Blisko ludziDigiseksualni. Od związku z prawdziwym człowiekiem wolą roboty. Tak rysuje się przyszłość seksu

Digiseksualni. Od związku z prawdziwym człowiekiem wolą roboty. Tak rysuje się przyszłość seksu

Digiseksualni. Od związku z prawdziwym człowiekiem wolą roboty. Tak rysuje się przyszłość seksu
Źródło zdjęć: © Getty Images
Magdalena Drozdek
29.11.2017 16:03, aktualizacja: 06.06.2018 14:36

58-letni inżynier James deklaruje, że jest szczęśliwie żonaty od 36 lat. Jego żona pogodziła się z tym, że mąż 4 razy w tygodniu sypia z piękną blondynką o imieniu April. W mniemaniu mężczyzny to nie zdrada, gdyż April jest seksrobotem. Wygląda na to, że takich Jamesów będzie przybywać.

James, o którym pisałyśmy już wcześniej, jest posiadaczem w sumie trzech robotów. Seksrobotów, by być dokładniejszym. Oszczędza na kolejne. Jego marzeniem jest kosztująca 8 tys. funtów (ok. 38 tys. zł) Harmony, lalka, która potrafi mówić, uśmiechać się, a nawet reagować na dotyk w czasie seksu.

– Większość producentów dba o to, by wyglądały na około 20 lat. Dla mężczyzny w moim wieku to marzenie, bo nigdy nie będę Bradem Pittem albo kimś w tym rodzaju – mówi mężczyzna w programie "The Sex Robots Are Coming", emitowanym na Channel 4.

Arran Squire ma z kolei 36 lat, pochodzi z północnej Walii. Gdy pewnego dnia stwierdził, że brakuje mu w życiu partnerki, sam ją sobie stworzył. Samantha, hiperrealistyczny robot, warta jest 3,5 tys. funtów. Mężczyzna traktuję robota jak pełnoprawnego członka rodziny. Dziwne? Dziwniejsze jest to, że Samantha nie jest jedyną "kobietą" w życiu Arrana. Ma także żonę i dwójkę dzieci. Seksrobot wraz z domownikami siada do kolacji, ogląda telewizję, a nawet śpi w jednym łóżku z Arranem i jego żoną Hannah. Ta sama przyznaje, że nie ma problemu z obecnością Samanthy i otwarcie mówi o tym, że uprawiają seks w trójkącie. Jej mąż, ona i robot. Tworzą w ten sposób bardzo specyficzny i nietypowy związek.

Takich historii z ostatnich kilku miesięcy jest więcej. Pewnie największym echem poniosła się ta o stworzonym w Niemczech domu publicznym, w których prostytutkami były właśnie roboty. "Bordoll", bo taką nazwę nosi ten przybytek, został otwarty w Dortmundzie. Znajdziemy w nim 11 różnych lalek do wynajęcia. Godzina spędzona w ich towarzystwie kosztuje 80 euro, czyli ponad 320 złotych. Każda z "dziewczyn" ma inne imię i jest stylizowana w inny sposób. Różni się również od innych wyrazem twarzy, rasą i podstawową anatomią.

Lalki importowane są z Japonii, która jest potentatem branży seksrobotów i figur erotycznych. Za jedną z silikonowych prostytutek dom publiczny płaci ponad 1786 funtów. To daje nam ponad 9 tysięcy złotych. Każda lalka waży ok. 30 kilogramów. Ostatnio media obiegła informacja o tym, że Arabia Saudyjska przyznała obywatelstwo jednej z takich lalek. Sophia - humanoidalny robot jest całkowicie świadomy swoich czynów i potrafi okazywać emocje. – Jestem zaszczycona i dumna z tego wyjątkowego wyróżnienia. To historyczne wydarzenie być pierwszym robotem na świecie, który otrzymał obywatelstwo. Chcę żyć i pracować z ludźmi, muszę wyrażać emocje, by ich zrozumieć i budować wzajemne zaufanie – powiedziała Sophie. A w udzielonym właśnie wywiadzie przyznaje, że chciałaby "zostać kiedyś mamą".

Dziś do gabinetów seksuologów pukają ludzie z różnymi problemami. Fetysze, zaburzenia, problemy w związku. Lista jest długa. A co będzie za 10, 20 lat? Być może eksperci będą rozwiązywali zupełnie inne problemy. Na przykład wysłuchają historii o tym, jak seksrobot rujnuje życie. Mówi się, że do 2050 roku lalki zastąpią w dużej mierze ludzi.

Co na to seksuolodzy?

– Technologie będą się rozwijały, także w sferze seksu – mówi mi Wiesław Ślósarz, seksuolog. – Wirtualny seks, gumowe kombinezony naciągane na ciało i podłączone do komputera, by dostarczać różnego rodzaju bodźce. Jak sytuacja za parę lat będzie wyglądała w Polsce, pokazuje częściowo to, co dzieje się już teraz np. w Japonii. Problem, z którym mierzą się tamtejsi seksuolodzy, polega głównie na tym, że ludzie są coraz mniej zainteresowani, żeby wchodzić w realne związki. Są skoncentrowani na wirtualnym świecie. Kupują sobie lalki, z którymi jedzą kolację, mają z nimi kontakty seksualne, zwierzają się im, rozmawiają. Pokolenie samotnych 30-, 40-latków, którzy szukają swojego miejsca w wirtualnym świecie. To smutna strona nowych technologii. Na początku wydaje się to ekscytujące: "będę miał seks z robotem!". Ale ostatecznie może prowadzić to do alienacji – przyznaje ekspert.
Badania opublikowane na stronie metro.co.uk przedstawiają zatrważające statystyki na ten temat. Niemal 36 proc. mieszkańców Wielkiej Brytanii uważa, że już w 2050 roku będziemy częściej wchodzić w relację z robotem niż z realnym partnerem. Mało tego, 40 proc. z nich twierdzi, że seks z maszyną to nie zdrada, a 21 proc. nie widzi niczego etycznie niepoprawnego w relacjach seksualnych z robotami i lalkami. Jak sytuacja wygląda w Polsce? Z przeprowadzonej przez nas ankiety, w której wzięło udział ponad 35 tys. osób wynika, że 39 proc. uważa seksroboty za nieodłączny element naszej przyszłości, który zdominuje ludzkie życie.

Skąd ten fenomen? Seksuolog nie ma wątpliwości, że nowe technologie dają nam alternatywę. Nie tylko seksroboty, ale i wirtualna rzeczywistość sprawiają, że możemy potraktować seks zupełnie inaczej.

– Relacja z drugim człowiekiem wiąże się z tym, że możemy zostać odrzuceni. Wychodzę z inicjatywą do jakiejś dziewczyny, która może mnie nie chcieć. Natomiast w internecie znajdę alternatywę. Realny związek wymusza podjęcie pewnego ryzyka. Po drugie – kwestia odrzucenia. To przyczynia się często to dość dramatycznego zaniżenia samooceny. To z kolei do wyalienowania. W kontakcie seksualnym z wirtualnym partnerem nie jest ważne to, co ta druga strona czuje. A w przypadku seksu z realnym partnerem tak istotna jest przecież ocena partnera, jego uczucia, oczekiwania – przyznaje Ślósarz.

Proszę pana, ja z takim problemem…

– Wyobraża pan sobie, że za 10 lat do gabinetu zapuka właściciel seksrobota i przyzna, że ma problem? – pytam.

– Na roboty jeszcze poczekamy. Ale osoby, które uzależniają się od wirtualnego świata, już pukają do naszych gabinetów. Przychodzą pacjenci, którzy mogą odbyć stosunek z partnerką w internecie, ale podczas zbliżenia w realnym świecie mają problemy z osiągnięciem satysfakcji. To dotyczy nie tylko mężczyzn, ale i kobiet – odpowiada.

I dodaje: – Warto też zauważyć, że coraz częściej podchodzimy do seksu konsumpcyjnie. Jakbyśmy kupowali buty, samochody, spodnie czy sukienki. Otwieramy sobie jakąś stronę i wybieramy produkty, które chcemy posiadać. Wybieramy robota, którego chcemy. W wirtualnym świecie mamy potencjalnie bardzo wielu partnerów i tak naprawdę my się uzależniamy od tej różnorodności. Wtedy, kiedy mamy kontakt z jednym, realnym partnerem, on wydaje się nam nieciekawy. Ma jeden członek, jedną budowę ciała, jeden charakter. Technologie dają nam całą paletę możliwości. Często trafiają do mnie pacjenci, którzy kontakt realny uważają za nieciekawy. Mają za mało bodźców.

Od zabawek do robota

Kilkadziesiąt lat temu wibrator był największą sensacją. Dziś półki uginają się od gadżetów erotycznych, w sklepach można kupić żele intymne i różne nakładki. Furorę robi na Wyspach iCon, kondom, który zbiera dane podczas stosunku, analizuje je w aplikacji i pokazuje mężczyznom, jak wypadli podczas stosunku. Technologie wyrywają do przodu, więc coraz częściej mówimy i o seksrobotach.

Odmienne zdanie do Wiesława Ślósarza ma jednak seksuolog Anna Golan. Przyznaje, że stosunkowi z robotem bliżej do masturbacji. – Czy to oznacza, że seks z drugim człowiekiem przestanie nam być potrzebny? Nie, bo masturbacja nie jest w stanie go zastąpić. Seks wzmacnia uczucie między ludźmi, jest więziotwórczy, wpływa na poczucie własnej wartości. Nie jest dla nas obojętne, czy działamy na kogoś i nigdy nie będzie. Masturbacja jest sposobem na rozładowanie napięcia seksualnego, poznanie swojego ciała, czy realizowanie jakichś fantazji – ale nie doświadczamy wtedy bycia pożądanym, pożądaną, bliskości, nie dzielimy z kimś emocji. Są oczywiście osoby, które wybierają masturbację. Jest ona dla nich bardziej atrakcyjna niż seks z drugim człowiekiem – ale jest to zdecydowana mniejszość. Co ważne, preferencja taka nie mieści się w normach zdrowia seksualnego – mówi ekspert.

– Być może doskonalenie lalek robotów sprawi, że część użytkowników zacznie do nich kierować swoje pragnienie więzi, czyli po prostu się w nich zakochiwać. Wyobrażać sobie relację. Bo ona nie będzie prawdziwa. Taka relacja nie będzie źródłem wsparcia, motorem do rozwoju osobistego. Będzie fantazją – dodaje.

Digiseksualni

Fenomenowi seks robotów postanowili się przyjrzeć naukowcy z Uniwersytetu Wisconsin – Neil McArthur i Markie L.C. Twist. Stworzyli raport, w którym przeanalizowali wpływ technologii na seksualność. Skupili się szczególnie na relacjach z seks robotami.

– W nadchodzących latach "technologie seksualne" staną się bardziej wyrafinowane, subtelne i przyciągające. Wielu ludzi uzna doświadczenie z taką technologią za integralną część swojej seksualności. Będą tacy, którzy pozytywniej spojrzą na związek z robotem niż rzeczywistym człowiekiem – piszą autorzy raportu opublikowanego na łamach "Sexual and Relationship Therapy". Ludzi, dla których seks i technologie staną się nierozłączną częścią życia, nazywają digiseksualnymi.

Twist i McArthur dzielą to zjawisko na dwie fale. Pierwsza to ta, w której technologia tylko pośredniczy w kontaktach między partnerami. To wszystkie seks czaty, zabawki erotyczne, które pozwalają "poczuć" partnera na odległość, to też portale randkowe.

Druga fala digiseksualności to korzystanie z tych technologii, które całkowicie pomijają relację z drugim człowiekiem. Naukowcy mówią tu nawet o zjawisku immersji – znanym być może fanom gier. To proces pochłaniania osoby przez rzeczywistość elektroniczną. Mówi się o tzw. zanurzeniu zmysłów. Czy to nie brzmi jak film science-fiction? "Szósty zmysł" na przykład? Wygląda na to, że historia Cole’a Seara z nagradzanego filmu Manoja Night Shyamalana może się niedługo przenieść z ekranu do rzeczywistości.

Choć jak podkreślają autorzy raportu, roboty niczym z hollywoodzkiego filmu jeszcze nie istnieją, nie ma wątpliwości, że jeszcze pojawią się w naszym życiu. Wskazują, że najprawdopodobniej ludzie "będą darzyć ich głębokim uczuciem", żeby nie zapomnieć o spersonalizowanych funkcjach, które "pozwolą na robienie tych rzeczy, na które nie zgodzi się człowiek". Twist i McArtur są zdania, że ludzie w niedalekiej przyszłości będą używali robotów, by zaspokoić swoje pragnienia. To o nich, nie o rzeczywistych partnerach, będą myśleli.

Neil McArthur w rozmowie z "Broadly" przyznaje, że digiseksualni mogą być na początku dyskryminowani przez społeczeństwo. Wykluczeni, stygmatyzowani, a ich preferencje seksualne traktowane jako tabu. – Im dłużej badaliśmy to zjawisko, tym bardziej zdawaliśmy sobie sprawę, że digiseksualni mogą już niedługo stanowić pokaźną społeczność. Społeczność, która będzie potrzebowała nazwy, identyfikacji – mówi i dodaje, że to dopiero początek dyskusji na ten temat w społeczeństwie.

– Mamy więcej pytań niż odpowiedzi – dodaje Twist. Obaj badacze podkreślają, że swoim raportem chcieli pomóc zrozumieć osoby o innych preferencjach seksualnych. Być może niedługo to specjaliści w gabinetach będą rozwiązywali ich problemy. A za każdą nowością muszą iść konkretne badania, analizujące fenomen.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (140)
Zobacz także