Dlaczego kobiety tyją wraz z wiekiem?
Gdy byłaś nastolatką, mogłaś bezkarnie jeść słodycze i fast foody, w dodatku popijając je litrami słodkich napojów. Po trzydziestce zauważyłaś, że takie praktyki skutkują dodatkowymi kilogramami, do których pozbycia się potrzebna jest i odpowiednia dieta, i ćwiczenia. Po czterdziestce poczułaś, że sprawy wymykają się spod kontroli i tyjesz od samego patrzenia na jedzenie.
Kobiecy organizm posiada ok. 10 proc. więcej komórek tłuszczowych niż organizm mężczyzny. Zdecydowanie łatwiej dorabiamy się więc nadprogramowych kilogramów. W czasie menopauzy problem zdecydowanie się nasila. Co jest winne - hormony czy po prostu nasza niechęć do zdrowej diety i aktywności fizycznej?
W czasie menopauzy tyje ponad 60 proc. kobiet - niezależnie od tego, czy wcześniej miały problemy z utrzymaniem wagi czy nie. Nie ma co ukrywać - zdecydowanie "ułatwiają" nam to hormony. Kiedy aktywność jajników spada, zaczyna nam brakować estrogenów i progesteronu, czyli tzw. żeńskich hormonów, za to wzrasta poziom męskich hormonów - androgenów. A one sprzyjają otyłości brzusznej. Gdy jest ich więcej, tłuszcz zaczyna gromadzić się nie tylko pod skórą, ale również wewnątrz jamy brzusznej. Organizm szukając sposobów na utrzymanie odpowiedniego poziomu estrogenów, magazynuje właśnie tłuszcz, bo to on, obok jajników, ma zdolność do wytwarzania tych hormonów.
Niekontrolowany apetyt
Spadek stężenia estrogenów wiąże się także z jeszcze jednym ważnym mechanizmem - obniżeniem poziomu cholecystokininy, która odpowiada za odczuwanie sytości. Dlatego wiecznie jesteśmy głodne i chętnie folgujemy sobie jedzeniowym zachciankom. Mniej estrogenów skutkuje też zaburzeniami w wydzielaniu galaniny. To neuroprzekaźnik, który produkowany w nadmiarze wzmaga ochotę na tłuste potrawy i alkohol. Sprawę pogarsza fakt, który okryli naukowcy z Uniwersytetu w Princeton. Otóż napoje wysokoprocentowe pobudzają wydzielanie galaniny. I tak powstaje błędne koło. Konsekwencją jest szybki przyrost wagi.
Galanina stymuluje też wydzielanie glukagenu, który z kolei zwiększa stężenie cukru we krwi, a przez to upośledza przemianę węglowodanów w organizmie. To zaś prowadzi do tycia, a nawet cukrzycy typu 2.
Spowolniony metabolizm
Prawidłowe proporcje żeńskich hormonów płciowych sprzyjają także przyspieszeniu przemiany materii. Ułatwiają rozkład tłuszczów i węglowodanów. U kobiet tempo metabolizmu spada z wiekiem o ok. 3 proc. na każdą dekadę życia. Tak więc przemiana materii u 40-latki jest o 9 proc. słabsza niż u 20-latki. Zapotrzebowanie na energię także maleje - często o tym zapominamy, jedząc tyle, ile w młodości.
Na wagę niebagatelne znaczenie ma też poziom innego męskiego hormonu - testosteronu. Przed menopauzą pomagał w zbudowaniu masy mięśniowej, dzięki której szybko spalałyśmy kalorie. Kiedy podczas klimakterium jego poziom maleje, zmniejsza się również całkowita objętość masy mięśniowej, a tym samym zdolność do tak szybkiego spalania kalorii jak dawniej.
Zajadanie stresu
W czasie przekwitania pojawia się także słynna "huśtawka nastrojów". Częściowo spowodowana jest ona niedoborem serotoniny, czyli hormonu szczęścia – który, oprócz funkcji antydepresyjnej, także odgrywa rolę w wyzwalaniu uczucia sytości.
Tu uwidocznia się mechanizm „zajadania stresu”. Obniżenie nastroju, nerwowość, czasami apatia i niechęć do działania wynikające z niedoboru serotoniny podświadomie skłaniają do zjedzenia przekąski dla poprawy nastroju. W rzeczywistość sztucznie aktywowany ośrodek głodu daje sprzeczne informacje i nakłania do przyjmowania dodatkowych, zbędnych kalorii. Te oczywiście z braku możliwości przekształcenia w energię, zostaną zmagazynowane w postaci tkanki tłuszczowej.
Za mało ruchu
Po menopauzie nie da się utrzymać szczupłej sylwetki, prowadząc ten sam tryb życia co w młodości. Oczywiście, jeśli wcześniej odżywiałyśmy się zdrowo, nie ma sensu wprowadzać w naszej diecie wielkiej rewolucji. Wystarczy zachowanie dotychczasowych nawyków oraz wprowadzenie minimalnych modyfikacji – nieco mniej kalorii, sporo więcej ruchu. To bardzo ważne, bo bez tego nawet zdrowa, zbilansowana dieta nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.
Po pierwsze – chodzi o niedopuszczenie do spadku masy mięśniowej, a więc w konsekwencji – podkręcenie metabolizmu. Po drugie – mięśnie utrzymują nasz kręgosłup i wszystkie stawy w dobrej kondycji. Po trzecie – ruch jest nieoceniony w profilaktyce osteoporozy. Na koniec – nie bez znaczenia jest też to, że stres lepiej rozładować ćwicząc niż szukając pocieszenia w jedzeniu. Wystarczy umiarkowany wysiłek trzy razy w tygodniu: pływanie, jazda na rowerze, ćwiczenia wykonywane w domu. Byleby systematyczne.