Domowa edukacja bez tajemnic
Szacuje się, że już 2,5 tysiąca młodych Polaków edukuje się w domowym zaciszu, a popularność homeschoolingu błyskawicznie rośnie. Czy jest to dobre rozwiązanie?
Szacuje się, że już 2,5 tysiąca młodych Polaków edukuje się w domowym zaciszu, a popularność homeschoolingu błyskawicznie rośnie. Niektórzy rodzice podejmują taką decyzję z powodu kiepskiego poziomu polskiej oświaty, skarżąc się na brak indywidualnego podejścia do ucznia i ograniczanie samodzielności jego myślenia. Inni chcą uchronić dziecko przed negatywnym wpływem rówieśników. Czy jest to dobre rozwiązanie?
Krystyna z Łodzi, matka dwóch córek, 8- i 11-letniej, nie ma wątpliwości, że decyzja o rozpoczęciu domowej edukacji dziewczynek była znakomitym pomysłem. - To świetne rozwiązanie szczególnie dla dzieci wrażliwych, które nie mogą odnaleźć się w szkolnym hałasie, nie radzą sobie z okrucieństwem rówieśników i brakiem wyrozumiałości nauczycieli, traktujących uczniów w sposób szablonowy i rutyniarski - przekonuje.
Od roku razem z mężem uczą córki w domu. - Dziewczynki są wypoczęte, nie mają nocnych koszmarów, nie przychodzą ze szkoły roztrzęsione i rozhisteryzowane. Starsza córcia skończyła czwartą klasę wzorowo, choć w trzeciej szło jej tak słabo, że wychowawczyni wnioskowała o pozostawienie jej na drugi rok. Co to znaczy indywidualne podejście! W masowej klasie funkcjonowałby jako jedna z najgorszych uczennic. Taka sama sytuacja dotyczyła młodszej. Pod koniec pierwszej klasy dziecko nie znało większości liter i nie czytało. Dziś nie ma z tym problemów, a jaka dumna jest, gdy bezbłędnie przeczyta cały wyraz bez pomocy! I o to chodzi. Dziecko musi wierzyć w swoje siły, musi chcieć się uczyć mimo niepowodzeń, żeby mogły pojawić się postępy. Przecież nie wszyscy będą geniuszami. Nasze dzieci mają mieć przede wszystkim szczęśliwe dzieciństwo, bo ono jest fundamentem udanej dorosłości - twierdzi Krystyna.
Kilka lat temu w tygodniku „Polityka” ukazał się reportaż poświęcony rodzinie Joanny i Mariusza Dzieciątków, twórców Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie. „Kiedy po wspólnym śniadaniu tata idzie do pracy (jest adiunktem w Szkole Głównej Handlowej), a starszy brat Kuba (10 lat) do szkoły, siedmioletni Mateusz zaczyna lekcje. Czteroletnia Ania z zainteresowaniem uczestniczy we wszystkim. Rano chłopiec dłużej potrafi się skupić, więc od 9 do 11 przerabiają program szkolny. A potem jest jak w dowcipie: jak dzieci edukowane domowo wymieniają żarówkę? Czytają historię wynalazku Edisona. Potem dowiadują się, jak powstaje prąd i budują model drabiny, która jest potrzebna do wymiany żarówki. Biologii uczyli się sadząc kartofla pod blokiem i obserwując, jak rośnie” - opisywał tygodnik.
Amerykańskie wzorce
Jednak nie wszyscy popierają domową edukację. - Pomimo że jestem nauczycielką, nie zdecydowałabym się nigdy na takie rozwiązanie - przyznaje Kinga z Zielonej Góry. - Sądzę, że ciężko byłoby mi z nauczaniem wszystkich przedmiotów w domu. Oczywiście zgadzam się, że szkoła ma wiele minusów, ale najlepszym plusem jest kontakt z rówieśnikami, a tego nie zastąpi się w domu. Mogę sama nauczać dzieci poprzez zabawę czy nowoczesne metody audiowizualne, jednak przekazanie wiedzy pozostawię koleżankom i kolegom po fachu. Co najwyżej mogę pomóc dzieciom tę wiedzę przyswoić, ale całej szkoły im nie zastąpię - dodaje.
Nie ulega jednak wątpliwości, że popularność domowej edukacji rośnie w Polsce błyskawicznie. Wprawdzie daleko nam jeszcze do statystyk notowanych w Stanach Zjednoczonych, gdzie taka forma nauczania cieszy się największą popularnością. Homeschoolingiem jest tam objętych obecnie blisko 1,5 mln dzieci, jednak zdaniem specjalistów już za kilka lat możemy być jednym z europejskich liderów rodzinnego zdobywania wiedzy.
Ministerstwo Edukacji Narodowej przedstawiło niedawno pierwsze oficjalne dane dotyczące liczby dzieci uczących się w domu, zapisanych formalnie do szkół publicznych lub niepublicznych. Według resortu jest ich ponad 1,2 tysiąca. Jednak prof. Marek Budajczak, pedagog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, pionier takiej edukacji w Polsce, twierdzi na łamach „Rzeczpospolitej”, że ta liczba jest faktycznie przynajmniej dwa razy większa, a co roku przybywa około 300-400 nowych uczniów domowych.
Na wzrost popularności wpłynęły zwłaszcza zmiany w ustawie o systemie oświaty.
- W 2009 roku przestał bowiem obowiązywać zapis o przywiązaniu dziecka do państwowej szkoły w obwodzie zamieszkania. Dzięki temu edukatorzy domowi mogą współpracować z placówkami, które mają już w tym względzie doświadczenie. W Polsce wyspecjalizowały się w takiej współpracy niektóre szkoły. Skupiają one nawet po paręset dzieci kształconych przez rodziców. Bywa, że jest ich więcej niż uczniów stacjonarnych - tłumaczy prof. Budajczak.
Rodzic lepszy niż nauczyciel?
Jak wygląda edukacja domowa od strony formalnej? Zgodnie z polskim prawem, dyrektor publicznego lub niepublicznego przedszkola, szkoły podstawowej, gimnazjum czy szkoły ponadgimnazjalnej, do której dziecko zostało przyjęte, może - na wiosek rodziców - zezwolić na spełnienie przez młodego człowieka obowiązku szkolnego poza murami placówki. Do takiego wniosku musi zostać dołączona opinia poradni psychologiczno-pedagogicznej, oświadczenie rodziców o zapewnieniu dziecku warunków umożliwiających realizację podstawy programowej obowiązującej na danym etapie kształcenia oraz ich zobowiązanie do przystępowania domowego ucznia w każdym roku szkolnym do egzaminów klasyfikacyjnych.
Odbywają się one zwykle raz albo dwa razy w roku. Zakres i forma testów zależy od dyrektora szkoły. Zdarza się, że dzieci zdają dzień po dniu egzaminy ustne i pisemne trwające wiele godzin i obejmujące wszystkie przedmioty szkolne. W innych przypadkach forma jest bardziej przyjazna, a testy nie obejmują np. muzyki, WF-u czy prac technicznych.
Po zdaniu egzaminów dziecko otrzymuje świadectwo ukończenia danej klasy. Z przyczyn oczywistych nie wpisuje się na nim tylko oceny z zachowania. By uzyskać zgodę na prowadzenie domowej edukacji rodzic nie musi być nauczycielem, choć zdarza się, że niektórzy dyrektorzy szkół uznają to za argument przemawiający na korzyść wnioskodawców.
Czy rodzic, który nie jest nauczycielem, podoła temu zadaniu? „Odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. W Polsce i na świecie jest wiele przykładów rodziców, którzy nie mając przygotowania pedagogicznego znakomicie poradzili sobie z nauczaniem własnych dzieci. Większość rodziców, którzy decydują się na edukację domową, nie jest z zawodu nauczycielami” - czytamy na stronie Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie.
Nauka w terenie
W początkowym etapie, gdy dzieci uczą się czytać, pisać i liczyć, wkład rodziców jest zazwyczaj większy. Z czasem młodzi ludzie więcej czasu spędzają na samodzielnej nauce, a ich opiekunowie w większym stopniu koncentrują się na udostępnianiu im odpowiednich materiałów edukacyjnych. Nauka odbywa się nie tylko w domu i nie tylko pod okiem rodziców. Bardzo często uzupełniana jest wyjazdami w teren, podróżami, zwiedzaniem, rozwijaniem zainteresowań, uprawianiem rozmaitych sportów, uczestnictwem w dodatkowych zajęciach, np. w drużynach harcerskich.
Często zdarza się, że dzieci edukowane domowo odwiedzają rówieśników uczących się w tym samym trybie. Nie tylko po to, by razem spędzić czas, ale także uzupełnić wiedzę w dziedzinach, w których ich opiekunowie nie czują się najmocniejsi. Zdarza się również, że rodzice grupy dzieci dzielą się odpowiedzialnością za edukację potomków w określonych obszarach tematycznych lub wynajmują na jakiś czas nauczyciela specjalizującego się w wybranym przedmiocie.
Homeschooling niewątpliwe posiada wiele zalet i stanowi wartą uwagi alternatywę dla tradycyjnej szkoły. W Polsce nikt jeszcze nie zbadał zbyt dokładnie tego zjawiska, ale do ciekawych wniosków doszedł Amerykański Departament Edukacji, który przyjrzał się dokładnie ponad 11 tys. uczących się w domu dzieci. Co się okazało? W testach kompetencyjnych osiągały one znacznie lepsze wyniki niż uczniowie publicznych szkół. Z tego samego raportu wynika, że domowa edukacja niweluje także rozbieżności między osiągnięciami dziewcząt i chłopców, pojawiającymi się podczas nauki w tradycyjnych placówkach.
Zalety domowej edukacji
Zdaniem psychologów, domowa edukacja ma sporo korzyści.
- Indywidualne podejście, zastosowanie metod najlepiej dostosowanych do dziecka, większe skupienie na jego potrzebach niż w szkole, poświęcanie mu czasu, ochrona przed niebezpiecznymi sytuacjami, takimi jak przemoc czy używki - wylicza w rozmowie z Wirtualną Polską Monika Ciszek-Skwierczyńska, psychoterapeutka z 19-letnim doświadczeniem zawodowym.
Jej zdaniem taka forma nauki daje również szansę na budowanie silniejszej więzi dziecka z rodzicem i kształtowanie w młodym człowieku poczucia bezpieczeństwa oraz kontroli nad tym, czego się uczy i jak przyswaja wiedzę. Niweluje również czynnik rywalizacji - o ocenę czy pozycję w grupie, który często działa destrukcyjnie na psychikę uczniów tradycyjnej szkoły.
Indywidualne podejście do dziecka daje rodzicowi szansę dostrzeżenia unikalnych predyspozycji i zdolności swojej pociechy, pozwala skupić się na jej mocnych stronach i rozwijać obszary, którymi jest żywo zainteresowana. Takie podejście buduje poczucie własnej wartości u młodego człowieka. Domowa edukacja pozwala na lepsze gospodarowanie czasem, znacznie skraca czas nauki, pozostawiając przy tym dziecku dużo przestrzeni na swobodną aktywność. Daje możliwość integrowania wiedzy z różnych dziedzin życia. Zwykły spacer do parku może stać się podstawą do przekazania wiedzy z zakresu biologii, geografii czy matematyki.
Potrzeba kontaktu z rówieśnikami
Edukacja domowa ma jednak także wady, o których warto pamiętać planując wybór takiej formy nauczania dziecka.
- Głównym minusem jest ograniczenie jego kontaktu z rówieśnikami, wchodzenia w różne relacje, budowania więzi, a to przecież ważny element w procesie dojrzewania - tłumaczy Monika Ciszek-Skwierczyńska.
- W domu mamy również mniejszy zasób pomocy naukowych, którymi dysponuje szkoła: niezliczonej liczby map, tablic dydaktycznych czy przyrządów do przygotowywania eksperymentów. W tej sytuacji zagrożeniem jest również przesadne skupienie uwagi na dziecku i ryzyko polegające na uzależnieniu jakości i ilości wiedzy przekazywanej dziecku od wykształcenia i umiejętności jednej osoby, czyli uczącego go rodzica – dodaje psychoterapeutka.
Domowa edukacja wymaga dużego zaangażowania ze strony opiekunów, dlatego taka forma nauki dziecka często wiąże się z koniecznością rezygnacji z własnej kariery zawodowej. Niekiedy problemem może okazać się po prostu brak kompetencji pedagogicznych rodzica, co może nieść za sobą ryzyko popełniania błędów dydaktycznych czy metodologicznych.
Decydując się na podjęcie domowej edukacji powinniśmy być świadomi zarówno jej mocnych, jak i słabych stron.
- By uniknąć ewentualnych negatywnych konsekwencji, należy dbać o właściwe relacje dziecka z rówieśnikami. Jeśli nie ma możliwości spotykać się z nimi w szkole, niech bawi się na podwórku, bierze udział w otwartych zajęciach w muzeach, kinach czy domach kultury. Ważne jest również, by korzystać z pomocy superwizora, kontaktować się z innymi rodzicami uczącymi w domu, rozmawiać z nimi o swoich problemach. Rozwiązaniem może być również integracja kilku rodzin, które prowadzą domową edukację - radzi Monika Ciszek-Skwierczyńska, która jest autorką projektu w formule homeschoolingu. Organizuje z rodzicami i ich dziećmi domowe zajęcia z zakresu edukacji żywieniowej.
- Prowadzę warsztaty gotowania, podczas których rodzice razem z dziećmi poznają zasady zdrowego żywienia przez zabawę, warsztaty rysunkowe i rozmowę - tłumaczy psychoterapeutka.
Od kilku lat Stowarzyszenie Edukacji w Rodzinie organizuje zjazdy osób prowadzących nauczanie w domu. W Stankowicach taka impreza odbyła się już po raz 13. Tym razem głównym tematem spotkania była kwestia świadomego przygotowywania dzieci do dorosłości.
Rafał Natorski/(rn)/(kg), WP Kobieta