Człowiek renesansu
Przyłapuję się czasem na myśleniu stereotypami. Staram się być tolerancyjna, jak najmniej opinii zakładać z góry, tymczasem miewam sytuacje smutno orzeźwiające, sytuacje, w których obnażają się jakieś spychane pod dywan podświadomości schematyczne, ukształtowane przez pokolenia (i mnie samą?) myśli.
27.10.2010 | aktual.: 28.10.2010 15:56
Przyłapuję się czasem na myśleniu stereotypami. Staram się być tolerancyjna, jak najmniej opinii zakładać z góry, tymczasem miewam sytuacje smutno orzeźwiające, sytuacje, w których obnażają się jakieś spychane pod dywan podświadomości schematyczne, ukształtowane przez pokolenia (i mnie samą?) myśli.
Kilka dni temu przyleciałam po raz pierwszy w życiu do Florencji. Od wielu lat marzyłam, aby zwiedzić galerię Uffizi. Muzea można zwiedzać w sieci, a reprodukcje fresków i obrazów w książkach są coraz lepszej jakości, ale mimo to, ktokolwiek z Państwa widział w Uffizi i w świątyniach włoskich działa Piero de la Francesci, Giotta czy Perugina, ten potwierdzi: to nie to samo. Kolory, skala, perspektywa, światło w danym kościele - to wszystko sprawia, że prace te ogląda się inaczej, dużo lepiej, niż na ekranie komórki czy w książce.
Poza tym krajobrazy z fresków korespondują idealnie z tym, co za drzwiami kościoła. Np. w malutkim miasteczku włoskim Panicale we fresku przedstawiającym męczeństwo św. Sebastiana artysta przedstawił dokładnie to jezioro, które widać tuż po wyjściu z kościółka (jezioro Trazymeńskie). Wracając do stereotypów. Miałam we Florencji zarezerwowany pokój w tanim hoteliku. Właściwie był to pokoik do wynajęcia w wielkiej kamienicy podzielonej na część hotelową i część zamieszkaną przez „tubylców“.
W hallu nieprzyjemny zapach wilgoci, winda jak eksponat z lat siedemdziesiątych. Ojej, nie jest dobrze, pomyślałam. Czy i do Florencji dotarła mafia śmieciowa z Neapolu? Podobno mafiosi mówią na śmieci „śmierdzące złoto“- tyle można zarobić na śmieciowym biznesie. Na szczęście w części hotelowej zapach znikł, w recepcji natomiast siedział wielki, wysoki murzyn w dresie. „Oj, będzie trudno mi się z nim dogadać po angielsku“, pomyślałam. Dlaczego tak pomyślałam? Dlaczego założyłam, że murzyn we Włoszech jest źle wykształcony? Że może jest imigrantem z dawnej francuskiej kolonii i raczej mówi po francusku?
Przywitałam się grzecznie podając po angielsku mój numer rezerwacji, tymczasem włoski murzyn odpowiedział angielszczyzną, która mogłaby spokojnie gościć na herbatce w salonach pałacu Buckingham. Po chwili spytałam go, skąd tak znakomicie mówi po angielsku, szczególnie że ani na lotnisku ani na mieście we Florencji żaden Włoch tak piękną angielszczyzną do mnie nie przemawiał. „Jak to skąd? Jestem Anglikiem. Ale robię doktorat we Florencji, mam żonę Włoszkę. Ten hotelik to jej biznes, a ja tu pomagam“.
Dlaczego gdzieś we mnie drzemie kretyńskie myślenie, że we Florencji, stolicy renesansu, kolebce humanizmu, tylko biali ludzie mogą być wykształceni i wyrażać się równie pięknie jak Petrarca? Przypomniało mi się, że przed wyjazdem do Włoch usłyszałam orzeźwiająco-przerażającą opinię „życzliwej znajomej“, która wypatrzyła mnie na lotnisku: „Lecisz do Włoch? Uważaj, to straszne brudasy“.