Czego panience nie wypada
Młoda kobietka powinna być grzeczna, miła, delikatna. O przeskakiwaniu płotów i wspinaniu się po drzewach trzeba raczej zapomnieć, jeśli nie chce się stracić reputacji subtelnej panienki. Smutne, że nadal myślimy takimi kategoriami.
01.06.2009 | aktual.: 03.06.2009 09:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Młoda kobietka powinna być grzeczna, miła, delikatna i nie sprawiać rodzicom kłopotu. Najlepiej, aby lubiła malować, grać na pianinie i dobrze czuła się z mamą w kuchni. Może kilka z tych podstawowych cech dobrze wychowanej panienki straciło ważność, ale większość ma się całkiem dobrze.
Inaczej patrzy się na chłopców, inaczej na dziewczynki. Niestety. Tak jakby płeć sprawiała, że na różne rzeczy możemy sobie pozwolić. Dłubanie w nosie nie przystoi nikomu, ale już latanie i wrzeszczenie na podwórku z karabinem jakoś łatwiej przełknąć w przypadku małego faceta niż małej panny. O przeskakiwaniu płotów i wspinaniu się po drzewach trzeba raczej zapomnieć, jeśli nie chce się stracić reputacji subtelnej panienki.
Bywa tak, że dziewczynki przebywają wyłącznie z chłopakami i z łatwością wpasowują się w męski świat. Syndrom chłopczycy nie jest w końcu taki rzadki, ale trudno jest w wieku nastoletnim, kiedy w dziewczynie budzi się mała kobieta, oderwać się później od wizerunku, brzydko mówiąc, „babochłopa”.
Przypadki odwrotne także się zdarzają, ale nieco rzadziej. Chłopcy, którzy zamiast zabaw w wojnę i motoryzację, wybierają spokojne zabawy z dziewczynami w dom lub inne takie „babskie” sprawy, mają jednak jeszcze większe kłopoty wśród rówieśników. Niestety. A potem jest jeszcze gorzej…
Mimo wielu lat pracy nad równouprawnieniem i walką przeciw dyskryminacji, nadal w społeczeństwie funkcjonują zawody męskie i damskie, zachowania typowo kobiece i niekobiece. Pani pilot samolotu? Pan opiekun w żłobku? Przecież to śmieszne! Śmieszne są takie zachowania, ale smutne, że nadal myślimy takimi kategoriami.
Zmiana naszego myślenia zaczyna się od naszych dzieci. Ostatnio z Tatkiem wiele o tym myśleliśmy. Trochę w żartach postanowiliśmy, że Jadźka powinna w domu nauczyć się i wbić sobie do głowy na zawsze, że i ja i Mąż możemy robić różne rzeczy po równo. I że jest to całkiem naturalne. Zaczęliśmy od przygotowania obiadu. A właściwie Tatka go przygotował, a ja czytałam gazetę. Potem zrobił pranie i zmył naczynia. Niech córka zobaczy, że nie tylko ja w tym domu jestem od gotowania. Owszem, Tatka lubi gotować i potrafi to robić świetnie, ale z braku czasu to mnie Iga widzi zazwyczaj przy garach. Po zjedzonym obiedzie Jadźka podziękowała tacie wielkim „mniam” i mam nadzieję, że coś tam sobie w głowie zakodowała.
Teraz przyszedł czas na moją rolę. Powinnam chyba pokazać córce, że ja też mogę robić to, co Tatka „powinien” według tradycjonalistów. Ale nie bardzo wiedziałam co. Żadna żarówka nie wymagała wkręcenia, żadna śrubka jak na złość nie była odkręcona. Czekam więc na coś „męskiego” do zrobienia. Śmieszne? Bardzo, ale od czegoś trzeba przecież zacząć. Nauka z pewnością w las się nie wybierze. Wreszcie znalazło się zajęcie dla mnie. Jadźce wbijanie gwoździ spodobało się o niebo bardziej niż przyrządzanie banalnego obiadu. Pomagała jak umiała, a jej drewniany młotek nie czekał długo na to, by mogła go użyć.
Ziarnko zostało zasiane. Teraz trzeba tylko tak do starości przełamywać te małe i duże stereotypy. W sumie nie musimy się bardzo starać, bo od dawna dzielimy się po równo robotą. Ale gdzieś tam jest świat, który będzie mówił Jadźce, co jej wolno, a co nie. Co wypada, a co nie wypada. Że dziewczynka jest stworzona do przedmiotów humanistycznych, do bycia dobrą żonką i do gry na harfie. Co to to nie! Nie musi zostawać od razu górnikiem, ale kierowcą Formuły 1 i owszem. Tatuś byłby taki dumny…