"Balkonowa samowolka". Sąsiedzi z piekła rodem uprzykrzają jej życie
- Sąsiadka obok urządziła śmietnik na balkonie. Było tam dosłownie wszystko. Spółdzielnia próbowała interweniować, ale nic to nie dało. Do tego zalęgły się tam gołębie. Smród, syf i hałas - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Sylwia. Nie jest jedyną osobą, która narzeka na "balkonową samowolkę".
Większość balkonów przynależy do mieszkań i stanowi własność właścicieli nieruchomości. W teorii tylko oni mogą korzystać z dodatkowej przestrzeni, ale w praktyce to, co dzieje się na balkonie, można podejrzeć z zewnątrz. Niektóre z czynności wykonywanych na balkonie utrudniają życie innym mieszkańcom osiedli i wywołują sąsiedzkie spory. W taki konflikt wdała się m.in. Marta.
Przez dwa lata walczyła o to, aby przestali palić papierosy na balkonie. Problem znacznie nasilał się w czasie cieplejszych miesięcy, kiedy lokatorzy chętniej przesiadywali na zewnątrz. - Prośby niewiele dały. Zawsze odpowiadali tak samo: "To wolny kraj. Mój balkon, moja sprawa" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przez balkonowych palaczy wyniosła się z mieszkania
"Czy mógłby pan nie palić na balkonie? Moje dzieci mają alergię, papierosowy dym wpadający do mieszkania bardzo je drażni" - Marta przytacza prośby, jakie kierowała do sąsiadów. Wielokrotnie podejmowała próby negocjacji z sąsiadami. - Można pomyśleć, że mieli rację, ale akurat w moim bloku balkony nie stanowiły własności właścicieli mieszkań - wskazuje.
Kobieta zwróciła się o pomoc do wspólnoty mieszkaniowej. Rozmowy z zarządcami nie poskutkowały. - Mieli gdzieś moje problemy. Doliczali do opłat swoje marże i póki sąsiedzi grzecznie płacili, nie zamierzali ruszyć palcem. Mówili też, że do tej pory nikt się nie skarżył, więc nie mieli podstaw do interwencji - dodaje.
Marta w końcu przestała korzystać ze swojego tarasu. - Wychodziłam na zewnątrz tylko wtedy, gdy sąsiedzi byli w pracy - przyznaje ze smutkiem. Zachowanie sąsiadów po części przekonało ją do wyprowadzki z miasta. - Teraz mieszkam w domu na wsi, z dala od upiornych lokatorów - podsumowuje.
"Myślałam, że pali mi się mieszkanie"
Magda wspomina w rozmowie z WP ostatnią majówkę. Wróciła do mieszkania ze spaceru z córką. Gdy otworzyła drzwi wejściowe, zauważyła, że w całym mieszkaniu unosi się dym. Poczuła zapach spalenizny. - Myślałam, że pali mi się mieszkanie. Po chwili ochłonęłam, bo nie widziałam ognia. Wyszłam na balkon i zauważyłam kłęby dymu - relacjonuje.
Na balkonie zlokalizowanym na pierwszym piętrze trwała sąsiedzka posiadówka. Lokatorzy z okazji majówki i słonecznej pogody rozpalili grilla. Zapomnieli jednak doglądać skwierczącego na ruszcie mięsa. - Byłam wściekła. Mogli przecież puścić nas z dymem. Nie zawahałam się i poinformowałam odpowiednie służby, bo należała im się solidna kara. Sama zajęłam się wietrzeniem pokoi, ale długo nie mogłam pozbyć się smrodu z mieszkania - kwituje.
Prawo nie zabrania grillowania na balkonie, choć mogą ten zakaz regulować wewnętrzne zasady wspólnoty. Rozpalony ruszt narusza jednak zasady bezpieczeństwa, ponieważ wiąże się z ryzykiem pożaru. Lokatorzy mają prawo zawiadomić o takim incydencie straż pożarną, miejską lub policję. Nieszkodliwe grillowanie może wtedy skończyć się wysokim mandatem, karą grzywny, a nawet aresztem. Nie tylko grillowanie jest zabraniane przez wspólnoty mieszkaniowe. Zakaz dotyczy również... śmiecenia.
Sąsiedzi z piekła rodem. "Smród, syf i hałas"
Sylwia myśli o przeprowadzce z powodu "balkonowej samowolki" sąsiadów. - Nie mogę korzystać z pogody i spędzać czasu na zewnątrz. Zadbali o to moi sąsiedzi. Składują na balkonie worki ze śmieciami. Nasze tarasy dzieli tylko plastikowa ścianka. W słoneczne dni smród jest nie do wytrzymania - relacjonuje w rozmowie z WP.
Kobieta jest zmęczona nieustannym upominaniem mieszkańców. Niejednokrotnie doszło między nimi do awantury. Sąsiedzi wciąż nie rozumieją, że worki ze śmieciami zalegające na balkonie tygodniami, mogą stanowić dla innych spory problem. - Koleżanki opowiadają mi o jedzeniu śniadań na tarasach w pogodne poranki, a ja na samą myśl o moim balkonie, mam ochotę zwymiotować - komentuje kobieta.
Z sąsiadkami z piekła rodem długo walczy także Aleksandra. - W pierwszym mieszkaniu sąsiadka obok urządziła śmietnik na balkonie. Było tam dosłownie wszystko. Spółdzielnia próbowała interweniować, ale nic to nie dało. Do tego zalęgły się tam gołębie. Smród, syf i hałas. Miałam siatkę na balkonie, ale mimo tego ptaki zostawiały "niespodzianki" na moim balkonie - wspomina.
Aleksandra trafiła z deszczu pod rynnę. Teraz życie uprzykrza jej mieszkająca nad nią kobieta. - Najgorsze jest zalewanie balkonu wiadrem wody. To jej sposób na mycie podłogi. Wszystko ścieka na nasz taras, zalewa też pranie. Jak zamiata, to śmieci wypycha przez barierkę wprost do baseniku mojej córki - wyznaje.
Niechciane przedmioty lądują na balkonie Aleksandry podczas remontów przeprowadzanych przez sąsiadkę. - Wyrzuca meble, linoleum, doniczki i mija kilka dni, zanim to pozbiera - wskazuje. Jeśli nie widać akurat aktywności lokatorki, to Aleksandra wie, że za chwilę ją usłyszy. - Całymi dniami puszcza włoską i grecką muzykę na cały regulator - wyznaje, po czym dodaje, że z sąsiadką trudno dyskutować.
- Uwielbia przysparzać nam problemów. Zdarza się, że nasyła na nas policję, wymyślając nieistniejące problemy. Na szczęście funkcjonariusze przestali reagować na jej telefony - tłumaczy Aleksandra.
Bądźmy dla siebie uprzejmi
Sąsiedzkie relacje wydają się trudne do zbudowania. U nich podstawy leży zazwyczaj życzliwość i uprzejmość. Uwagę zwraca na to Małgorzata. Niedawno jeden z mieszkańców w jej bloku urządził na balkonie głośną imprezę. Zanim jednak przybyli goście, poinformował o planach swoich sąsiadów.
- Wywiesił w windzie kartkę, na której napisał, że urządza imprezę i przeprasza z góry za hałas. Niedługo później na kawałku papieru pojawiło się więcej napisów. "Baw się dobrze", "Nie ma sprawy, dzięki, że dałeś znać", "Udanej zabawy do rana" - to tylko kilka, które zapamiętałam - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
O tym, jak ważne są dobre relacje z sąsiadami, wie Natalia. - Każdy z lokatorów urządza od czasu do czasu głośne imprezy albo urządzi w weekend grilla - elektrycznego oczywiście. Mamy jednak zasadę, że z grzeczności zapraszamy się nawzajem i informujemy o możliwym hałasie znacznie wcześniej. Nikt nie czuje się poszkodowany - opowiada.
- Szanujemy siebie i wspólną przestrzeń, bo przecież tym są balkony. Przynależą do mieszkań, ale są też miejscem sąsiedzkich spotkań - podsumowuje Natalia.
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl