Czy wspólne mieszkanie zabija namiętność?
Na początku jest totalne szaleństwo. Nie możemy wytrzymać bez siebie nawet jednego dnia, najchętniej co wieczór umawialibyśmy się na randki. Czy wspólne mieszkanie ma wpływ na to, jak często uprawiamy seks?
05.10.2012 | aktual.: 05.06.2018 15:58
Kiedy Piotrek zaproponował, żebyśmy razem zamieszkali, byłam bardzo szczęśliwa. Miałam takie przeczucie, że to coś ważnego, coś innego niż moje poprzednie relacje, ale nie wiedziałam, czy on czuje podobnie, dlatego tak mnie to ucieszyło – opowiada 27-letnia Zosia, która od roku mieszka z ukochanym. - Ale wiesz co? Czasem żałuję, że tak się stało. Lubiłam to nasze randkowanie. Mam wrażenie, że wtedy dużo bardziej się starał i częściej uprawialiśmy seks – dodaje. Czy wspólne mieszkanie ma wpływ na to, jak często uprawiamy seks?
Na początku jest totalne szaleństwo. Nie możemy wytrzymać bez siebie nawet jednego dnia, najchętniej co wieczór umawialibyśmy się na randki. Bez względu na to, czy idziemy do kina, na drinka, czy na imprezę finał jest podobny: myślimy już tylko o tym, by znowu znaleźć się w łóżku.
- Ten czas, kiedy nie mieszkaliśmy razem był wyjątkowo gorący. Nie chciało nam się nigdzie chodzić, a kiedy już wyszliśmy na drinka, czy na imprezę, zaraz chcieliśmy wracać do domu – opowiada Zosia. – Zapominaliśmy wtedy o całym świecie. Nie odczuwałam głodu, nie byłam zmęczona. Zazwyczaj kładliśmy się spać o czwartej nad ranem, trzy godziny później dzwonił budzik, a ja się czułam bosko. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Nasze randki były gorące, namiętne. Mam wrażenie, że wszystko się zmieniło, kiedy zamieszkaliśmy razem.
Od euforii po codzienność
Zosia nie mówi, że jest źle. Wygląda na szczęśliwą i spełnioną. - Bardzo dobrze się dogadujemy, prawie w ogóle się nie kłócimy. Mamy czas dla siebie, ale dbamy też o to, by każde z nas miało swoją przestrzeń – opowiada. – Na seks też nie mogę narzekać. Kochamy się kilka razy w tygodniu i niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o namiętność. Mimo wszystko, mam wrażenie, że odkąd razem zamieszkaliśmy, to ta burza hormonów znacznie się uspokoiła – opowiada Zosia.
Seksuolog przyznaje, że to bardzo częste zjawisko, a nawet reguła. Zaznacza jednak, że to nie chodzi o wspólne mieszkanie, a o coś zupełnie innego:
- Pierwsze trzy miesiące to jest eksplozja seksu: najchętniej nigdzie byśmy nie wychodzili, tylko spędzali cały czas w łóżku – wyjaśnia seksuolog, Arkadiusz Bilejczyk. – Ale tak nie może być wiecznie. Z czasem to napięcie seksualne zaczyna być coraz słabsze, czujemy, że się sobą już nasyciliśmy, procesy chemiczne, które zachodzą w naszym organizmie, zaczynają słabnąć, więc stopniowo nasza aktywność seksualna maleje – dodaje.
Nie zawsze jesteśmy w nastroju
Owszem, kiedy umawiamy się ze sobą na randki i widzimy się nieco rzadziej, jest większa szansa na to, że praktycznie za każdym razem będziemy uprawiać seks.
- Takie spotkanie planujemy, więc czekamy na nie, zwykle jesteśmy wypoczęci albo nakręceni emocjami. Umawiamy się na wspólne gotowanie czy oglądanie filmu, ale i tak każda ze stron wie, jak to się skończy. Kiedy wychodzimy na drinka, a potem ktoś zaprasza nas do siebie na kawę, to też mamy świadomość tego, że nie o kawę chodzi – mówi seksuolog. – Kiedy mieszkamy razem, widzimy się prawie codziennie. Raz jesteśmy bardziej zmęczeni, innym razem mniej. Czasem myślimy jak rozwiązać jakiś problem w pracy, innym razem po prostu nie jesteśmy w nastroju. To już nie jest tak, że wychodzimy na zaplanowane spotkanie – dodaje. Mimo tego, że jednego dnia mamy lepszy nastrój, a drugiego inny, seksuolog twierdzi, że wspólne mieszkanie ma dużo mniejsze znaczenie, jeśli chodzi o nasze życie seksualne niż myślimy. Przede wszystkim trzeba pamiętać o stopniowym obniżaniu się namiętności, a to jest naturalnym procesem.
- Zazwyczaj decyzję o tym, że zamieszkamy razem, podejmujemy nie wtedy, kiedy jest burza hormonów, a wtedy, kiedy już emocje nieco opadną. Wtedy zależy nam już bardziej na intymności i tym, żeby budować silną więź z partnerem. Siłą rzeczy wtedy jest już tego seksu nieco mniej – wyjaśnia seksuolog. - Zauważmy, że pary, które decydują się na wspólne mieszkanie od razu albo sytuacja życiowa sprawia, że tak się dzieje, będą kochać się częściej, ponieważ wciąż są w tej fazie, kiedy potrzebują się sobą nasycić. Natomiast po pół roku czy po roku można zauważyć, że rzadziej ze sobą sypiają, ponieważ zdążyli się już sobą nasycić, nacieszyć – tłumaczy.
Czy to oznacza, że nie powinniśmy się bać? Ala, która mieszka ze swoim narzeczonym od dwóch lat, twierdzi, że to była najlepsza decyzja, jaką mogli podjąć.
- Kiedy z kimś randkujesz, zawsze jest fajnie, ciekawie, namiętnie. Ten czas wspominamy przecież najchętniej, nawet w sytuacji, gdy wspominamy jakichś byłych partnerów. Ale nie można dać się zwieść. Czasem randkujemy zbyt długo: miesiące przeradzają się w lata, a my z dumą twierdzimy, że wciąż jesteśmy sobą zachwyceni. Z doświadczenia wiem, że to może być bardzo mylące. Decydujemy się na wspólne mieszkanie i raptem okazuje się, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Każda ze stron ma inne wymagania, nie możemy się dogadać, co do obowiązków, a czar pryska, gdy pojawia się prawdziwe życie. Wiadomo, okres pierwszych randek jest najlepszy, ale prawdziwe życie tak nie wygląda. Jednak jeśli dwie osoby dbają o to, by było dobrze, wspólne mieszkanie może być naprawdę miłe, na tyle, że już będzie nam się chciało wyjść z pracy i wracać do domu – opowiada 31-letnia Ala.
(asz/pho)