Coraz mniej osób przyjmuje księdza po kolędzie? Proboszcz szczerze odpowiada
- W ubiegłym roku drzwi do mieszkań i domów otworzyło nam jedynie około 38 proc. parafian - mówi proboszcz ze Śląska. Teraz, ze względu na brak kapłanów, tradycyjne wizyty duszpasterskie nie będą możliwe. Tam, gdzie wciąż się odbywają, zainteresowanie wiernych spada - zauważają niektórzy duchowni.
29.12.2023 | aktual.: 12.07.2024 22:30
Z badania CBOS-u wynika, że od 1992 do 2022 roku odsetek osób dorosłych określających się jako wierzący spadł z 94 do 84 proc. Jeszcze mniej osób regularnie uczęszcza do kościoła - spadek z 70 do 42 proc.
Spadek liczby osób przyjmujących kolędę
Powyższe dane przekładają się też na liczbę osób przyjmujących księdza podczas kolędy. Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską proboszcz jednej z parafii na Śląsku, spadek jest bardzo widoczny.
- Gdy kilkanaście lat temu rozpoczynałem posługę w obecnej parafii, księdza po kolędzie przyjmowało około 70 proc. rodzin. W pandemii odwiedzin nie było, jednak w ubiegłym roku drzwi do mieszkań i domów otworzyło nam jedynie około 38 proc. parafian - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ksiądz przyznaje też, że w tym roku, ze względu na brak kapłanów, zdecydowali, że tradycyjne wizyty duszpasterskie nie będą możliwe. Odbędą się jedynie msze dla mieszkańców poszczególnych ulic i osiedli.
Możliwe przyczyny
O spadku zainteresowania przyjmowaniem kolędy mówi w rozmowie z Wirtualną Polską także ks. Rafał Bogacki, rzecznik prasowy Archidiecezji Katowickiej. Zaznacza jednak, że Kuria Metropolitalna w Katowicach nie posiada danych statystycznych na ten temat, dlatego trudno o pełną ocenę aktualnej sytuacji.
- Z obserwacji, którymi dzielą się proboszczowie, wynika, że liczba rodzin przyjmujących księdza jest mniejsza niż przed pandemią. Nie dotyczy to jednak wszystkich parafii. W wielu z nich, położonych na terenie mniejszych miejscowości, liczba ta utrzymuje się na poziomie sprzed pandemii - mówi.
Przyznaje, że wpływ na to ma wiele czynników. - Jednym z ważniejszych jest z pewnością osłabienie wiary, a skutkiem tego – osłabienie więzi z Kościołem i parafią. Wyraźnie widać, że procesy sekularyzacyjne dotykają coraz szerszych warstw społeczeństwa - komentuje.
Różnice w parafiach
Liczba osób przyjmujących kolędę różni się w poszczególnych parafiach. Różni się także sama organizacja, a w internecie można znaleźć wiele historii związanych z przebiegiem takich wizyt. Katarzyna (imię zmienione) ma zarówno dobre, jak i mniej przyjemne wspomnienia związane z wizytą duszpasterską.
- Z dzieciństwa pamiętam, że bardzo lubiłam wizyty księdza. Były zwykle krótkie, bo mieszkaliśmy w wysokim bloku na jednym ze śląskich osiedli, jednak dzień kolędy był szczególnym czasem, w którym sąsiedzi wspólnie wypatrywali, na którym piętrze jest ksiądz - wspomina.
Dodaje, że nie pamięta z tego okresu negatywnych sytuacji czy komentarzy z ust kapłanów.
- Zupełnie inaczej było, gdy rodzice wrócili do rodzinnej wsi w Małopolsce. Tu wszystko zależy oczywiście od tego, który z księży przychodzi, jednak już sama organizacja nas zaskoczyła. Oprócz ministrantów i księdza przychodziła też pani "kościelna" i o ile ministrantom zawsze się daje jakieś drobne, tak pani ewidentnie również czekała na datek. Od nas nie dostała i rok później już jej nie było, ale sąsiadka była zaskoczona, że tej kobiecie nic nie daliśmy - przyznaje.
- Zresztą za pierwszym razem nawet księdzu koperty nie daliśmy, bo w poprzedniej parafii kapłan nie zbierał, tylko wrzucało się na tacę podczas specjalnej mszy w intencji rodzin odwiedzonych w minionym tygodniu - komentuje.
- Dosłownie pół godziny później zadzwoniła mieszkająca kilka domów dalej babcia i już wiedziała, że tej koperty nie daliśmy - śmieje się.
Katarzyna prostuje, że była to druga kolęda, którą spędzali w nowym domu, bo za pierwszym razem ksiądz w ogóle nie wszedł.
- Okazało się, że gdy chodził po domach, ktoś miał stać przy bramie, żeby ksiądz go zauważył. Tata dał znać ministrantom i po prostu wrócił do domu, bo było bardzo zimno. Siedzieliśmy i czekaliśmy, ale poszedł dalej i już nie wrócił. Kolęda się nie odbyła, oczywiście wszyscy sąsiedzi od razu o tym wiedzieli, a wspomniana babcia dobitnie dała nam odczuć, czym jest "zawiedzione zaufanie". Oj, długo nam to wypominała. Rok później kilka razy się upewniała, czy przyjmiemy księdza. Zrobiliśmy to, ale koperty nie dostał. Chyba na nią czekał, a my, niczego nieświadomi, po prostu się do niego uśmiechaliśmy. Co było później, już mówiłam - podsumowuje.
Pytania i przytyki
Niezbyt miłe wspomnienia z wizytą jednego księdza ma Marta. Jej rodzina mieszka w niewielkiej miejscowości pod Krakowem.
- Kilka lat temu tak się złożyło, że podczas kolędy byłam u rodziców. Co ciekawe, kończyłam wtedy dziennikarstwo na Uniwersytecie Papieskim, gdzie na wydziale teologicznym kształcą się księża z naszej diecezji. Młody duchowny oczywiście zapytał, co robię, a na informację o studiach, pozwolił sobie na komentarz, że "to taki wydział na doczepkę" na jego byłej uczelni - wspomina.
- Oczywiście pomimo miny mamy, która błagalnym wzrokiem chciała dać mi do zrozumienia, żebym nie komentowała, powiedziałam mu, że patrząc na spadek powołań, niedługo to chyba jego kierunek będzie niszowy. Zabawne, bo teraz w sumie tak jest. Przy okazji obiecałam, że jeśli zostanę dziennikarką, to chętnie będę się przyglądać, jak funkcjonuje instytucja, której jest przedstawicielem. Nie przyznałam się, że wybrałam jednak specjalizację public relations i już wtedy wiązałam swoją przyszłość z marketingiem, więc nie pracuję w redakcji. Trochę się zmieszał i dość szybko zakończył spotkanie - opowiada. Dziś księdza już nie przyjmuje.
Różne doświadczenia księży
Z różnymi sytuacjami podczas kolędy spotykają się jednak także i księża. Jak podkreśla ks. Bogacki, celem wizyty duszpasterskiej jest wspólna modlitwa, błogosławieństwo, ale także rozmowy, podczas których parafianie dzielą się swoimi spostrzeżeniami związanymi z Kościołem.
- Nawet jeśli dotyczy to tematów trudnych, takich jak przestępstwa seksualne popełniane przez niektórych duchownych, należy to ocenić pozytywnie – ludzie chcą, aby Kościół był wiarygodny, zależy im na tym, aby ci, którzy pełnią w nim ważne funkcje, cechowali się nienagannym życiem moralnym. Warto dodać, że ktoś, kto przyjmuje proboszcza, ma świadomość, że jest on odpowiedzialny jedynie za tę część Kościoła, którą stanowi jego parafia. Większość rozmów dotyczy więc aktualnej sytuacji w danej parafii, np. organizacji pracy duszpasterskiej - mówi.
Przyznaje też, że z reguły odwiedziny duszpasterskie przebiegają w dobrej atmosferze.
- Rzadko dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji i zwykle nie zdarzają się one w domach, ale np. na klatce schodowej lub ulicy. Są to jednak sporadyczne przypadki. Także skargi od wiernych po wizytach kolędowych napływają do kurii niezwykle rzadko - dodaje.
Kolęda "na życzenie"
W wielu parafiach w Polsce kolędy odbywają się według znanych od lat zasad i w wyznaczonym dniu ksiądz odwiedza domy i mieszkania położone na konkretnych osiedlach, a domownicy czekają na księdza przed drzwiami lub wywieszają kartkę z prośbą o kolędę.
Od kilku lat pojawiają się jednak inne możliwości potwierdzenia swojej chęci przyjęcia w domu kapłana. W wielu parafiach ministranci już nie pukają od drzwi do drzwi z pytaniem o przyjęcie księdza, a trzeba się odpowiednio wcześniej zapisać - osobiście w kościele, telefonicznie, ale także mailowo lub przez SMS.
Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską ks. Rafał Bogacki, rzecznik prasowy Archidiecezji Katowickiej, to proboszczowie, w zależności od sytuacji w parafii i własnego rozeznania, podejmują decyzję dotyczącą formy wizyt duszpasterskich.
- W wielu parafiach, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, powrócono do tradycyjnych odwiedzin. W innych, zwłaszcza znajdujących się na terenie dużych miast, proboszczowie zdecydowali się na wcześniejsze zapisy. Wierni są informowani o tym podczas ogłoszeń, a także za pomocą stron internetowych i mediów społecznościowych - komentuje.
- W niektórych parafiach archidiecezji odwiedziny duszpasterskie odbywają się zgodnie z wcześniej wyznaczoną trasą, ale księża wchodzą jedynie do tych domów, w które zostały oznaczone np. przez powieszenie na drzwiach domu kartki z informacją stanowiącą zaproszenie. Tak jest np. w parafii katedralnej w Katowicach - podsumowuje.
Joanna Bercal-Lorenc, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl