Blisko ludziDomowe wojny o sprzątanie. Już czas odpuścić. Sobie i partnerowi

Domowe wojny o sprzątanie. Już czas odpuścić. Sobie i partnerowi

Jeżeli któryś raz w tym tygodniu, miesiącu czy roku zalewa cię krew, bo zamiast wygodnie usiąść i obejrzeć serial, ty musisz podwinąć rękawy i posprzątać, a potem urządzić z tego powodu stosowną awanturę, mam dla ciebie radę – usiądź i obejrzyj serial. Świat się nie zawali, serio.

Domowe wojny o sprzątanie. Już czas odpuścić. Sobie i partnerowi
Źródło zdjęć: © 123RF

13.05.2018 19:10

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Mówi się, że w szczęśliwych związkach naczynia zmywają się same – dotyczy to również znikających z kosza samodzielnie śmieci. Jest w tym niewątpliwie nieco prawdy, bo domowa wojna o sprzątanie zazwyczaj wcale nie dotyczy samego utrzymywania porządku, ale tego, co dbałości lub niedbałości o porządek przypisują partnerzy. I choć chyba każdy lubi mieć wokół siebie czysto, schludnie i pachnąco – nie każdy uznaje taki stan rzeczy za priorytet. Podobno statystycznie ten „nie każdy” to zazwyczaj mężczyzna. Czas chyba zatem porozmawiać o tym, dlaczego często tak obsesyjnie podchodzimy do porządków domowych i dlaczego od partnerów wymagamy, by podporządkowali się naszej wizji rzeczywistości. Czas też porozmawiać o tym, że lata sześćdziesiąte są już dawno za nami i dziś kobieta może sobie naprawdę odpuścić. Przynajmniej to obsesyjne sprzątanie.

Dlaczego MUSISZ mieć porządek?

Przede wszystkim warto uświadomić sobie, że związana z porządkiem w domu obsesja jest na ogół przypadłością dotykającą kobiety. Niewątpliwie ma to związek z tradycyjnym wychowaniem, w którym prawidłowy model rodziny to matka zajmująca się domem i ojciec okazjonalnie dokonujący poważniejszych napraw i remontów. Dzisiejsze trzydziestolatki i ich nieco starsze koleżanki mają dość solidnie zakodowane wzorce z najmłodszych lat i – używając dość twardego sformułowania – nieco przeprane (zapewne w niemieckim proszku) mózgi. Ów domowy porządek jest jedną z podstaw wspólnego rodzinnego życia, niezależnie od tego, czy mieszkamy tylko we dwójkę czy z dziećmi. Bałagan przyjęło się uznawać za wstydliwy i świadczący o tym, że pani domu nie ma wszystkiego pod kontrolą. A to jest przecież nie do pomyślenia! Gdy do tego wszystkiego dorzucimy jeszcze wizytującą nas często mamusię lub teściową – wzorcowe panie domu i pedantki – presja staje się naprawdę silna.

Obraz
© 123RF

Tymczasem prawda jest taka, że to jest twój dom i twoje życie. Jeśli chcesz spędzić je w idealnym porządku – na własne życzenie rezygnujesz z rozrywek, którym mogłabyś oddać się w czasie, w którym odkurzasz, zmywasz i pucujesz klamki. Natomiast jeśli porządek robisz „bo powinnaś”, to ja sugeruję, że POWINNAŚ raczej usiąść i zastanowić się nad swoimi priorytetami. Oddając się niechcianym obowiązkom, w dodatku tak naprawdę nikomu niepotrzebnym, gorzkniejesz, robisz się nerwowa i wszczynasz domowe awanturki – bo zawsze przyjdzie ten moment, w którym swoją frustrację spowodowaną brakiem czasu na przyjemności wylejesz na te osoby, które uznasz za winne tego stanu rzeczy – najbliższych. Dużo lepiej powiedzieć teściowej czy mamie, że jeśli twój dom im nie odpowiada, z przyjemnością wejdziesz w stałą rolę gościa. Zdziwiłabyś się, jak takie dictum potrafi szybko zakończyć niepotrzebne dyskusje. Zdziwiłabyś się też pewnie wiedząc, że zdanie osób trzecich jest naprawdę kompletnie nieważne i ogromną (zbędną) uprzejmością z twojej strony jest zwracanie na nie uwagi. I choć pewnie czeto twierdzisz, że się nie przejmujesz – przejmujesz się tym codziennie i zanadto. To kolejna rzecz nad którą można popracować w czasie, który zazwyczaj wykorzystujesz na sprzątanie. Ale o tym porozmawiamy kiedy indziej.

Mężczyzna często myśli inaczej

Być może kolejne pokolenie będzie bardziej równościowe, jednak nadal żyjemy w społeczeństwie, w którym mężczyźni rzadko byli chowani na tytanów domowych porządków. A jeśli, to być może tym gorzej – jeśli jesteś facetem i związek kojarzy ci się z najgorszymi momentami wychowawczymi z czasów dzieciństwa, nie jest dobrze. Być może kluczem do tajemnicy tak często stosowanych, a z gruntu męczących i nieco obelżywych dla partnera zachowań tkwi w wyjątkowo bzdurnym, a chętnie powtarzanym stwierdzeniu, że „mężczyznę trzeba sobie wychować”. Za każdym razem, gdy słyszę to zdanie, zazwyczaj wypowiadane z durnym uśmieszkiem, nóż mi się w kieszeni otwiera. Wychowywać mogę dziecko, porządku uczyć psa czy kota – z partnerem mogę co najwyżej rozmawiać i współpracować. Co zresztą doradzam każdej istocie ludzkiej, która usiłuje zmusić partnera do wynoszenia śmieci wzdychaniem, fochem i awanturami. Nie tędy droga. Jeśli chcesz wychowywać sobie faceta, najlepiej od razu odpuść.

Być może problem leży też w tym, że przyzwyczajone do umartwiania się na miliony sposobów kobiety myślą głownie o obowiązkach – mężczyźni mają jednak inne podejście do życia i bywa, że kroczą ścieżką oznaczaną brudnymi skarpetkami. I naprawdę trudno im pojąć, w czym przeszkadza kobiecie skarpetka, koszulka czy pusta torebka po chipsach. Prawda jest taka, że wcale nie chodzi o nieporządek, a o przekładanie zainteresowania związkiem na zainteresowanie ładem i czystością. „Bo jemu nie zależy” – to słowa, które często można usłyszeć od kobiet. Nie mylmy braku zainteresowania czystym dywanem z brakiem zainteresowania chęcią posiadania szczęśliwego domu, w którym leży brudny dywan. I dodajmy też dyskretnie, że chyba nikt nie chce mieszkać na wystawie mebli i poruszać się po własnych śmieciach (to chyba jakaś pomyłka) zezując czy znienacka nie spadnie na niego karcący wzrok przerażającej postaci z odkurzaczem. Po prostu odpuść sobie. Naprawdę.

Pedantka i flejtuch? To się może udać, ale trzeba odpuścić

Tak, może – jeśli posłuchasz dobrej rady i sobie odpuścisz. Nie zmieniaj człowieka na siłę, a zwłaszcza za pomocą awantur i pretensji. Jeśli wspólne ustalenia dotyczące obowiązków domowych nie są wypełniane przez partnera, nie używaj nakazów i rozkazów. Przypomnij o tym raz czy dwa, ale w formie dopuszczającej u życie sformułowań „bardzo bym chciała”, „byłoby fantastycznie gdybyś”, zamiast „ile razy mam ci powtarzać, żebyś wyrzucił te pieprzone śmieci”. To może pomóc.

Jeśli i to nie pomaga lub partner trzymający w ręce kosz na śmieci wygląda na bardzo chorego i steranego życiem, warto zastanowić się, czy nie lepiej jednak odpuścić i w swoim pędzie do nieskazitelnej domowej czystości nie pozostać samotnym jeźdźcem. Jeśli dalej będziesz toczyć tę walkę z wiatrakami, może okazać się, że związek nie wytrzyma tak banalnego problemu – pamiętaj o efekcie śnieżnej kuli. Z czasem drobiazgi mogą urosnąć do niewyobrażalnych rozmiarów. I jeszcze o jednym pamiętaj zawsze i wszędzie – brak zaangażowania w prace domowe nie oznacza, że facet ma gdzieś ciebie, wasz dom i wasz związek. On ma gdzieś ten cały porządek. I tyle.

Obraz
© Shutterstock.com

Braku chęci partnera do przejęcia i ogarnięcia części obowiązków domowych jesteśmy też często same winne. Ba, powodem może być choćby głupia nomenklatura, w dodatku stosowana wybiórczo i zazwyczaj nieuprzejmie. Bardzo często podczas towarzyskich pogawędek, na forach internetowych czy w usłyszanych w autobusie cudzych rozmowach telefonicznych, słyszymy narzekania kobiet na to, że partner zbyt mało pomaga im w domu. I trudno się początkowo zorientować, że kluczem do sprawy jest tu często jedno słowo, używane całkiem nieświadomie: POMAGA.

„On mi w ogóle nie pomaga!”

Nauczmy się na samym początku, że partner pomaga ci w domu tylko w sytuacji zakładającej, że sprzątanie jest twoim obowiązkiem. Wtedy partner pomaga – a pomoc nie jest przecież gestem obowiązkowym, a czymś absolutnie opcjonalnym. Jeśli robisz zatem partnerowi awantury o to, że nie POMAGA ci w domu, nie dziw się buntowi i fochom. Zwłaszcza, jeśli na wyrzuty zbiera ci się raz na jakiś czas – najczęściej zupełnie znienacka.
Regularnie wykonywane czynności wymagają regularnych rozmów na ich temat, jeśli dla wszystkich mają stać się domową rutyną. Odpuść sobie zatem wyrzuty, bo narażasz się na pretensje – w dodatku całkiem słuszne. Nie ma sensu awanturować się o coś, czemu sama jesteś w dużym stopniu winna.

Warto też się zastanowić, co kosztuje cię więcej nerwów i zdrowia – wszystkie awantury i pretensje czy podniesienie skarpetki, wstawienie prania czy umycie naczyń. Czasem warto odpuścić choćby po to, by nie psuć humoru dwóm osobom – samodzielnie jednak zawsze można to jakoś przepracować. No i może naprawdę czas pomyśleć, czy osoby, którym ta samotna skarpetka na środku podłogi nie przeszkadza, nie mają czasem racji w tej kwestii. Bez porządku w domu da się żyć, bez porządku w związku jest jednak dość trudno. Następnym razem po prostu nie myj tych naczyń. Serio. Powoli nauczysz się, co naprawdę jest w życiu ważne.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (9)