Czy z udzielania korepetycji można żyć? Okazuje się, że tak, i to całkiem dobrze
Zrezygnowały z pracy w szkole, aby udzielać korepetycji. Dziś zarabiają po dwa razy więcej i mają trzykrotnie więcej satysfakcji z pracy z uczniami. Cztery nauczycielki idą własną drogą i nie żałują.
18.05.2021 14:21
Karolina Kowalska, Monika Zielińska, Dominika i Katarzyna [nazwiska do wiadomości redakcji] to nauczycielki, które nie chcą chodzić przetartymi szlakami szkolnych korytarzy. Każda z pań otarła się o nauczanie w szkole, jednak później zdecydowały się wybrać bardziej niezależną ścieżkę własnej kariery. Dziś głównie udzielają korepetycji i zdecydowanie chwalą sobie taki sposób pracy z uczniami.
"Pracuję na swoją markę, swoje nazwisko"
27-letnia Dominika z Rzeszowa uczy języka angielskiego. Pracę zaczynała od etatu w prywatnej szkole, jednak po dwóch latach zdecydowała się na otwarcie własnej działalności. O pracy w szkole publicznej nigdy nie myślała.
- Nigdy nie chciałam uczyć w szkole państwowej - głównie ze względu na ilość pracy. Mityczne 18 godzin to tak naprawdę tylko praca "przy tablicy" - mówi w rozmowie z WP Kobieta. - Do tego dochodzi jeszcze układanie i poprawianie testów, uzupełnianie całej góry dokumentów, przygotowanie do zajęć. Jak chce się wykonywać swoją pracę dobrze, to wychodzi grubo ponad etat. Zarobki są śmiesznie niskie w porównaniu do ilości pracy i odpowiedzialności, jaką ma nauczyciel - uważa.
Dominika zwraca również uwagę, że najbardziej nieakceptowalnym dla niej czynnikiem w szkołach państwowych jest liczba uczniów w klasach. - Zainteresowanie i dotarcie do wszystkich podczas lekcji jest praktycznie niemożliwe – powiedziała nam anglistka.
Dominika zaznacza, że w prywatnych szkołach językowych część problemów odpada, nie ma tam dokumentacji i testów, pracuje się w małych grupach. Również zarobki są bardziej satysfakcjonujące.
- Wciąż jednak lektor zarabia ułamek tego, co kursant płaci za zajęcia. Dla mnie głównym problemem były dojazdy, które zajmowały mi kilka godzin w ciągu dnia. Szkoły językowe teraz mają po kilka filii w mieście, w każdym miejscu miałam jedną, dwie godziny i musiałam jechać do następnej szkoły - zdradza nam Dominika.
Od czterech lat kobieta udziela prywatnych lekcji i korepetycji. Bardzo sobie chwali ten sposób pracy z uczniami. - W prowadzeniu działalności gospodarczej najlepsze jest to, że pracuję na swoją markę, swoje nazwisko. Sama ustalam stawkę, godziny pracy, pracuję tylko z domu. Uczę głównie indywidualnie, co daje mi największą satysfakcję, bo mogę się skupić na danym uczniu i jego konkretnych potrzebach – podkreśla.
"Zarabiałam 2700 na rękę. To za mało"
35-letnia Karolina Kowalska również zrezygnowała z nauczania w szkole i zarejestrowała własną działalność. Kobieta przez 5 lat uczyła języka niemieckiego w jednej z państwowych podstawówek.
– Miałam dość. Efekty pracy mocno niezadowalające. W każdej klasie najczęściej tylko 1 albo 2 godziny niemieckiego w tygodniu. I zazwyczaj po ponad 20-25 uczniów. To zbyt liczne grupy, aby w odpowiedni sposób uczyć i, co najważniejsze, nauczyć dzieci języka obcego. Dodatkowo dochodziła biurokracja i "papierologia", a wynagrodzenie nieadekwatne do włożonych starań. Zarabiałam 2700 na rękę. To zbyt mało – mówi nam Karolina.
Kobieta 3 lata temu miała wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim. Nie wróciła. - Po urodzeniu dziecka doszedł u mnie niespotykany wcześniej lęk o to, że przyniosę córce ze szkoły jakieś choroby. Wiadomo, jak to wygląda w szkołach, ciągle ktoś kaszle, smarka. Gdy siedziałam w domu z maleńkim dzieckiem, długo myślałam, jak to wszystko poukładać sobie od nowa. I wymyśliłam, że będę udzielać korepetycji - słyszymy.
Karolina na początku wrzucała ogłoszenia na specjalne strony, na których ogłaszają się korepetytorzy. - "Złapałam" kilku uczniów. Później już moje nazwisko i namiary niosły się same. Teraz uczniowie, a właściwie ich rodzice sami się do mnie zgłaszają – powiedziała.
Dziś Karolina ma zarejestrowaną własną działalność, w ramach której naucza języka niemieckiego oraz dodatkowo robi przeróżne tłumaczenia. - Zamieniłam 2700 złotych na rękę, zarwane wieczory na sprawdzanie klasówek, nerwowych rodziców na 5000 złotych i więcej miesięcznie, na moich zasadach, bez dyrekcji, bez szefów, bez pretensji uczniów i rodziców - wyznaje nam germanistka.
- Uczniowie przyjeżdżają do mnie. A ostatnio udzielam najwięcej lekcji online, więc pracuję na jeszcze większym luzie, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie wróciłabym już do szkoły za żadne pieniądze – podsumowuje Karolina.
Zobacz także: Kuroterapia - mało znana forma zooterapii dla dzieci
"Wymyśliłam sobie taką alternatywę, gdyby miała mnie zwolnić"
36-letnia Monika Zielińska jest nauczycielką hiszpańskiego. Aktualnie naucza w jednej z prywatnych szkół podstawowych. Uczy cztery klasy, pracując w szkole łącznie 8 godzin w tygodniu.
- To jest takie moje pół etatu. Jednak ponieważ często latam po świecie, a 2 lata temu dyrektorka szkoły zwróciła mi uwagę, że nie pasuje jej mój styl życia, zaczęłam nauczać online. Wymyśliłam sobie taką "alternatywę", gdyby miała mnie zwolnić. Na razie nie zwolniła… - zawiesza głos Monika.
Kobieta ma teraz kilku dodatkowych uczniów, którym udziela lekcji albo korepetycji na różnych poziomach nauczania i tym samym dorabia sobie do pensji szkolnej prawie dwa kolejne takie wynagrodzenia.
- Łącznie całego dochodu mam co miesiąc prawie 5 tysięcy złotych na rękę. Nie narzekam i coraz częściej myślę o tym, żeby na 100 proc. przerzucić się tylko na korepetycje i naukę indywidualną. Zupełnie inaczej pracuje się z ludźmi, którym zależy na nauce czy na zgłębieniu wiedzy, niż z tymi, którzy w szkole na lekcje przychodzą z musu – podkreśla nauczycielka.
"Nie narzekam na brak pracy po pracy"
38-letnia Katarzyna, która jest nauczycielką matematyki, przez 12 lat uczyła tylko w szkole. Od 2 lat stacjonarnie naucza już tylko po 8 godzin tygodniowo. Resztę czasu poświęca na naukę indywidualną, udzielając korepetycji.
- Bardzo sobie chwalę ten styl pracy. Wsparcie z matematyki jest bardzo potrzebne wielu licealistom. Rodzice uczniów często już od pierwszej klasy szkoły średniej biorą swoim dzieciom dodatkowe lekcje, aby dzieciaki były na bieżąco, korygowały braki. Także proszę mi wierzyć, nie narzekam na brak pracy po pracy – zapewnia matematyczka.
Katarzyna na razie nie rezygnuje z umowy, którą ma w szkole, jednak nie ukrywa, że główne źródło dochodu stanowią dla niej korepetycje. - Często zdarza się, że zgłaszają się do mnie rodzice młodszych dzieci, nawet z pierwszych trzech klas szkół podstawowych. Im też pomagam, jednak z podstawówkami współpracuję raczej dorywczo i z doskoku, aby wyrównać małe braki - mówi.
W liceach ma takich uczniów, z którymi spotyka się na 2 -3 godziny w tygodniu, często przez całe 4 lata. - Dzięki stałym lekcjom wyrabiam dużo więcej godzin, niż w szkole, i za dużo lepsze pieniądze. Mam też większe sukcesy. Moi uczniowie biorą udziały w konkursach i olimpiadach. Praca indywidualna to zupełnie inna jakość nauczania – kwituje.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl