Blisko ludziBlogerka wjechała konnym wozem na Morskie Oko. Obrońcy zwierząt oburzeni

Blogerka wjechała konnym wozem na Morskie Oko. Obrońcy zwierząt oburzeni

- Właśnie wróciliśmy! Było wesoło, choć chodzenie po górach to dużo powiedziane. Gdyby nie koniki, Morskie Oko zobaczylibyśmy jedynie na zdjęciach - napisała na swoim fanpage'u jedna z blogerek parentingowych. Na wpis ostro zareagowali między innymi obrońcy zwierząt. "Nie masz siły iść w góry - nie idź. Nie wsiadaj! Nie krzywdź!" - napisali.

Blogerka wjechała konnym wozem na Morskie Oko. Obrońcy zwierząt oburzeni
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Anna Moczydłowska

02.07.2017 | aktual.: 04.07.2017 09:37

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pod postem blogerki zagrzmiało i próżno szukać tam pochlebnych komentarzy. Dziesiątki internautów otwarcie potępiło sposób transportu rodziny na słynne Morskie Oko

Obserwujący nie pozostawili na blogującej mamie suchej nitki. "A tyle razy było mówione konikami do Morskiego Oka nie jeździmy. Jak można nauczyć dzieci, kiedy rodzice niepojętni. WSTYD." - pisali zbulwesrsowani obserwatorzy.

Nie doczekali się jednak odpowiedzi ze strony autorki posta. Ta nie usunęła wpisu, ale też w żaden sposób nie ustosunkowała się do jego zawartości. W sprawie głos zabrali także przedstawiciele fundacji Viva i autorzy kampanii przeciwko transportowi i ubojowi koni.

Post już w ciągu pierwszej godziny od publikacji zebrał przeszło 300 polubień, a to prawdopodobie dopiero początek. - Nie sądzę, żeby ta kobieta zrobiła to z wyrachowanego okrucieństwa. Raczej z bezmyślności i ignorancji. Szkoda tylko, że za tą bezmyślnością idzie ogromne cierpienie "koników" - piszą rozżaleni internauci.

Sprawa wykorzystywania koni do wożenia turystów na Morskie Oko od lat wzbudza gorące dyskusje i oburzenie obrońców zwierząt. Autorzy tego procederu krytykowani są za nieludzki wysiłek, do którego zmuszają zwierzęta, które ciągną za sobą pod górę, często w upale lub deszczu, masywne wozy z kilkudziesięcioma osobami. Kilkukrotnie dochodziło tam nawet do awantur i przepychanek pomiędzy zwolennikami, a przeciwnikami "końskiego biznesu". W zeszłym roku głośnym echem odbiła się też historia małego Huberta, który pomimo swojej niepełnosprawności sam pokonał dystans, który wielu przebywa końskimi powozami.

Komentarze (886)