"Czułam, że moi rodzice mnie nie kochali". W jaki sposób oziębli rodzice kaleczą własne dzieci?
Olivierowi Janiakowi mama powiedziała, że go kocha, dopiero gdy prezenter miał 30 lat. Dlaczego rodzice bywają oziębli? Jakie konsekwencje ponoszą dzieci wychowywane w domach, w których brakuje pozytywnych emocji i prawdziwie bliskich relacji?
Z jednej strony pielęgnujemy obraz domu rodzinnego, który jest pełny troski i pozytywnych emocji. Z drugiej okazuje się, że gabinety terapeutyczne wypełniają wspomnienia dzieci o trudnych relacjach z rodzicami. Brzmi w nich żal, bo czegoś ważnego w dzieciństwie im zabrakło. Słychać gniew, bo zamiast miłości i ciepła rodzice obarczyli ciężarem ponad miarę. I te dzieci taki ciężar niosą do dziś.
"Mama po raz pierwszy powiedziała mi, że mnie kocha, kiedy miałem 30 lat"
Olivier Janiak rzadko udziela wywiadów, zwłaszcza na prywatne tematy. Ostatnio jednak zrobił wyjątek i opowiedział o czasach dzieciństwa i relacji z rodzicami, którzy są pokoleniem powojennym. Jego tata urodził się w 1943 roku, a mama dwa lata później. To, w jakich realiach się wychowywali i jak zostali ukształtowani, wpłynęło po latach na to, jakimi byli rodzicami. Janiak przyznał, że nie potrafili mówić o uczuciach, nie wyznawali mu miłości, ale okazywali ją małymi gestami.
Zobacz także: Były mąż chciał, żeby oddała mu bon turystyczny. Wakacyjne konflikty rodziców po rozstaniach
- Dojrzewali po wojnie. Największym przejawem miłości było to, że mieli dach nad głową, mieli co zjeść i w co się ubrać. Wtedy nikt nie mówił do dziecka dziesięć razy dziennie, jak na amerykańskich filmach: "Kocham cię, synku". Moi rodzice nie umieli tego robić. Mama po raz pierwszy powiedziała mi, że mnie kocha, kiedy miałem 30 lat. To nie dlatego, że ona mnie nie kochała, bo ja to czułem w każdej zupie, którą dla mnie zrobiła, w każdym praniu, w każdym przytuleniu. Oni nie byli tego nauczeni - wyznał Olivier Janiak w wywiadzie dla Żurnalisty w ramach podcastu "Rozmowy bez kompromisów".
Jak zauważa Małgorzata Matusiak, psycholożka i psychoterapeutka Kliniki PsychoMedic.pl. oziębłość emocjonalna w rodzicach bierze się najczęściej właśnie z wychowania.
- Oni sami byli tak wychowywani: ignorowani, mogli doświadczać przemocy i ich potrzeby nie były w rodzinnym domu respektowane. Ci ludzie często później przekładają taki model na wychowanie swoich dzieci, zwłaszcza jeśli nie uświadamiają sobie problemu - mówi w rozmowie z WP Kobieta ekspertka.
- Jednak w dzisiejszym świecie, wiele osób ma świadomość, że nie chce, aby było tak samo, jak w domu rodzinnym i jest to pierwszy krok, żeby takich wzorców w wychowywaniu swoich dzieci nie powtarzać. Samo uświadomienie sobie problemu i związanych z nim emocji jest początkiem drogi. Później natomiast najlepiej jest podjąć terapię - dodaje specjalistka.
"Przez lata czułam, że moi rodzice mnie nie kochali"
Dom rodzinny bez pozytywnych emocji wspomina prawie 40-letnia Karolina Pacześ.
- Przez lata czułam, że moi rodzice mnie nie kochali, zwłaszcza matka. Nigdy nie byłyśmy ze sobą blisko. Oczywiście ona swoje rodzicielskie obowiązki wypełniała bez najmniejszych zastrzeżeń, ale nie było w tym dobrych uczuć. Do dzisiaj nigdy nie rozmawiała ze mną tak po ludzku, o emocjach, o tym, co czuję, czego pragnę. Nigdy jej to nie interesowało. Nigdy nie interesowałam jej ja – powiedziała Karolina w rozmowie z WP Kobieta.
Kobieta nie pamięta żadnych wspólnych zabaw, wspólnego odrabiania lekcji, rozmów w domu o życiu czy miłości.
- Wiele rzeczy robiłam, aby zwrócić uwagę matki. Starałam się być najlpepsza, zawsze i we wszystkim, żeby tylko mnie zauważyła i pochwaliła, ale pochwał za "dobre uczynki" też nie dostawałam. W szkole moje piątki i szóstki były tak naturalne, że nikt nigdy mnie nie chwalił, nie gratulował. Za to za tróje miałam kosmiczne awantury – wspomina kobieta.
Specjalistka Małgorzata Matusiak dodaje, że osoby wychowywane w oziębłych relacjach wykształcają w sobie mechanizm radzenia sobie na zasadzie " jak ja będę jakaś, to wtedy ten rodzic mnie zauważy, pokocha etc".
- I to przekłada się w dorosłym życiu również na inne relacje, prywatne czy zawodowe takich osób. Może być też tak, że takie osoby mają większą tolerancję na porzucenie, czyli akceptują takie negatywne zachowania ze strony innych ludzi, partnerów, współpracowników, jednocześnie usprawiedliwiając te osoby. Osoby od dzieciństwa odrzucane i źle traktowane nie umieją w dorosłym życiu stawiać granic. Innym skutkiem jest też to, że dzieci takich rodziców starają się być niewidoczne, starają się żyć i funkcjonować tak, żeby tylko nikt ich nie zauważył, żeby nie zwracać na siebie uwagi otoczenia, bo mają zakodowane przekonanie, że i tak nie otrzymają tego, czego potrzebują - zaznacza ekspertka.
Karolina dodaje, że rodzice w dorosłym życiu również nigdy jej nie pochwali. - Nie wyrazili aprobaty dla moich wyborów i życiowych decyzji. Do dziś szukają dziury w całym. Zawsze umniejszają moje osiągnięcia. O powiedzeniu "kochamy cię dziecko bez względu na wszystko" – nawet nie marzę – wyznaje.
- Mam dzisiaj prawie 40 lat i nigdy od matki ani od ojca nie usłyszałam, że jestem ważna, że mnie kochają taką, jaka jestem. Dzisiaj mogę powiedzieć, że w moim domu dobra emocjonalność była zerowa – dodaje Karolina.
Jak mówi, wyprowadzała się z domu bez żalu. Wizyty u rodziców ograniczyła do świąt, z czasem i te okroiła do minimum.
- Każde spotkanie wywołuje we mnie niedosyt i najczęściej poczucie winy, że nie spełniam oczekiwań, że nie żyję tak, jak oni chcą, że nie jestem taka, jak oni chcą – mówi kobieta.
Teraz Karolina sama jest matką. Jaką? Jak twierdzi chyba niestety też nie najlepszą.
- Dzieci są co prawda jeszcze małe, jednak czuję, że jak nic ze sobą nie zrobię, jak nie przepracuję przeszłości, to powielę tamten zły wzorzec. Nie umiem być czuła. Bywam surowa. Różnie traktuję moje dzieci. Różnie je kocham. Chociaż kocham najbardziej na świecie – wyznaje Karolina.
"Myślę, że żałowała, że się urodziłam"
Niedostępnych emocjonalnie rodziców miała również Małgorzata Kostrzew. Jej matka rozwiodła się z ojcem, gdy Gośka miała 5 lat. Od tamtej pory ojciec praktycznie dziewczynką się nie interesował, a matka…
- Całe dzieciństwo i młodość byłam pewna, że moja mama mnie nie kochała. Dzisiaj nadal tak uważam. Ona chyba całe życie, od rozstania z ojcem, obwiniała mnie, że to przeze mnie jej się nie ułożyło. Myślę, że żałowała, że się urodziłam od czasu, gdy ojciec ją zostawił dla innej – wyznaje Gośka, której matka po rozstaniu z ojcem nigdy nie ułożyła sobie życia, a od kilku lat już nie żyje.
- Mama w ogóle nie poświęcała mi uwagi, nigdy nie mówiła, że mnie kocha, no może jak dostawałam dobry stopień w szkole, to czasami usłyszałam dobre słowo – poza tym ciągle tylko w domu byłam krytykowana, za wszystko – mówi Małgorzata.
- Miałyśmy psa i proszę sobie wyobrazić, że matka do psa zawsze mówiła z czułością, przytulała go, głaskała, do mnie nigdy się tak nie zachowała. Czułam się przez lata jak zło konieczne. Czułam się odrzucona i przez nią i przez ojca – dodaje kobieta. - Odkąd pamiętam, zawsze chciałam od niej uciec, wyprowadzić się. Ale nie mogłam, nie miałam gdzie. Ojciec miał drugą rodzinę, mną się właściwie nie interesował. Byłam przez lata zdana na matkę. Gdy poszłam na studia, wyprowadziłam się na drugi koniec Polski. Z premedytację znalazłam oddaloną uczelnię, żeby nie musieć się kontaktować za często. Zawsze zazdrościłam koleżankom, które miały fajny kontakt ze swoimi mamami, rodzicami. Ja niestety tak nie miałam – podkreśla dziewczyna w rozmowie z WP Kobieta.
Małgorzata dodaje, że jeszcze nie ma własnych dzieci, jednak gdyby miała, zrobi wszystko, żeby zawsze i na każdym roku, czuły się kochane.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl