nie mam statywu, używam samowyzwalacza. Zawsze mogę też poprosić przechodnia o zrobienie mi zdjęcia. To żaden problem. Czasem można nawet trafić na kogoś, kto jest fotografem. Trudniej jest np. na pustych plażach – wtedy uruchamiam kreatywność.
Zgadzamy się, że podróżowanie jest formą poznawania siebie. Ty dzielisz się tym procesem ze swoimi obserwatorami. Wiele osób bardzo ceni sobie porady inspirowane twoimi doświadczeniami. Czy czujesz w związku z tym jakąś odpowiedzialność?
Nie czuję odpowiedzialności, ale czuję jakiś rodzaj misji. Jakbym powoli odkrywała, po co tutaj jestem i jak mogę się przydać innym. Opowiadanie swojej historii, inspirowanie, bycie dla kogoś drogowskazem jest niebywale satysfakcjonujące. Daje mi poczucie celu. Kiedyś robiłam wywiady z największymi gwiazdami kina i uwielbiałam to. Ale one umykały gdzieś w bogactwie tematów typowym dla programu śniadaniowego. Mój podcast teoretycznie ma mniejszy zasięg, ale kilkaset osób pisze po każdym odcinku w komentarzach czy wiadomościach prywatnych: dziękuję, to było dla mnie ważne. Tego dzisiaj potrzebowałam. To mnie cieszy. To mnie napędza.
Wszyscy mamy uniwersalną potrzebę bycia szczęśliwym, ale nie wszyscy coś z tym robimy.
To jest proces, ale ja wierzę, że tę drogę ku szczęściu w zasadzie można rozwiązać tu i teraz. Trzeba powiedzieć sobie – chcę być szczęśliwy, taką decyzję podejmuję. Oczywiście, są kroki, którymi się dzielę w podcastach, książce czy na Instagramie. Fajnie jest nauczyć się uwalniać emocje i móc przerobić rzeczy z przeszłości. Warto umieć podnosić poziom energii, zarządzać nią, tak żeby jej nie rozdawać na prawo i lewo.
Ważna w tym procesie dochodzenia do szczęścia jest też nasza autentyczność. Jeżeli jest się w jakichkolwiek okowach, to bardzo trudno znaleźć siłę i autentyczność. Jeżeli poświęcam swoje poczucie własnej wartości i swoje szczęście dlatego, żeby coś mieć, to dopóki ja nie zadecyduję świadomie, że jestem ważniejsza niż na przykład ta fajna praca, no to jak ja mogę być szczęśliwa?
Mamy wybór. Zawsze możemy powiedzieć, że nie, dziękuję i tu stawiam granicę. I oczywiście, jak ktoś nie chce tego zrobić, to sobie znajdzie tysiąc wymówek. Jak ktoś chce, to szuka sposobów, jak nie chce, to szuka powodu.
Zobacz, jak Anna Wendzikowska sprawdziła się w roli przewodniczki po Peru w nowym programie "(Nie)Poradnik Turystyczny", który jest już dostępny na Prime Video.