Baczyńska: W Polsce moda to fatałaszki
Dlaczego moda w Polsce nie jest traktowana poważnie? Jak to jest być ambasadorką pralki i dlaczego projektanci lubią Rossmanna, rozmawiam z Gosią Baczyńską - legendą polskiej mody i jedyną polską projektantką, która swoje prace wystawia na Paris Fashion Week.
08.11.2016 | aktual.: 12.11.2016 11:02
Czy pani czuje się kobietą sukcesu?
Proszę dziś mnie o to nie pytać, bo dziś jestem w nastroju bojowo-wątpiącym. Dziś czuję, że to „coś” to jeszcze daleko przede mną.
A to „coś” to co?
Pracować, rozwijać się, stworzyć dom mody z prawdziwego zdarzenia, międzynarodowy. Mam ambitne plany, ale powiem pani szczerze, że gdybym ich nie miała, to dzisiaj bym nie była w tym nastroju…
Bojowo-wątpiącym…
Dokładnie. Mogłabym po prostu odpocząć, a nie cały czas porywać się z motyką na słońce. Bardzo trudno być jednocześnie artystą i bizneswoman.
Czyli czuje się pani finansowo niepewna? *
A kto może czuć się pewnie? W tym kraju zdecydowanie nie projektant!
*W dawnych czasach istniał silny mecenat. Artyści mieli finansowych opiekunów, którzy zapewniali nie tylko dach nad głową, ale też zamówienia. Dbali o swoich artystów. Dziś tak już nie jest? *
Możemy o tym zapomnieć. Kto ma mecenat? Proszę mi pokazać. Mecenatu nie ma, może być sponsoring, a to jest raczej umowa kupna-sprzedaży.
*Na świecie funkcjonują wielkie modowe koncerny, które prowadzą znane domy mody. Czy to jest model, do którego pani by dąży? *
Może to jest jakieś rozwiązanie, ale to musi być symbioza, a nie zawsze tak jest. Koncerny chcą zbyt wiele. Zobaczmy, co dzieje się na świecie? Ilu dyrektorów kreatywnych zmienia miejsce? To właśnie się z tym wiąże. Miałam kilka udanych kooperacji. Byłam na przykład ambasadorką pralki. To brzmi fatalnie, pawda?
*Trochę nawet śmiesznie…
No właśnie, bo kto to jest ambasadorka pralki? Praczka?
*Była pani zadowolona? *
Cóż, postanowiłam z tej współpracy zrobić atut. To był kawał dobrej sztuki. Zainspirowałam się „Tangiem” Rybczyńskiego i na praskim podwórku stworzyłam prawdziwy spektakl. Jarosław Staniek zrobił mi choreografię i reżyserię. Wyszło genialnie. Dziś ta współpraca przytaczana jest na wykładach jako genialny product placement. Nie było to nachalne, ale wplecione w obraz i takie kooperacje mogą być korzystne dla obu stron. Może urodzić się z nich coś wspaniałego! Niestety my artyści za często odpuszczamy przy tego typu współpracach.
W którym momencie jest dziś polska moda, skoro najwięksi polscy projektanci muszą liczyć na sponsoring sprzedawców pralek? *
Nie wiem (cisza). Może w takim, że miał być Mercedes-Benz Fashion Week i go nie ma?
*Czyli moment trudny.
Trudny, bo budowanie modowego świata, świadomości, biznesu trwa latami, tak jak latami buduje się markę modową. New York Fashion Week musiał inwestować kilkanaście lat, by wypracować sobie renomę, by znaleźć się wśród tych czterech najlepszych tygodni mody. Tymczasem w Polsce myślimy, że to się robi tak na „pstryk”, że wystarczy sponsor i gotowe. To tak nie działa.
Są miejsca na ziemi, gdzie artystów i projektantów wspierają nie tylko osoby prywatne, ale też państwo. *
Na przykład Wielka Brytania. Tam modę wspiera państwo, ale też majętne osoby prywatne. Są granty dla zdolnych studentów. Państwo nie tylko wspiera finansowo, ale też promuje. U nas tego nie ma.
*Dlaczego? *
Bo Polacy nie traktują mody poważnie. Wszyscy patrzą na modę przez pryzmat celebrytów, którzy noszą fatałaszki. Niech pani spojrzy, co jest w kolorowych magazynach. Sukienki! Nawet jak dziennikarz idzie na pokaz, to pisze tylko o tym, kto pojawił się na ściance. Nie napisze ani słowa o pokazie. To jest polska moda. Rozumiem, że musicie pisać o stylizacjach, ale dlaczego nie napiszecie niczego o kolekcji?
*Piszemy. Pokazujemy, ale to też nie jest tak na „pstryk”.
Niech pani pamięta, że media internetowe mają o wiele więcej swobody, niż papier czy telewizja. Nie macie rozkładówki, nie macie czasu antenowego.
To prawda, internet jest jak wszechświat!
Nie macie ograniczeń, a więc nie ograniczajcie się sami.
*Ma pani poczucie, że walczy pani z wiatrakami? Ja czasem tak mam… *
To w takim razie obie walczymy z wiatrakami.
*Obraża się pani na polski internet, na show-biznes? *
Nie obrażam się, ale się dziwię. Rozumiem, że temat stylizacji celebrytów jest atrakcyjny i wcale nie mówię, że ma tego nie być, ale dlaczego tylko to?
*Bo to „się klika”. Pani wie o tym doskonale. W końcu polskie gwiazdy zakładają również pani sukienki i my również o tym piszemy. *
Nie wszystkie gwiazdy chodzą w moich sukienkach. Część z nich się boi, a niektóre po prostu mojej mody nie czują. Ja również nie czuję chemii do niektórych gwiazd. Mam kilka osób, z którymi przyjaźnię się prywatnie i które zawsze bardzo chętnie ubieram, a nasza współpraca to zawsze przyjemność i obopólna korzyść.
*To ja wymienię te, które noszą pani projekty. Kożuchowska, Herbuś, Boczarska… *
Jest jeszcze Mela Koteluk. Przy doborze kreacji na czerwony dywan najważniejsze jest dla mnie to, aby grała ona z osobowością osoby, którą ubieram.
*Dobrze pani ocenia swój ostatni pokaz z wakacji? Wszystko poszło po pani myśli? *
Było świetnie. Zaprezentowałam dwie kolekcje, tę na wiosnę i lato – nigdzie wcześniej nie pokazywaną – i tę na jesień oraz zimę. Połączyłam to wszystko. Do tego jeszcze wspaniałe buty zaprojektowane przy współpracy z Dominiką Nowak, które są produktem najwyższej klasy, zaprojektowane specjalnie do mojej kolekcji! Niech pani spojrzy! (Gosia Baczyńska pokazuje mi kosmiczne buty na obcasie). Te buty były robione w tej samej fabryce, co Dior czy Jimmy Choo. Majstersztyk! To taka pierwsza w Polsce współpraca projektanta odzieży z projektantką butów na wzór Nicholasa Kirkwooda dla Rodarte na przykład.
Pamięta pani pierwszy pokaz na Paris Fashion Week, kiedy dostała pani zaproszenie do głównego kalendarza? *
Oczywiście. To była ogromna radość, ale nie spadło mi to z nieba. Jak w każdym przełomowym momencie, było to poprzedzone ciężką pracą i stresem. Owszem, wybrani projektanci otrzymują zaproszenia, ale oprócz tego trzeba spełnić wiele różnych kryteriów i spełnić konkretne oczekiwania. Projektanci aplikują, przysyłają swoje portfolio, pokazują siebie z jak najlepszej strony.
*Największa satysfakcja?
Kilka lat temu moje prace oglądał sam Jean-Charles de Castelbajac . To było jeszcze zanim trafiłam do kalendarza Paris Fashion Week. Był pod wrażeniem. Już wtedy miałam zgodę na prezentację. Myślałam, że wszystko się uda, że pieniądze się znajdą. Wszyscy tak mówili, że jak mogą nie znaleźć się pieniądze, skoro Gosia Baczyńska robi takie piękne rzeczy? Nie znalazły się. Wszystko szło więc znacznie wolniej. Musiałam działać na własną rękę.
Ja też się dziwię, że pieniądze się nie znalazły. W końcu pani obecność na Paris Fashion Week otwierała drzwi, które do tej pory były dla Polaków zamknięte. To naprawdę było coś. Mogę wyobrazić sobie, że te pieniądze mogły nie pojawić się u osób prywatnych, ale dlaczego nie pomogło państwo? Przecież to wielki sukces nie tylko pani, ale też Polski? *
Oczywiście chodziłam po ministerstwach, ale nie było takiej opcji. Nikt nie chce podejmować takich decyzji. Poza tym, w imię czego? Przedstawiciele władz wiedzą, że dla przeciętnego Polaka moda to nie jest żadna sztuka. Ludzie myślą: „Jak to? Dlaczego mamy sponsorować jakąś projektantkę? Przecież to jej prywatny interes? Ona zarabia kokosy, bo sprzedaje drogie suknie”. Zapewniam panią, że kokosów nie zarabiam.
*Mimo wszystko dziwi mnie, że państwo polskie potraktowało to jako sukces prywatnej osoby. To nie jest promowanie konkretnej marki, ale promocja Polski. Skoro jesteśmy w stanie wydać pieniądze na kampanię z hydraulikiem, to dlaczego nie mamy ich dla Gosi Baczyńskiej, która pierwszy raz w historii prezentuje kolekcję obok największych domów mody – Lanvin, Chanel czy Diora? *
Próbowałam to tłumaczyć, ale nikt nie chciał słuchać. Oczywiście mam świadomość, że zrobiłam bardzo dużo, naprawdę dużo dla Polski za pieniądze, które sama zgromadziłam, z ludźmi, którzy pomagali mi w imię przyjaźni i większej sprawy. To był nasz wspólny wielki wysiłek, za który jestem im ogromnie wdzięczna.
*Skoro są pieniądze na produkcję filmów, dlaczego nie ma na pokaz mody? Filmy produkują też osoby prywatne. *
Tam są pieniądze, bo Agnieszka Odorowicz stworzyła Instytut Filmowy i jasny system pozyskiwania pieniędzy.
*To może Instytut Modowy w Polsce z prawdziwego zdarzenia też mógłby powstać? *
To byłaby szansa. Nawet Agnieszka Odorowicz nam to radziła. Może się wydarzy, ale na razie go nie ma. Tylko uwaga. Ludzie rozumieją, że film to dziedzina sztuki, a moda? To fatałaszki, próżność, ścianki i celebryci.
*To jak im to wytłumaczyć?
Musimy poczekać jeszcze jakiś czas, zanim ludzie zrozumieją, że taka suknia haute couture to dzieło sztuki, które można zamknąć w gablocie w muzeum. Niech pani spojrzy na tę białą (Baczyńska pokazuje mi manekina z długą suknią ozdobioną trójwymiarowymi falami). Ona jest jak rzeźba albo obraz. Łączy w sobie różne dziedziny sztuki.
*Skoro to może jeszcze potrwać, to musi pani wytrzymać i być dzielna. *
Ja jeszcze wytrzymam. Spokojnie, ten nastrój bojowy mi pomaga (śmiech). Jakoś to ciągnę, choć czasem się wkurzam.
*To jak powinna wyglądać Polska bez tych wkurzeń? O jakiej pani marzy? *
Chciałabym, by przychodziło do mnie więcej takich kobiet, jak wczoraj. Przyszła moja znajoma, która ma 50 lat i kupuje odjechane ubrania. Chciałabym więcej ludzi młodych duchem.
*Pani też taka jest? *
Jestem młoda i dużo młodsza od niejednej nastolatki! Trzeba mieć wyobraźnię, mieć fantazję, być kreatywnym.
*Można ich tego nauczyć - tej fantazji? *
Nie. Trzeba poczekać aż sami się otworzą. Pamiętajmy, że naszą kreatywność, wolność, energię przygniotły dekady komunizmu. My dopiero uczymy się tego wszystkiego od nowa. Powstała wielka dziura, której nie da się tak po prostu zasypać.
Czy pani zasypuje tę dziurę, projektując dla Rossmana? *
Uważam, że moja współpraca z Rossmanem to rodzaj odwagi. Długo zastanawiałam się, czy w ogóle chcę to robić. Dziś nie żałuję, że zrobiłam kolekcję dla Reserved. Podpisałam świetną umowę, wszystko było tak, jak chciałam. Nie odpuściłam ani jednej niteczki. Dziewczyny do dziś chodzą w rzeczach z tej kolekcji. Podobnie jest z Rossmanem.
*Jednak pierwsza kolekcja spotkała się ze sporą krytyką. Teraz do drogerii trafiła kolejna…
Niech krytykują. Prawda jest taka, że każdy projektant w Polsce chciałby też to robić. Wiem to. Wiem też jaka to była krytyka. „Wybaczylibyśmy każdemu, ale nie Gosi Baczyńskiej!” – mówili. Ta ich Baczyńska miała odwagę podjąć się tego zadania, które tylko pozornie jest proste. Trzeba być strategiem, wiedzieć dla kogo się projektuje, kto jest po drugiej stronie. Z pierwszej kolekcji te rzeczy „bardziej modowe” sprzedawały się nienajlepiej. I co mam się obrażać, że ludzie kupowali te bardziej zachowawcze? Trudno. Wyciągnęłam wnioski i idę dalej.
Pewnie zebrała pani pierwsze reakcje po sprzedaży jesiennej kolekcji. Czym zaskoczyły klientki Rossmanna? Co kupowały Polki?
Kolekcja została odebrana bardzo pozytywnie. Dobrze rozplanowaliśmy całą strategię. Niektóre rzeczy były tylko w wybranych sklepach, na przykład bardzo limitowane były kapelusze z szerokim rondem. Po trzech tygodniach mieliśmy sprzedaż niektórych towarów na poziomie 70 proc., 80 proc. To spore zaskoczenie, bo sprzedawały się rzeczy, które wydawały mi się trudne w odbiorze. Hitem okazała się futrzana wielokolorowa kamizelka. W życiu bym nie pomyślała, że właśnie to zainteresuje najbardziej polską klientkę. Okazuje się, że to nieprzewidywalny rynek, ciekawy również z punktu widzenia socjologicznego.
*Czyli Polki nie są aż tak szaro-czarne jak nam się wydaje? *
Na to wychodzi. Te czarne czy beżowe rzeczy, które są totalnym must have w każdej szafie, są bardzo uniwersalne, wcale tak dobrze się nie sprzedają. I jeszcze te podkolanówki w złote kropki to też totalny hit! To ciekawe obserwować ten rynek, zbierać doświadczenia.
*Skoro projektuje pani dla Rossmanna, może pójdzie pani w drugą stronę i zaprojektuje linię kosmetyków czy perfumy? Tak robią wielkie domy mody. *
Umówmy się, wielkie domy mody to coś innego, niż moje atelier. Nie wykluczam tego, ale uważam, że perfumy to coś naprawdę wyjątkowego. By je stworzyć trzeba zatrudnić znakomitego nosa, stworzyć całą filozofię, piękne opakowanie i mieć pomysł na dystrybucję. Perfumy to nie jest moim zdaniem kolejny produkt w atelier, ale naprawdę najwyższa liga, ja tak uważam.
*Czy podjęłaby się pani jeszcze raz współpracy z takim gigantem jak Rossmann czy inny sieciowy sklep? *
Cóż, to wymaga ogromnego zaangażowania, niewiarygodnego wysiłku i doświadczenia. Z drugiej strony ten świat jest jak nieodkryty ląd i to pociągające, że mogłabym go skolonizować. Pewnie tak.