Dla nich ludzka godność była najważniejsza. Kolor skóry nie miał znaczenia
Nie kłaniała się okolicznościom i nie wybrała łatwego, spokojnego życia. Będąc Żydówką, a więc wywodząc się z narodu skazanego przez hitlerowskie Niemcy na zagładę, zdecydowała się stanąć w obronie praw tych wszystkich ludzi, których system skazał na status obywateli drugiej kategorii. Nie tylko ona zapisała się w historii.
7 listopada 1917 roku w południowoafrykańskim mieście Germiston urodziła się Helen Suzman. Wywodziła się z rodziny Gavronskich – litewsko-żydowskich emigrantów. Helen do dzisiaj jest symbolem walki przeciwko obowiązującej przez długie lata w Republice Południowej Afryki polityce apartheidu. Wysoko cenił ją sam Nelson Mandela, któremu wywalczyła złagodzenie rygorów więziennych.
„To nie moje pytanie jest niestosowne, ale Pana odpowiedź”
Z segregacją rasową zakazującą między innymi mieszanych małżeństw (nawet seks był prawnie penalizowany, choć kara więzienia groziła jedynie osobie białej), ale dotyczącą wszelkich dziedzin życia – oświaty, kultury, polityki, komunikacji, walczyła przez całe życie. Walczyła, mimo iż sama, jako biała, zaliczała się do warstwy uprzywilejowanej. Przez kilkanaście lat była jedyną posłanką w parlamencie RPA sprzeciwiającą się apartheidowi. Mimo immunitetu spotykały ją za to liczne szykany policyjne, a jej telefon znajdował się na podsłuchu.
Nie traciła jednak nigdy bojowego ducha. Ministrowi sprawiedliwości, który zarzucił jej kiedyś, że zadała niestosowne pytanie, z miejsca odpowiedziała: „to nie moje pytanie jest niestosowne, ale pana odpowiedź”. Helen Suzman dożyła końca apartheidu w RPA i objęcia rządów w tym państwie przez czarną większość. Zmarła 1 stycznia 2009 roku w Johannesburgu.
Nie chciała zwolnić miejsca dla białego
Suzman jest tylko jedną z wielu kobiet walczących przeciwko rasizmowi. Obok niej do najbardziej znanych należy Rosa Louise Parks. Jeszcze za życia stała się symbolem walki z segregacją rasową w Stanach Zjednoczonych.
Ta działaczka Krajowego Stowarzyszenia Postępu Ludzi Kolorowych zorganizowała w 1955 roku bojkot miejskich autobusów w mieście Montgomery. Powodem bojkotu było lokalne prawo zakazujące zajmowania czarnoskórym miejsc z przodu - zarezerwowanych dla białych, oraz nakazujące zwalnianie przez czarnoskórych miejsc z tyłu, gdy białych pasażerów było więcej.
Rosa znalazła się właśnie w takiej sytuacji. Gdy odmówiła opuszczenia swojego miejsca, kierowca wezwał policję i kobieta trafiła do aresztu, a następnie przed oblicze sądu. 13 listopada 1956 roku Sąd Najwyższy uznał segregację rasową w autobusach w Montgomery za niekonstytucyjną. Tydzień później zakończył się trwający 381 dni bojkot komunikacji miejskiej w Montgomery przez czarnoskórych mieszkańców miasta. W kolejnych latach dołączyła do innych działaczy politycznych. W 1999 roku uhonorowano ją Złotym Medalem Kongresu USA.
Wielokrotnie grożono jej śmiercią
Pionierką walki o prawa czarnoskórych obywateli USA była Ida Wells-Barnet. Ta urodzona 16 lipca 1862 roku dziennikarka i socjolożka szczególną uwagę poświęciła analizie treści gazet wydawanych przez białych, a traktujących o ich czarnoskórych współmieszkańcach. Jej zdaniem treści te często budziły bezpodstawna nienawiść do Afroamerykanów, co prostą drogą prowadziło do linczu – wymierzania na własną rękę „sprawiedliwości” za ich domniemane przestępstwa.
Publikacje Walls-Barnett odbiły się szerokim echem w społeczeństwie amerykańskim. Echem nie zawsze pozytywnym. W latach 90. XIX wieku dziennikarce wielokrotnie grożono śmiercią, spalono także redakcję czasopisma, którym publikowała wyniki swoich badań.
Pierwsza czarnoskóra kobieta-pilot
Gdy strażacy gasili pożar w budynku kontrowersyjnej redakcji, na świat przyszła Bessie Coleman – pierwsza Afroamerykanka, która otrzymała międzynarodową licencję pilota. Była też działaczką na rzecz równouprawnienia czarnoskórej ludności Stanów Zjednoczonych.
Wychowała się na ubogiej farmie na południu USA. W 1915 roku przeniosła się do Chicago, gdzie pracowała jako sprzedawczyni i manikiurzystka, tam też zainteresowała się lataniem. Dzięki pomocy bogatych Afroamerykanów zdobyła pieniądze na wyjazd do Francji, jedynego wówczas kraju, w którym kobieta mogła zostać pilotem.
W 1921 roku, już z licencją, wróciła do USA. Uczestniczyła w licznych pokazach lotniczych, a zarobione pieniądze gromadziła na budowę szkoły lotniczej dla Afroamerykanów. Planu tego nie udało jej się zrealizować. 30 kwietnia 1926 roku zginęła w wypadku lotniczym.
W fotelu prezydenta
Rewolucję w respektowaniu praw czarnoskórych chciała przeprowadzić także Shirley Chisholm. To pierwsza kobieta i Afroamerykanka, która kandydowała na prezydenta USA. Gdy pytano ją, jak chce zostać zapamiętana, odpowiadała: jako osoba, która miała jaja. Shirley na pewno nie można tego odmówić. 44 lata temu ta była nauczycielka w szkole pielęgniarskiej, która zasiadała w Kongresie, ogłosiła chęć do wystartowania w wyścigu o Biały Dom.
- Zdecydowałam się na ten krok, ponieważ większość ludzi myślała, że Ameryka nie jest gotowa na czarnoskórego prezydenta i na dodatek kobietę w tej roli – mówiła. Miała świadomość, że nie wygra, ale pragnęła, by jej kandydatura utorowała drogę innym czarnoskórym politykom w przyszłości.
Ameryka nie była jeszcze przygotowana na czarną kobietę, która miałaby stanąć na jej czele. W trakcie kampanii Shirley przekonała się o tym dobitnie. Wielokrotnie grożono jej śmiercią. Nie złamało jej to. W walce o nominację prezydencką Partii Demokratycznej w 1972 roku zdobyła 151 głosów na konwencji wyborczej, co nie wystarczyło do uzyskania nominacji. W 2015 roku prezydent Barack Obama odznaczył ją pośmiertnie Medalem Wolności – najwyższym odznaczeniem cywilnym Stanów Zjednoczonych. – W historii naszego kraju są ludzie, którzy nie oglądali się na prawo czy lewo. Oni patrzyli do przodu i walczyli – mówił do zgromadzonych podczas uroczystości.