"Cenzura dietetyczna" wytyka błędy Anny Lewandowskiej. Tak trenerka mija się z prawdą
Bycie fit jest modne. Trenerzy i eksperci od zdrowego odżywiania robią oszałamiającą karierę. Niestety często zarabiają na naszej niewiedzy. To, co próbują nam sprzedać, nie zawsze jest bezpieczne i zdrowe. Anna Lewandowska została nominowana w plebiscycie na Biologiczną Bzdurę Roku. Trenerka chciała przekonać, że gęsi smalec jest świetnym źródłem białka. Jak się okazuje to niejedyna jej wpadka.
Nie daj się nabić w butelkę
Konkurs na Biologiczną Bzdurę Roku został zorganizowany już po raz drugi. Chodzi o wyłonienie najbardziej absurdalnej pseudonaukowej nowinki. Wygra stwierdzenie, które zbierze najwięcej głosów internautów. W ubiegłym roku Biologiczną Bzdurą został cytat z portalu Fronda. Według konserwatywno-katolickich publicystów znak krzyża zabija zarazki, a jeśli nie czyni się go starannie, to metoda ta działa gorzej lub nie działa.
Kilka dni temu pisałam o tym, jak łatwo dajemy się nabrać znanym ekspertom od zdrowego stylu życia. Po publikacji tego artykułu z naszą redakcją skontaktowała autorka bloga "Cenzura dietetyczna", która śledzi podobne bzdury. Zwróciła uwagę, że Anna Lewandowska częściej dzieli się ze swoimi fanami nierzetelnymi informacjami. Nie ma ludzi nieomylnych, jednak jeśli ktoś stawia się w roli autorytetu, powinien chyba weryfikować wiedzę, którą przekazuje innym. Wpadki podobne do tej z gęsim tłuszczem są nie tylko kompromitujące, ale mogą przynieść opłakane zdrowotne skutki tym, którzy ślepo w nie wierzą.
- Anna Lewandowska nigdy nie podaje źródeł z których korzysta, a swoich teorii nie podpiera żadnymi dowodami. Na jej stronie można znaleźć mnóstwo błędów merytorycznych. Moją uwagę przykuł wpis na temat miodu. Lewandowska stwierdziła, że jest on dobry dla osób z cukrzycą. To bzdura! Powielanie nieprawdziwych informacji jest po prostu szkodliwe – przyznaje Anna Jasińska, dietetyk kliniczny Nutri Creative.
W sieci nie brakuje pseudoekspertów od odżywiania czy samozwańczych trenerów personalnych. Reklamują swoje usługi na profilach społecznościowych, obiecują spektakularne efekty w ekspresowym tempie. Często nie mają do tego uprawnień, nie skończyli odpowiednich studiów. Mogą się jedynie pochwalić ukończeniem internetowego kursu czy weekendowego szkolenia. Mimo to wiele osób chętnie korzysta z usług takich coachów żywieniowych czy trenerów wellness. Owszem, efekty robią wrażenie. Ich porady często sprowadzają się do morderczego treningu i dużego deficytu kalorycznego. Źle dobrana dieta i morderczy trening mogą dać o sobie znać za kilka albo kilkanaście lat.
Nie tylko smalec
Warto rozprawić się z niektórymi dietetycznymi mitami. - W sieci każdy może napisać wszystko, więc wyławianie bzdur z morza internetowych treści nie jest niczym nadzwyczajnym. Przy tej okazji nie sposób nie wspomnieć o blogu Anny Lewandowskiej. Z całym szacunkiem dla jej osiągnięć sportowych, teksty, które publikuje na temat żywienia nie mają żadnego związku z danymi powszechnie uznanymi za prawdziwe w oparciu chociażby o książki do nauki biochemii czy żywienia – mówi Magdalena, autorka bloga "Cenzura dietetyczna".
Poza, słynnym już gęsim smalcem, u Anny Lewandowskiej nie brakuje innych "perełek". W jednym z wpisów, trenerka do grupy minerałów zaliczyła m.in. kwas foliowy, witaminy oraz Omega-3. - Zawsze myślałam, że kwas foliowy to witamina, a nie minerał. Fakt, że witamina D czy witamina C są witaminami również wydawał mi się oczywisty – komentuje blogerka. – Z kolei Omega-3 to kwasy tłuszczowe, nie minerały, to rozgranicza nawet Wikipedia.
Trenerka wskazywała również, że z uwagi na niedobory wymienionych przez nią substancji, warto uzupełnić dietę o suplementy. – Nie wiem, w jakim raporcie odnotowano te niedobory, ale wystarczy wspomnieć o witaminie C. Łatwo jest pokryć jej zapotrzebowanie nawet przy bardzo niezrównoważonej diecie. Poza tym witaminy i minerały zawsze przyswajają się lepiej z produktów spożywczych, aniżeli z suplementów. Co do witaminy D, to rzeczywiście ze względu na naszą szerokość geograficzną, jesteśmy narażeni na występowanie niedoborów, ale przed rozpoczęciem suplementacji sugerowane jest oznaczenie jej poziomu. Być może Anna Lewandowska cierpi na niedobór witaminy D, ponieważ doszukuje się jej obecności w cytrynie – zauważa autorka bloga "Cenzura dietetyczna".
Magiczna moc cytryny
Wielu ekspertów od żywienia wychwala cudowne właściwości picia rano ciepłej wody z sokiem z cytryny. Taki napój podobno świetnie oczyszcza organizm, pobudza metabolizm, dodaje energii, a na dodatek wzmacnia odporność. W internecie możemy znaleźć wiele przepisów na ten wspaniały eliksir, wzbogacony o dodatkowe składniki takie jak miód, cynamon, imbir, miętę, ocet jabłkowy czy kurkumę. Oczywiście nie sposób odmówić cytrynie jej zdrowotnych właściwości, jednak żona czołowego polskiego napastnika jednak nieco przecenia ten owoc.
- Cytryna to witaminy A, B, C i D, flawonoidy, pektyny, potas, miedź i kumaryna – pisze Anna Lewandowska. – woda z cytryną spokojnie pobudza nasz organizm do całodniowej pracy, spokojnie uruchamia jelita. Bardzo dobrze wpływa na naszą wątrobę, niweluje skutki niestrawności, zapobiega wzdęciom. Pektyny hamują łaknienie, sprzyjają więc regulacji masy ciała. Woda z cytryną wspomaga oczyszczanie z toksyn, działa przeciwwirusowo, obniża ciśnienie. Mnie porcja takiego napoju dodaje energii – podsumowuje trenerka.
Sporo przypisywanych temu napojowi właściwości jest lekko przesadzona. - O ile zawartość witaminy C w cytrynie jest oczywista (zawiera 50 mg w 100 g, czyli wystarczy zjeść 1,5 sztuki i pokrywamy dziennie zapotrzebowanie), to trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że zawiera ona jakieś inne witaminy w znaczących ilościach – wyjaśnia ekspert. - Pominę już, że jeżeli dodajemy cytrynę do wody, to podawanie za przykład witamin rozpuszczanych w tłuszczach (A i D) jest dodatkowym absurdem (wtedy ze względu na te witaminy cytryna z olejem ma większy sens). Poza tym, jeżeli polecamy jedzenie produktu z racji na zawartość określonego składnika to wypadałoby, aby ilość jaką mamy zjeść, była realna. Cytryna zawiera 125 mg potasu, a dzienne zapotrzebowanie na ten pierwiastek wynosi nawet 4700 mg - dodaje.
Cytryna nie wykazuje również działania przeciwwirusowego. - Witamina C zawarta w tym owocu wpływa na poprawę odporności, ale działa zapobiegawczo. Przyjmowana w trakcie choroby, nie skraca jej czasu trwania i nie zmniejsza objawów – tłumaczy autorka bloga "Cenzura dietetyczna".
Specjalistka od fit przepisów
Anna Lewandowska chętnie dzieli się przepisami na dietetyczne wersje tradycyjnych dań. Wystarczy wspomnieć słynne już bezglutenowe pierniczki czy pączki z batatów. Trenerka zaproponowała swoim fanom białkowo-tłuszczowy posiłek, składający się z burgera bez bułki i frytek ze słodkich ziemniaków.
- Bataty zawierają 20 g węglowodanów w stugramowej porcji, dodatkowo mają 1,6 g białka i 0,1 g tłuszczu. Zdecydowanie są więc produktem węglowodanowym. Nie wiem, dlaczego ten posiłek został opisany jako białkowo-tłuszczowy? Być może pani Anna założyła, że jednak należy to danie jeść bez batatów, a zapomniała to uwzględnić w tytule – zastanawia się blogerka.
Zatrzymajmy się przy batatach. – Owszem, są one wartościowym produktem, ale nie ma sensu dorabiać do nich fałszywej ideologii – mówi autorka bloga "Cenzura dietetyczna". W przepisie na bezglutenowe kopytka z batatów, Anna Lewandowska wspomina, że słodkie ziemniaki mają niższy indeks glikemiczny niż makarony (nawet te bezglutenowe).
- Nie wiem, z jakich źródeł korzysta Anna Lewandowska pisząc teksty, ponieważ nigdy ich nie podaje. Ale we wszystkich tabelach, jakie znalazłam wartość IG batatów wynosi ok. 54, makaronu razowego natomiast ok. 40-50 (zależnie od źródła), makaronu z pszenicy durum ok. 50, a pszennego 55. A jeżeli chodzi o makarony bezglutenowe, to przykładowo sojowy będzie miał IG ok. 30, a ryżowy (również bezglutenowy) ok. 60. Rozbieżność jest dość spora – wylicza ekspert. – Trenerka pisze również, że bataty dostarczają nam enzymów, które ułatwiają trawienie skrobi. Enzymy są bardzo wrażliwe na działanie temperatury i niewiele z nich jest wstanie przetrwać temperaturę 100 stopni. W tym przepisie bataty zostały upieczone w 180 stopniach. Jakiekolwiek enzymy w nich były, miały marną szansę przetrwania - dodaje.
Anna Lewandowska i inne znane fit-celebrytki zarabiają majątek na tym, że nam doradzają. Przyjmujemy do wiadomości i akceptujemy stwierdzenia wygłaszane przez autorytety. Nie weryfikujemy tych informacji. Jednak jak się okazuje to, co naprawdę nam podsuwają, nie zawsze pomaga, a często może tylko zaszkodzić. Warto więc zachować własny rozum w tej pogoni za wymarzoną sylwetką i zdrowym stylem życia.
- To świetnie, że Anna Lewandowska promuje produkty, które rzadko lądują na naszych stołach, a są bardzo zdrowe. Jednak niestety często podaje błędne lub niepełne informacje na ich temat. Poza tym propaguje dietę bezglutenową, a z badań wynika, że osobom, które nie chorują na celiakię i nie mają stwierdzonej nietolerancji na gluten, taki sposób odżywiania może po prostu szkodzić. – mówi Anna Jasińska. - Dlatego zamiast kierować się poradami celebrytów, kreujących się na specjalistów od diety, lepiej skonsultować się z lekarzem lub dyplomowanym dietetykiem. W przeciwnym razie możemy sobie zafundować poważne problemy zdrowotne. Suplementacja bez wcześniejszych badań może rozregulować układ hormonalny, a stąd prosta droga do problemów z tarczycą czy cukrzycy – dodaje ekspert Nutri Creative.