Co wolno wojewodzie, to nie tobie kobieto. Prawniczka mówi, co może pracodawca, gdy odkryje twoją przeszłość
09.04.2018 17:57, aktual.: 10.04.2018 08:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Policjantka pokazywała ciało za pieniądze. Kiedy to wyszło na jaw, zwolniono ją ze służby. Karolina Kędziora, radczyni prawna, tłumaczy, dlaczego wstydliwa przeszłość niszczy kariery kobiet w Polsce.
Funkcjonariuszkę opolskiej policji 21 marca zwolniono ze służby za "naganne zachowanie". Okazało się, że do "nagannego zachowania" doszło 7 lat temu, kiedy dziewczyna dorabiała, rozbierając się przed kamerką internetową. Ktoś napisał na nią donos.
Można zwolnić policjantkę za to, że przed rozpoczęciem pracy w służbach pracowała jako sexworkerka?
*Karolina Kędziora, radczyni prawna i prezeska Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego: *Proszę pamiętać, że mówimy o pracy w policji, a ta, przynajmniej ustawowo, wymaga od zatrudnianych osób o "nieposzlakowanej opinii". Tyle że ustawodawca nie precyzuje, co to oznacza w praktyce. Chodzi oczywiście o niekaralność, ale również o inne zachowania, które nie licują z powagą wykonywanego zawodu.
Wedle komentarzy do ustawy nieposzlakowana opinia jest związana z: uczciwością, rzetelnością, odpowiedzialnością, lojalnością, odwagą, odwagą w przedkładaniu interesu publicznego nad prywatny w ramach wykonywanego zawodu. Nie tyczy się to jedynie postawy podczas służby, ale i poza nią.
Wyrzucenie ze służby to nie jest sytuacja, w której osoba zwolniona może po prostu poszukać pracy odpowiadającej jej kwalifikacjom gdzie indziej. W ten sposób zaprzepaszcza się jej karierę, jako że ma zamkniętą możliwość zatrudnienia w policji. De facto jest zmuszona zacząć swoją drogę zawodową od początku. Tak ostra reakcja w przypadku osoby, która była pracownicą o nieposzlakowanej opinii, wydaje mi się reakcją nieco na wyrost. Ciekawa jestem, na ile ten zapis jest tak surowo egzekwowany choćby w przypadku policjantów, którzy są sprawcami przemocy domowej.
Ok, czyli teoretycznie pracodawca miał w tym przypadku prawo do podjęcia takiej decyzji. Czy nie ma ona jednak znamion dyskryminacji? Jakoś trudno jest mi sobie wyobrazić, że w analogicznej sytuacji zostaje zwolniony mężczyzna.
Nie znam szczegółów sprawy, mogę więc mówić jedynie w sporym uogólnieniu. Przede wszystkim powinniśmy zastanowić się, na ile tak surowa interpretacja prawa przystaje do czasów, w których żyjemy.
Na co drugim billboardzie mamy półnagie dziewczyny, powszechnie dostępne teledyski ociekają seksem. Ciało kobiety jest w mediach towarem, raczej rzeczą niż częścią człowieka. Mimo to są ludzie, którzy uważają obnażanie się przed kamerką internetową za coś na tyle gorszącego, że aż niepozwalającego na wykonywanie zawodu zaufania publicznego. Przecież to hipokryzja. Wykonywanie zawodu policjanta, może powodować pewne ograniczenia w życiu osoby, która się na niego decyduje. Jednak z tego co wiem, tutaj nie chodziło nawet o sytuację, która miała miejsce, kiedy ta kobieta podjęła już decyzję że chce się zatrudnić w policji.
Nadal nie rozumiem. Osoba dorosła podjęła decyzję, jak chce zarabiać, nikogo przy tym nie krzywdząc.
W takich sprawach zwolnienie bywają często podyktowane stereotypowym postrzeganiem ról płciowych w społeczeństwie. Kobiety mają być skromne, porządne, wstydliwe. Niby seksowne, ale już nieuseksualnione. Oczekuje się od nich wierności tradycyjnie pojętej moralności w dużo większym stopniu niż od mężczyzn. Żyjemy w społeczeństwie, w którym nawet kobiety, które nie chcą zostać matkami, są oceniane negatywnie. Piętnowane za wyjście z tradycyjnerj roli. A co dopiero sexworkerki.
W przytoczonym przypadku wydaje się, że to była po prostu indywidualna interpretacja "nieposzlakowanej opinii" przez osobę decyzyjną. Obawiam się, że gdyby mężczyzna miał podobną przeszłość, reakcja nie byłaby aż tak zdecydowana. Zapewne potraktowanoby to bardziej w kategorii żartu, bądź ciekawostki na temat kolegi, a nie zachowania gorszącego na tyle, żeby pozbawić go pracy.
Jak często policjantki egzekwują swoje prawa w sądzie?
Po pierwsze, policji podobnie, jak wielu innych służb mundurowych, nie obowiązuje Kodeks Pracy. Co za tym idzie, funkcjonariusze i funkcjonariuszki nie są chronieni przed dyskryminacją ze względu na płeć ani przed mobbingiem. Wiele policjantów i policjantek nie orientuje się natomiast, że Policji dotyczy ustawa wdrażająca niektóre przepisy UE w zakresie równego traktowania. Obowiązuje od 2011 i ma zastosowanie nawet do służb mundurowych. Na jej podstawie można wystąpić do sądu cywilnego z roszczeniem odszkodowanie za dyskryminację np. ze względu na płeć.
Wracając do pani pytania - sprawy kobiet pracujących w służbach mundurowych niezwykle rzadko docierają do sądów. Kolejnym, oprócz niemożności odniesienia się do prawa pracy powodem, jest źle pojmowane poczucie lojalności zawodowej, w służbach mundurowych bardzo silne. Dużo jest tam patologii czy po prostu nieujawnianych "na zewnątrz" informacji. Osoby, które zwróciły się do instancji, jaką jest sąd, mogą być potem negatywne postrzegane przez współpracowników.
Gdybym miała za sobą epizod w branży porno, mój pracodawca odkryłby to i mnie zwolnił, a ja poszłabym do sądu, to czy filmy, w których występowałam, stałyby się automatycznie materiałem dowodowym w sprawie?
Jako prawniczka reprezentująca kobiety w podobnych sytuacjach, z pewnością starałabym się, aby dowód tego typu nie został dopuszczony, ale taki finał nie byłby wykluczony. Sąd mógłby chcieć zbadać, na ile przyczyny zwolnienia z pracy są obiektywnie uzasadnione. Obiektywne znaczy w tym przypadku gorszące w odczuciu przeciętnego przedstawiciela społeczeństwa, w którym żyjemy.
Pracodawca najczęściej przyjmuje linię obrony, w której stara się udowodnić, że na szwank narażone zostało dobre imię firmy. Tyle że należałoby się zastanowić, czy dobrego imienia firmy w tych czasach nie narusza raczej zwalnianie pracownika za coś, co ma się nijak do wykonywanej przez niego pracy.
Jak często kobiety, które zostały zwolnione z pracy w związku z tym, że wcześniej pracowały jako sexworkerki, idą do sądu?
Nie słyszałam jeszcze o takim przypadku. Nawet kobiety, które padają ofiarami molestowania seksualnego – w bardziej lub mniej drastycznej formie - rzadko zakładają sprawę. Zgłoszeń mamy mnóstwo, ale kiedy przychodzi co do czego, kobiety się wycofują. Obawiają się reakcji otoczenia, nie daj boże opinii publicznej. W polskich sądach, w tego typu sprawach zanim osądzi się sprawcę, często sądzi się ofiarę. Kobiety boją się, niestety - często niebezpodstawnie. Właśnie odwołaliśmy się w Trybunale w Strasburgu, w sprawie kobiety zgwałconej na wyjeździe integracyjnym. W polskich sądach sprawcy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.
Jeśli coś takiego spotyka dziewczyny w przypadkach, w których "inicjatywa" zdecydowanie nie leżała po ich stronie, nietrudno wyobrazić sobie reakcje na pozew kobiety, która sexworkerką została z własnej woli, a do tego czerpała z tego korzyści finansowe.
W Polsce jeszcze długo kobiety nie pójdą w takich sprawach do sądu z podniesioną głową i przekonaniem, że miały do tego prawo i że nikt nie ma prawa zwalniać ich z pracy. Polskie społeczeństwo jest pod tym wzglądem niezwykle pruderyjne i pamiętliwe.
Warto mimo wszystko iść do sądu?
Bardzo trudne pytanie. Nie możemy zagwarantować nic kobiecie, której decydujemy się pomóc. Oczywiście z perspektywy organizacji pozarządowej, w której pracuję – warto. Po każdej nagłośnionej przez nas sprawie, dzwonią ludzie. Dziękują i mówią, że gdyby nie usłyszeli o tej sprawie, nigdy nie zdobyliby się na odwagę, żeby zgłosić to, co ich spotkało. Ze względu na charakter spraw, nie zawsze ujawniamy dane osób, które wspieramy.
Dopóki my, kobiety, boimy się chodzić do sądów i egzekwować swoje prawa, dopóty ci, którzy molestują czy traktują nas niesprawiedliwie, będą bezkarni. Brak takich spraw nie mobilizuje też w żaden sposób pracodawców do prowadzenia działań prewencyjnych.