Czy Polska jest gotowa na "#Supermodelkę Plus Size"?
Na scenę wychodzi dziewczyna ubrana w spódniczkę mini, eksponująca bardzo szerokie uda i pokaźny biust (z pewnością co najmniej F albo G). Nieśmiało uśmiecha się do jurorów, którzy obserwują każdy jej ruch i lustrują każdy centymetr jej dużego ciała. Tak zaczyna się program "#Supermodelka Plus Size”, którego głównym założeniem jest promowanie kobiecego piękna niezależnie od rozmiaru. Czy jeden program Polsatu może cokolwiek zmienić w życiu statystycznej Kowalskiej i czy w tym promowaniu różnorodności nie ma jakiegoś niebezpieczeństwa?
07.09.2017 | aktual.: 07.09.2017 15:08
"MOJA DZIEWCZYNA TO ŚWINIA"
- Mam problem. Jestem od 8 lat z moją dziewczyną. Kiedyś była szczupła jak piórko, a teraz spasła się jak świnia. Jest obrzydliwie tłusta. Kiedy mówię jej, żeby schudła, bo to dla jej zdrowia ona wpada w szał. Wrzeszczy, że powinienem kochać ją taką, jaką jest. Ale ja pokochałem chudą piękność 8 lat temu, a nie tłustą świnię. Nie wiem, co mam teraz robić – pisał kilka lat temu jeden z forumowiczów na kafeteria.pl. Niemal natychmiast grono doradców płci męskiej zaczęło zalecać mu, by rzucił dziewczynę, poszukał nowej chudej i nie oglądał się na "wieloryba”, który spasł się, bo całymi dniami oglądał "M jak miłość”.
- Skoro wygląda jak świnia, to zawieź ją do rzeźni – doradza jeden z nich, z pewnością taki, który od lat wygląda jak nastolatek i mieści się w garnitur z bierzmowania.
- Obżerają się tylko te kobiety, które nie mają orgazmu – wymądrza się kolejny. Kilka miesięcy po pierwszym wpisie jego autor podsumowuje wątek:
- Zrobiłem to, rzuciłem jo. Ona ważyła 80 przy 165 cm. Miałem już dość. Teraz mam szczuplutko panienke 168 cm 47 kg wagi. W łóżku też jest jak dzi*a (…). Szczuplutka 18steczka. Jak zacznie tyć, to się pomyśli o zmianie [pisownia oryg.].
GDZIE TE MODELKI?
Takich kobiet jak "świnia” czy "wieloryb” z wpisów na kafeteria.pl na pierwszym castingu do "#Supermodelka Plus Size” było całkiem sporo. Czy coś się więc zmieniło w ciągu ostatnich pięciu lat? Na świecie – bardzo dużo! Królowa plus size Ashley Graham i jej równie pulchne koleżanki z branży prowadzą zaciętą walkę w mediach. Zapewniają, że posiadanie większego rozmiaru nie wyklucza kobiety z pracy w modelingu czy show-biznesie. Twierdzą, że mają wielką, międzynarodową misję, której celem jest ograniczenie anoreksji wśród modelek, wyleczenie kobiet z kompleksów i stworzenie nowego, bardziej "normalnego” kanonu piękna. To na świecie, a właściwie głównie w Stanach Zjednoczonych, a w Polsce? Wciąż większość gwiazd i modelek ma talię osy, a czołowa gwiazda telewizji Polsat Karolina Szostak przechodzi totalną metamorfozę, zrzucając kilkadziesiąt kilogramów na oczach internautów. O polskich modelkach plus size wiemy naprawdę niewiele i nawet Ewa Zakrzewska – jurorka programu "#Supermodelka…” nie jest postacią tak rozpoznawalną (z całym szacunkiem) jak Anja Rubik, Magdalena Frąckowiak czy nawet Renata Kaczoruk. Podczas gdy w Nowym Jorku Michael Kors zaprasza na wybieg po raz pierwszy Ashley Graham (mimo, że projektant zarzekał się, że nigdy tego nie zrobi), w Polsce na żadnym wybiegu, żadnego znanego projektanta czy projektantki nie pojawiła się modelka plus size. Czy kojarzycie jakąkolwiek modową reklamę znanej polskiej marki, w której pojawia się modelka w rozmiarze XXL? No właśnie, ja nie.
TELEWIZYJNA TERAPIA ZBIOROWA
Czy to więc dobry moment, by wyjść do przeciętnej Kowalskiej i Kowalskiego z nowym przekazem i promowaniem kobiet o większych rozmiarach? Po co program "#Supermodelka Plus Size”, skoro w Polsce dla takich kobiet nie ma jeszcze rynku? Oczywiście, jak wszystko w telewizji, na pewno dla emocji!
Oglądając pierwszy odcinek, miałam wrażenie, że dla bohaterek programu "#Supermodelka Plus Size” ten casting to ich ostatnia deska ratunku, że część z nich przyszła tu nie po to, by zostać supermodelką z prawdziwego zdarzenia, ale po to, by ktoś dał im nadzieję, powiedział, że są piękne i zrobił to przed kamerami, pomógł uwierzyć, że życie może być intensywne, ciekawe i szczęśliwe w rozmiarze plus size. To zbiorowa terapia wyciskająca łzy z oczu uczestniczek, ale też Polek zebranych przed telewizorami. Być może część z nich czuje się w swoim życiu dokładnie tak, jak jedna z uczestniczek, która opowiedziała o tym, że jej były mąż po tym, jak urodziła dziecko, zaczął wyzywać ją i poniżać niemal każdego dnia.
Każda z uczestniczek, które mogliśmy oglądać w pierwszym odcinku, miała swoją historię, każda cierpiała z powodu obelg i docinek. Porzucane przez chłopaków i mężów, samotne, zakompleksione i niepewne siebie, ranione przez koleżanki z liceum i znajomych z pracy, a nawet rodzinę, pełne wątpliwości i obaw stawały przed jury w samym bikini. Dla tych kilku ciepłych słów płynących z ust Rafała Maślaka czy Ewy Minge były w stanie zrobić wiele. Być może część z nich nigdy wcześniej nie czuła się tak "naga". Być może do tej pory wychodziły na plażę opatulone w szerokie pareo i kochały się tylko przy zgaszonym świetle. Jednak to nie są problemy, z którymi borykają się tylko kobiety plus size, ale większość Polek, niezależnie od rozmiaru.
LEK NA POLSKIE KOMPLEKSY
Najnowszy wrześniowy numer polskiego wydania "Women’s Health” przedstawia bardzo ciekawe badania. Ich tematem jest akceptacja własnego ciała. Przepytano kilka tysięcy kobiet żyjących w 20 krajach na całym świecie. Okazało się, że Polki w tych badaniach wypadły najgorzej. Na pytanie: "Czy czujesz się piękna?" więcej niż połowa z nas odpowiedziała "NIE”. W porównaniu z odpowiedziami kobiet z innych krajów, polskie poczucie własnej wartości było bardzo niskie.
Zatem czy program "#Supermodelka Plus Size” nie jest przypadkiem dla każdej Polki, a nie tylko tej, która nie może znaleźć sukienki w swoim rozmiarze w którejś z popularnych sieciówek? Czy nie jest to program, który ma uświadomić wszystkim, że nasza siła i piękno nie leży w tym, jak widzą i opisują nas inni, ale jak my oceniamy siebie same? Czy nie do tego właśnie dążą największe gwiazdy plus size na świecie?
#SUPERMODELKA KONTRA SUPEROTYŁOŚĆ
Jednak w programie "#Supermodelka Plus Size” jest pewne niebezpieczeństwo. Polskie społeczeństwo z roku na rok coraz mniej dba o siebie, jest coraz grubsze, a tym samym coraz bardziej podatne na choroby. Coraz więcej dzieci w wieku szkolnym jest otyłych i trudno uwierzyć mi w to, że to tylko kwestia genów. Coraz mniej ruszamy się i nie zwracamy uwagi na to, co i ile jemy. Zamiast własnoręcznie przygotowanej kanapki z wędliną i pomidorem dajemy dzieciom do szkoły pieniądze na batona ze szkolnego sklepiku. Zachłyśnięci zachodnim dobrobytem z roku na rok powielamy błędy naszego poprzednika – Wielkiej Brytanii, która dziś intensywnie walczy z otyłością. Co zrobić, by taki program jak "#Supermodelka…" nie wspierał otyłości olbrzymiej i nie stał się argumentem dla wielu Polaków, że przecież to nic złego "tuczyć" siebie i swoje dzieci śmieciowym jedzeniem? Zanim zasiadłam do oglądania pierwszego odcinka, miałam wiele tego typu wątpliwości. Niestety, nie zostały one całkowicie rozwiane. Jurorzy podziwiali, pocieszali i dodawali otuchy uczestniczkom, zwracając uwagę głównie na piękne buzie, fotogeniczność czy nieziemskie kształty. Tylko gdzieś nieśmiało między wierszami w kilku ocenach jurorów pojawiły się takie stwierdzenia, jak: "wcięcie w talii”, "harmonijna budowa ciała” czy "odpowiednie proporcje”.
Jestem przekonana, że przeciętny telewidz nie był w stanie wywnioskować, o co dokładnie chodziło jurorom i co odróżnia supermodelkę plus size od kobiety chorej na otyłość. Nie wnikając w niuanse jurorskich wypowiedzi, wziął za pewnik to, że każda dziewczyna, nawet ta bardzo otyła i z bardzo wysokim BMI, jest cudowna i nie musi nic robić ze swoim ciałem, bo jest ono doskonałe. Choć do domu modelek przeszły tylko te uczestniczki, które na pierwszy rzut oka mają figurę klepsydry i „zdrowe proporcje” bez wyraźnej oponki na brzuchu, tylko Ewa Minge jasno i wyraźnie wyjaśniała w trakcie programu, że nie chce promować „niezdrowej nadwagi” i bardzo otyłych kobiet, uważając to za chorobę.
Jak pokazać widzowi i uświadomić go, że istnieje diametralna różnica między dużym rozmiarem a otyłością? Jak, wzmacniając jego poczucie wartości, jednocześnie nie promować „dietetycznych patologii”? Jak wytłumaczyć i pokazać telewidzom w całej Polsce, że modelki plus size muszą dbać o siebie, swoją dietę i ćwiczenia równie mocno, co „normalne modelki” i że ich charakterystyczna figura klepsydry nie jest tylko i wyłącznie darem matki natury, ale efektem równie ciężkiej pracy? Jak w tym wszystkim nie pogubić się i nie stać się przyczynkiem do promowania jednego z największych problemów współczesnej cywilizacji? To pytania, które muszą sobie zadać wszyscy, którzy tworzą ten program, a przede wszystkim jurorzy. Tym bardziej, że moim zdaniem Polska nie jest jeszcze gotowa na "#Supermodelkę Plus Size”, a jest bardzo, a nawet za bardzo, gotowa na wielką ogólnopolską otyłość.