Drugie święta Jadźki

Drugie święta Jadźki

Drugie święta Jadźki
22.12.2008 16:38, aktualizacja: 23.12.2008 13:56

Dla Jadźki to pierwsze święta, które przeżyje w miarę świadomie. Choć i tak nie wie, dlaczego pan z siwą brodą i w czerwonym wdzianku daje jej prezenty, a ona musi go lubić. Przecież tak bardzo się go boi. Chcielibyśmy jej wpoić to, że święta to czas miłości.

Dla nas będzie jak zwykle: karp, barszcz, pierogi z kapustą i grzybami, a na deser prezenty, które sami sobie wybraliśmy, czyli wszystko po staremu. Dla Jadźki to pierwsze święta, które przeżyje w miarę świadomie. Chociaż i tak nie wie, dlaczego ten pan z siwą brodą i w czerwonym wdzianku daje jej prezenty, a ona musi go lubić. Przecież tak bardzo się go boi.

Już od listopada sklepy i telewizja bombardują nas świąteczną atmosferą. Pierwsze zetknięcie z tą przedziwną tradycją przeżyłyśmy z Jadźką w handlowym centrum pod koniec listopada. Ogromne, majestatyczne choinki wystrojone w wielkie kolorowe bombki i światełka, natychmiast przykuły jej uwagę. Jadwiga podziwiała je przez chwilę, posłuchała przez moment mojego tłumaczenia, czym są te sztuczne drzewa w środku sklepu, po czym poszła na ruchome schody.

Drugie zetknięcie ze świąteczną tradycją miało ścisły związek z Mikołajkami. Najpierw do żłobka przyszedł pan w czerwonym płaszczu. Wszystkie dzieci zalały się łzami. Iga za nic nie usiadła Mikołajowi na kolanach, ale czekoladowy kalendarz adwentowy i książeczkę wzięła. Nic zresztą dziwnego, że mała się bała. Pewnie był to jakiś nieokrzesany, niechlujnie przebrany za starego dziada młokos wynajęty przez firmę marketingową. I jak tu pałać do niego sympatią? Osobiście miałam podobne odczucia, kiedy pierwszy raz na żywo zobaczyłam „Mikołaja”.

Pod postacią mojej siostry Barbary przyszedł do mnie w pewną Wigilię, kiedy miałam pięć lat. Czasy były wtedy inne, więc święty ubierał się na miarę możliwości naszej skromnej rodziny. Miał na sobie płaszcz dżinsowy siostry Doroty wywrócony na drugą stronę, bo podszewka była z czerwonego „misia”. Kozaki miał taty, czapkę uszytą przez mamę, brodę i wąsy z ligniny, a na nosie „dla niepoznaki” okulary. Byłam przerażona. Co to monstrum robi w moim domu i czego ode mnie chce?! Kiedy poszedł, odetchnęłam z ulgą, chociaż przyniósł mi dwie ukochane lalki, którymi bawiłam się przez resztę dzieciństwa. Następnego dnia spytałam Basię, która w trakcie wizyty Mikołaja była podobno z opłatkiem u swojej przyjaciółki: „A dlaczego ona miał twoje okulary?”. I tak Barbara została zdemaskowana. Nigdy później Mikołaj już do mnie nie zawitał.

Do Jadźki na razie przyszedł pod postacią wypełnionych butów szóstego grudnia. Teraz czekamy na święta właściwe. Na razie pewnie wydedukowała już sobie, że święta to czas dobrego jedzenia i prezentów. No cóż, z pewnością nie jest w błędzie. Ale najważniejsze, co chcielibyśmy jej wpoić to, że święta to czas miłości. Takiej zwykłej, ciepłej i szczerej. Miłości i rodzinno-przyjacielskich zbliżeń. Sami chcielibyśmy przecież w to wierzyć. Wiemy jednak, że Boże Narodzenie to też uciążliwa gonitwa po sklepach, godziny spędzone w kuchni, gruntowne porządki, zmęczenie, spotkania z rodziną, z którą nie zawsze jesteśmy jednomyślni. Co roku myślimy, żeby uciec od tego wszystkiego i polecieć gdzieś na wyspy Bergamuta…

Zostajemy jednak i co roku próbujemy wciągnąć się w świąteczny klimat. A łatwo nie jest. Pomarańcze i mandarynki nie są już towarem luksusowym, wyczekiwanym, więc zajadamy się nimi do oporu. Orzechy, kiedyś „rzucane” do sklepów tuż przed Wigilią, już dawno zalegają w spiżarni. Magia wyczekiwania na ten jeden, jedyny dzień w roku, jak śpiewają Skaldowie, jest dzisiaj jakaś inna niż za naszej młodości. W świecie reklamy i pędzącego konsumpcjonizmu święta zaczynają się miesiąc wcześniej i trwają prawie do lutego. Nie dajemy się zwariować i cierpliwie czekamy na pierwszą gwiazdkę. Jadźka będzie miała pierwszą okazję, by skosztować babcinych potraw, rok temu jadła tylko mleko i przeciery. Teraz na pewno nie oprze się pierogom, kapuście, racuchom. Będzie śpiewać kolędy w sobie tylko znanym języku. Kto wie o czym będą jej pieśni. Może o barszczu z uszkami?

Wszystkim mamom, Głowom Rodziny i ich dzieciom życzę ciepłej, domowej atmosfery i śniegu za oknem. Jadźka też życzy, kręcąc pupą w rytm lecącego w radiu „Last Christmas I gave you my heart”.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także