Blisko ludziBarbara Nowacka wspomina swoją mamę

Barbara Nowacka wspomina swoją mamę

Barbara Nowacka wspomina swoją mamę
Źródło zdjęć: © PAP
Katarzyna Gruszczyńska
09.04.2016 14:19, aktualizacja: 18.04.2016 13:38

- To miał być zupełnie normalny dzień - mówi o 10 kwietnia 2010 roku Barbara Nowacka. W katastrofie rządowego tupolewa straciła mamę - polityczkę Izabelę Jarugę-Nowacką. Nam mówi o tym, jak zapamiętała mamę.

- To miał być zupełnie normalny dzień - mówi o 10 kwietnia 2010 roku Barbara Nowacka. W katastrofie rządowego tupolewa straciła mamę - polityczkę Izabelę Jarugę-Nowacką. Nam mówi o tym, jak zapamiętała mamę, która pod Pałacem Kultury i Nauki kupowała jej glany. Tłumaczy też, że do dziś nie może oglądać wspólnych filmów rodzinnych i zmienia kanał, gdy w telewizji pokazywany jest wrak samolotu. Rozmawia Katarzyna Gruszczyńska.

WP: : W jaki sposób dowiedziała się pani o katastrofie rządowego tupolewa?

- To miał być zupełnie normalny dzień. 10 kwietnia 2010 roku to dzień, o którym wolę nie rozmawiać.

WP: : To że była pani w zaawansowanej ciąży, doprowadzało panią do pionu, nie pozwalało na załamanie?

- Zmuszało, tak samo jak trzylatek w domu – do tego, żeby się zebrać, swojego smutku nie przenosić na innych, żeby za bardzo nie płakać i nie powodować niepotrzebnych skurczy. Wiadomo, że trzeba było zadbać o Zośkę. Moja córka urodziła się 26 maja 2010 roku. Czasami są takie sytuacje, że trzeba być dużo twardszym, niż się chce i umie.

WP: : Musiała pani przeżywać najsmutniejsze i zarazem najszczęśliwsze chwile w życiu.

- Tak, to emocje, które towarzyszą nam w życiu. Każdy, kto przeżył śmierć swoich najbliższych, doskonale wie, jak to potwornie boli. Jak cierpimy nawet wiele lat po śmierci rodziców, z którymi byliśmy bardzo związani. Z drugiej strony ważne jest wsparcie reszty rodziny. W takich sytuacjach trzeba być razem z najbliższymi, którzy zostali.

WP: : Wraca pani do wspólnych zdjęć czy filmów z mamą, jeśli takie też były w rodzinnym archiwum?

- Zdjęcia - tak. Na oglądanie filmów nie mam jeszcze odwagi. Jeszcze „chwila” musi minąć. Czasami trafiam w telewizji na fragment wystąpienia mamy, gdzieś mi miga. Sama z siebie ostatnich filmów nie oglądam. A zdjęcia muszę pokazywać dzieciom, żeby one pamiętały.

WP: : Nie ukrywała pani przed synem prawdy o śmierci babci.

- Od razu staraliśmy się mu to wytłumaczyć. Syn ciężko zniósł informację o tym, że babcia zginęła. Do dziś przeżywa, bo był bardzo związany z moją mamą. Jako, że jest to temat debaty publicznej, na który wypowiada się polskie społeczeństwo, to nie ma co ukrywać prawdy. Oczywiście nie śledzimy przy nim żadnych serwisów informacyjnych, w których epatuje się wrakiem, ale sama też nie oglądam tych zdjęć, na których pokazywany jest wrak. Zawsze zmieniam wtedy kanał telewizyjny.

WP: : Była już pani w Smoleńsku albo planuje tam pojechać?

- Jeszcze nie teraz, na razie tam nie byłam. Mam w pamięci ponad 30 lat życia z moją matką i nie chciałabym, żeby smoleńskie błota wyparły mi te szczęśliwe chwile.

WP: : Jakie ostatnie wspomnienie mamy zachowała pani w pamięci?

- Ostatni raz widziałam mamę w czwartek. Byłam w dość zaawansowanej ciąży i szliśmy z moim partnerem na badania kontrolne. Mama i tata zostali w naszym domu z wnukiem - Kubą. Wróciliśmy, opowiedzieliśmy, jak było, pokazaliśmy wyniki. Umówiliśmy się na niedzielę i omówiliśmy, jakie owoce Kuba dostanie od babci.
Mieliśmy taki zwyczaj, że jak ktoś wychodził od nas, podchodziłam do okna i machałam. Mama, wiedząc, że to zrobię, odwróciła się. Pomachali mi razem z tatą i wsiedli do samochodu. W piątek nie zdążyłyśmy się spotkać, rozmawiałyśmy wieczorem przez telefon. A w sobotę dowiedzieliśmy się o katastrofie.

WP: : Często podkreśla pani, że wspierałyście się z mamą na każdym kroku.

- Myśmy się po prostu przyjaźniły, tak samo jak przyjaźnię się z moim ojcem, siostrą. Byliśmy rodziną zaprzyjaźnionych ze sobą osób. Z szacunkiem, ale i oczywiście obowiązkowymi konfliktami.

WP: : Marta Kaczyńska opowiadała Wirtualnej Polsce, że Maria Kaczyńska jeździła z nią pod Pałac Kultury i Nauki, by kupić jej glany. Czy mama też wspierała panią w różnych sferach przez całe życie?

- (śmiech) Mama kupowała mi glany w tym samym miejscu! Stałyśmy w kolejce po zachodnie jeansy rzucone gdzieś na warszawskiej Woli. Spędzałyśmy razem dużo czasu. Nawet jak byłam dorosła, często wyjeżdżaliśmy na wspólne wakacje. Spędzenie kilku dni z mamą na chodzeniu po górach było prawdziwą przyjemnością.
Kolejny rytuał polegał na tym, że gdy matka pracowała w Alejach Ujazdowskich jako pełnomocniczka rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, dzwoniłam, że będę przechodziła pod urzędem, a wtedy ona wychylała się i machała mi z okna. Cieszyłyśmy się, że możemy się chociaż zobaczyć.

Bardzo ceniłam mamę za umiejętność uszanowania cudzej prywatności. Gdy urodziłam syna, pojechałam do domu. Każda kobieta wie, że w pierwszych chwilach z maluchem w domu, świeżo upieczeni dziadkowie chcą jak najbardziej skupić się na dziecku, a wtedy potrzeba spokoju, prywatności.
A na mnie czekały zakupy zrobione przez mamę, żebym nie musiała sobie robić kłopotu. To było strasznie miłe, symboliczne zaznaczenie, że są, pamiętają i szanują prywatność. Poza tym wszystko robiłyśmy razem. Miałyśmy różne smaki. Mama nie znosiła czekolady, a ja lubiłam wyłącznie gorzką. Jak wybierałyśmy się na lody, zawsze wybierałam smak czekoladowy, a mama owocowy.
Każdy z nas ma pewnie tysiąc takich miłych zachowanych wspomnień z wspólnie spędzonego czasu. Mama była zmarzluchem, więc dbała, by inni też nie marzli. Próbowała mnie namawiać do noszenia sweterków, ale ja jestem człowiekiem, któremu jest wiecznie ciepło. Walki o to, czy założyć płaszczyk, czy kurteczkę i sweterek były nieustannym elementem rozmów z dzieciństwa. Ja mówiłam: chyba jest ci za gorąco, a ona: nie, to ty załóż sweterek.

WP: : Jak radzi sobie pani z tym, że od sześciu lat co roku w okolicach 10 kwietnia niemal cała Polska rozdrapuje na nowo tę ranę?

- Można sobie z tym poradzić. Trzeba oddzielić sferę prywatną od publicznej. Kiedy potrzebowaliśmy spokoju, to i wtedy go mieliśmy, i teraz mamy. Jeśli się chce, można sobie zapewnić ciszę i skupienie. Mojej rodzinie to się udało. Co roku 10 kwietnia spotykamy się z najbliższymi, przyjaciółmi, współpracownikami mamy o tej samej porze zawsze przy jej grobie. Potem spędzamy wspólnie czas trochę na wspomnieniach, trochę na bieżącej dyskusji. Oddzielamy nasz smutek, żal i tęsknotę od zamieszania, które jest wywołane wokół katastrofy smoleńskiej przez partie polityczne.

WP: : Rodzi się w pani bunt, że pamięć próbuje się czasem zszargać, a czasem zawłaszczyć?

- Bardzo wiele rodzin ma sposoby na uczczenie pamięci swoich najbliższych i to jest najważniejsze. Istnieje kilka fundacji, między innymi imienia Jerzego Szmajdzińskiego. W ramach jej działalności przyznaje się stypendia wybitnym studentom i studentkom uczelni wojskowych. Rodzina Jolanty Szymanek-Deresz co roku organizuje turniej tenisowy ku jej pamięci. Jolanta Szymanek-Deresz uwielbiała grać w tenisa.
Nasza Fundacja im. Izabeli Jarugi-Nowackiej przyznaje Okulary Równości – nagrodę, którą moja matka przyznawała jako pełnomocniczka rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Upamiętniamy to, co dla niej było istotne. Syn marszałka Płażyńskiego dokończył jego inicjatywę ustawodawczą. Robimy to dla nas i dla zachowania pamięci.

Natomiast oczywiście, że 10 kwietnia i okolice są ciężkie właśnie ze względu na tę otoczkę. Czasami mam wrażenie, że trwa dyskusja nie o tym, jaka ma być Polska, ale czyja ma być i jak mają wyglądać te elementy pamięci. Widzimy smutną próbę zawłaszczania, ale my na to nie pozwolimy.
W zeszłym roku instrumentalnie opublikowano nagrania z kokpitu samolotu. We mnie budzi to złość, ogromnie współczuję rodzinie generała Błasika i pozostałych osób, o których mówiono przy tej okazji. Bez względu na to, czy to prawda czy nie, była to wrzuta stricte polityczna. Pomimo różnych politycznych poglądów, łączy nas wspólnota doświadczeń i same rodziny nie są wobec siebie wrogie. W pewnym momencie część dała się zmanipulować w awanturę medialną, konfrontowano ze sobą rodziny. To nie służy pamięci naszych najbliższych.

WP: : Panią na zasadzie kontrastu chętnie zestawiano z Małgorzatą Wasserman. Czy mimo różnego zdania na temat przyczyn katastrofy znalazłyście nić porozumienia?

- Nikomu nie udało się nas skonfliktować, poróżnić. Spotkałyśmy się z panią Wasserman w rocznicę śmierci jej ojca i mojej matki. Żadna z nas nie była w nastroju do pokłócenia się o katastrofę. To był dzień, w którym wszyscy wspominaliśmy najbliższych. Mamy wspólne tematy, podobne wątpliwości, żale. Razem patrzymy na olbrzymią stratę, jakiej doświadczyliśmy w naszym życiu i w życiu publicznym Polski. W „Tygodniku Powszechnym” ukazała się rozmowa ze mną i Pawłem Kurtyką, synem Janusza Kurtyki. Też się różnimy poglądami, co nie znaczy, że nie ma spraw, które nas łączą.

WP: : Rozmawiałyście z mamą o tym, żeby kiedyś weszła pani w świat polityki?

- Byłam aktywna w organizacjach młodzieżowych, pozarządowych, natomiast myślę, że matka wiedziała, jakie to ciężkie zadanie i wyzwanie. Nie namawiałaby mnie do takich wyborów. Wychowano mnie w konieczności uczestnictwa. Pytanie tylko o siłę i skalę zaangażowania. Nie wyobrażam sobie, żeby nie wziąć udziału w protestach, marszach, akcjach społecznych, gdy dzieją się rzeczy ważne, tak jak obecnie. Nie chodzi o to, żeby działać w polityce, tylko dla konkretnych spraw. To hasło przyświecało mojej matce.

Rozmawiała: Katarzyna Gruszczyńska

Barbara Nowacka, polityczka i informatyczka. Po wyborach do Parlamentu Europejskiego, w których nie zdobyła mandatu, została uznana za polityczne objawienie 2014 roku. Od 2015 roku współprzewodnicząca partii Twój Ruch. Jest wiceprezeską Fundacji im. Izabeli Jarugi - Nowackiej. Została Kobietą Roku Wirtualnej Polski 2014. Doceniono ją za to, że wprowadza nową jakość do dyskusji politycznej. Także za charyzmę, kulturę i rzeczowość wypowiedzi, szacunek dla rozmówcy oraz za działania na rzecz równości społecznej.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (561)
Zobacz także