ModaDrugi raz nie ubrałabym się tak na studniówkę. I mnie dopadła klątwa "bazarowych loków"

Drugi raz nie ubrałabym się tak na studniówkę. I mnie dopadła klątwa "bazarowych loków"

Twarde jak głaz "bazarowe loki", cieliste rajstopy z połyskiem i satynowe, kiczowate sukienki. Właśnie takie kreacje mogliśmy podziwiać jeszcze kilka lat temu na balach studniówkowych. Moja stylizacja nie była wyjątkiem.

Drugi raz nie ubrałabym się tak na studniówkę. I mnie dopadła klątwa "bazarowych loków"
Źródło zdjęć: © East News

Moja studniówka odbyła się w styczniu 2013 roku. Był to moment, w którym dziś uznawane za najgorsze trendy powoli odchodziły do lamusa. Prostokątne tipsy z neonowym brokatem były już passe, coraz mniej dziewczyn regulowało brwi na cienkie nitki i nikt już nie nosił ikonicznych szpilek z karykaturalnie długimi noskami. Chociaż młode dziewczyny starały się nadążać za nowymi trendami, z rynkiem ówczesnych usług było już gorzej. Większość koleżanek z klasy uległa klątwie "bazarowych loków", a ja nie byłam wyjątkiem.

Trendy jednym, możliwości drugim

Pamiętam, że studniówka była ważnym wydarzeniem dla mojej i równoległych klas. To była duża zabawa przed nadchodzącą maturą i ukoronowanie końca pewnego okresu w naszym życiu. Wszystkie uczennice chciały wyglądać pięknie, ale co w tym dziwnego? Nie codziennie miałyśmy okazję włożyć olśniewające kreacje i wymienić trampki na (zakazane na szkolnych korytarzach) buty na wysokim obcasie.

Inspiracji na swoją studniówkową kreację szukałam w internecie i z perspektywy czasu przyznaję, że moje pomysły nie były najgorsze. Wymarzyłam sobie kremową lub purpuroworóżową sukienkę oraz identyczną fryzurę, jaką miała jedna z instagramowych modelek. Wtedy hitem zaczynały być popularne i dziś lekkie fale oraz delikatne warkocze. Niestety, osiedlowi fryzjerzy pałający się w wieczorowych "upięciach na lakier", nie nadążali za nowymi trendami.

Pół godziny przed wyjściem umyłam włosy

Zdjęcie wymarzonej fryzury wydrukowałam w domu i choć w dzisiejszych czasach może wydawać się to dość zabawne, to właśnie wydruki oraz wycinki z gazet ratowały dziewczyny w potrzebie przed erą smartfonów. Chciałam mieć delikatne fale, a u nasady włosów opaskę z luźnego warkocza. Przed zapisaniem się do fryzjera, poszłam do salonu, by skonsultować wizytę z fryzjerką. Kobieta po pięćdziesiątce zerknęła na zdjęcia z miną eksperta i powiedziała pewnie: "50 zł i da się zrobić. Będzie pani zadowolona".

Wybrałam termin na kilka godzin przed studniówką, co okazało się dla mnie zbawienne. Zamiast luźnej opaski z warkocza w stylu boho, zostałam z ciasnym, cienkim warkoczykiem, przypominającym bransoletki z muliny. Nie lepiej było z lokami, które w dotyku niewiele różniły się od sztywnej szczotki ryżowej. Bez względu na to, jak energicznie poruszałabym głową, żaden z porządnie polakierowanych kosmyków nie zmieniał swojego położenia.

"Zrobiłam ciaśniej, bo do studniówki zostało kilka godzin. Zobaczy pani, jak wszystko się rozprostuje" – zapewniła fryzjerka.

Niestety, sztywny hełm z upływem czasu ciążył mi coraz bardziej i na pół godziny przed imprezą po prostu umyłam włosy. Poszłam w prostych, rozpuszczonych i muszę przyznać, że na tle fryzur znajomych, moja i tak prezentowała się całkiem nieźle. Klątwa "bazarowych loków" dotknęła większość maturzystek, które jeszcze kilka dni wcześniej pokazywały mi wydrukowane zdjęcia swoich włosowych inspiracji. Najgorzej miały jednak dziewczyny, które zdecydowały się na koloryzację w stylu ombre. Nowatorski wówczas trend polegający na idealnie równym przejściu z odcieni ciemnych do najjaśniejszych również przerósł fryzjerki. Włosy znajomej były do połowy brązowe, a od połowy blond, czego granicą była równa kreska. Na szczęście, pofalowała je tak, że zdołała w miarę ukryć ten defekt – przynajmniej na czas imprezy.

W sklepach panował "szał satyny"

Chociaż w sieci nie trudno było o zdjęcia modelek w ładnych sukienkach, z dostępnością tych kreacji na sklepowych półkach było o wiele gorzej. Gdzie nie poszłam, znajdowałam satynowe, kiczowate sukienki z cekinowymi aplikacjami lub wielkimi materiałowymi kwiatami. Lepsze modele oferowały sieciówki, chociaż zakup sukienki przykładowo w H&M był niemalże gwarancją, że na studniówce spotkamy naszego "klona". Ze swojej sukienki byłam całkiem zadowolona. Kupiłam ją za niewielkie pieniądze na zagranicznych wakacjach i miałam pewność, że taki sam strój nie zdubluje się na parkiecie. Duży problem stanowił jednak dobór dodatków.

Znalezienie w miarę wygodnych butów w odpowiednim kolorze okazało się prawdziwym wyzwaniem dla dziewczyny, która na co dzień chodzi w adidasach. Ostatecznie na promocji kupiłam złote szpilki i torebkę w podobnym kolorze. Błędem, który z perspektywy czasu oceniam, jako największą wpadkę było zestawienie butów z odkrytym palcem z cielistymi, elastycznymi rajstopami, których połysk odbijał flesze wszystkich aparatów. Nic dziwnego, że na większości zdjęć wyglądałam jak kremowa świeczka.

Obraz
© Archiwum prywatne

Każdy radził sobie jak mógł

Najlepiej ubraną dziewczyną na mojej studniówce była koleżanka, która postawiła na czarną kreację z second-handu. Oryginalna sukienka ze złotymi zdobieniami wyróżniała się na tle satynowego błysku i stada identycznych sukni z sieciówek, będąc idealnym dowodem na to, że najtaniej, nie znaczy najgorzej.

Czasy się zmieniają, moda też, ludzie niekoniecznie. Maturzystki nadal chcą dobrze zapamiętać ten dzień, wystroić i po prostu dobrze bawić. Gdy patrzę na swoje zdjęcie z tamtego okresu, mam ochotę wykadrować je od pasa w górę, by zapomnieć o wpadce z rajstopami. Nie zmienia to jednak faktu, że na to zdjęcie patrzę z przymrużeniem oka, a plaga sztywnych fryzur obecnie wydaje mi się śmieszna. Czasami zastanawiam się, co o obecnych trendach powiedzą kolejne pokolenia. Sądzę, że w modzie mało rzeczy jest stałych i pewnie coś, co uchodzi teraz za studniówkowy hit, kiedyś urośnie do miana dzisiejszych cielistych, elastycznych rajstop połączonych z sandałkami na szpilce.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie