Edukacja seksualna w Polsce. Jak wiedzę zdobywały kobiety różnych pokoleń?

Jak wyglądała edukacja seksualna w Polsce na przestrzeni lat? Postanowiliśmy zapytać o to cztery kobiety z różnych pokoleń. - Rodzice są pierwszymi edukatorami, wychowanie wynosi się z domu, seksualne też. A seksualność jest immanentnie związana z każdym człowiekiem, ukrywanie tego jest szkodliwe - mówi mi prawie 80-letnia Ewa.

Edukacja seksualna w Polsce
Edukacja seksualna w Polsce
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aneta Wawrzyńczak

Siedzimy ze znajomymi, rozmowa schodzi na edukację seksualną. Przewijam w głowie klatki własnej biografii. Nie zapytałam nigdy, skąd biorą się dzieci, nie musiałam. Nie pamiętam skąd, ale wiedziałam to zupełnie naturalnie.

Nie zdarzyło się też, żebym została zbyta klasycznym: "jesteś na to za mała", "pogadamy jak podrośniesz", "to są sprawy dorosłych". Jeden tylko raz, przynajmniej z tego, co jestem w stanie sobie przypomnieć, zapadła konsternacja i usłyszałam nieco speszone: "Aneciuniu, porozmawiamy później". Dzisiaj się nie dziwię, mama z sąsiadką gadały przy herbacie, a ja wparowałam znienacka z pytaniem: "co to są upławy?". Później i tak dowiedziałam się wszystkiego, co mnie interesowało.

Gdy miałam 5-6 lat, oglądaliśmy razem z tatą "Seksmisję", w końcu zapytałam, czemu pozwala mi oglądać taki film, gdzie "są same gołe baby". Tata wziął wtedy jakąś książkę z półki, pokazał mi rzeźby Dawida i Wenus z Milo, powiedział mniej więcej, że ciało ludzkie jest naturalne, można je pokazać zarówno bardzo pięknie, jak i bardzo wulgarnie. I jeszcze: – Pamiętaj, że nikt nie ma prawa dotykać cię bez twojej zgody.

 Jeszcze w piaskownicy podsłuchałam, jak rozmawiają o temacie wtedy mi kompletnie obcym. W domu w zeszycie zapisałam sobie frapujące słowo, wieczorem zagadnęłam: "co to jest miesiączka?". Od tamtego momentu bardzo na nią czekałam. W klasie rozwijałam się najszybciej, jako pierwsza miałam zalążki piersi i stanik, kupiłyśmy go razem z mamą i to był wielki dzień. Ale wśród koleżanek z osiedla byłam najmłodsza i najchudsza, wszystkie już "dorosły", tylko ja czułam się wykluczona z tego kręgu wyższego stopnia wtajemniczenia.

Byłam gotowa, od kilku miesięcy nosiłam w plecaku podpaskę na wszelki wypadek, dostałam ją od mamy, a może sama poprosiłam? Gdy przyszedł ten dzień, powiedziałam jej od razu, wieczorem obwieściłyśmy wiadomość tacie. Później sam bez krępacji kupował mi środki higieniczne.

Edukacja seksualna w szkole

Edukacja seksualna w szkole, poza lekcjami biologii, nosiła nazwę wychowanie do życia w rodzinie i była nieobowiązkowa. Dostałam kartkę z podpisem rodziców, że wyrażają chęć, bym brała udział w zajęciach. Zapamiętałam z nich przaśny amerykański film edukacyjny i żenującą lekcję o antykoncepcji w wykonaniu pani pedagog (bez udziału chłopców). Interesowałam się tym akurat wcześniej, tak z czystej dziecięcej ciekawości, zgłosiłam do referatu dla klasy (a właściwie znów, decyzją wychowawczyni, tylko jej żeńskiej części). Pozwolono mi powiedzieć o wszystkim, nawet zakazanej w Polsce pigułce wczesnoporonnej.

Pod koniec gimnazjum o mało co nie wyleciałam ze szkoły, bo przyznałam się, że prezerwatywy na dzień chłopaka to był mój pomysł. Na zwołanym w trybie pilnym zebraniu rodzicielskim mama usłyszała, że muszę być strasznie "puszczalska", skoro mam takie pomysły. Mama sama powiedziała, że mnie wypisze ze szkoły, skoro poziom wiedzy pedagogów o nastoletniej psychice jest na tak niskim poziomie.

Pamiętam jeszcze, że często słyszałam: "jesteś dziewczynką, dziewczynka musi się szanować". Dorozumiane było zachowanie dziewictwa do ślubu.

Zastanawia mnie, jak to wyglądało u innych. Odpytuję więc znajome: kobiety z dużych miast i małych wsi, całkiem młode i zupełnie dojrzałe.

20+

Marta jest tak zwanym późnym dzieckiem: gdy przyszła na świat, jej rodzeństwo było nastolatkami, zanim zaczęła świadomie przyglądać się otoczeniu, została w domu sama z rodzicami, brat i siostra zdążyli już pójść na swoje. Inteligencka rodzina, w takim jeszcze międzywojennym wydaniu: półki zastawione książkami, rozmowy o sztuce przy jedzeniu, inwestycje w kształcenie dziecka. Marta chodziła do prywatnej żeńskiej szkoły (w dodatku katolickiej, choć jej ojciec jest ateistą) jeździła na obozy tenisowe i językowe za granicą, wszystkiego miała pod dostatkiem.

Ale Marta była też, jak to się jeszcze nieraz mówi, "chłopczycą", wychowywała się w męskim towarzystwie, z chłopakami rozmawiała na "te tematy", oglądała gazetki erotyczne po krzakach, śmiała się ze słynnych "listów do Bravo". – Ta wiedza była widocznie dla nas już tak oczywista, że tych porad nie traktowaliśmy na poważnie. Nie było między nami żadnego podziału, że ze mną się nie rozmawia o tych sprawach albo rozmawia inaczej, bo jestem dziewczyną – opowiada.

Właśnie z racji tego męskiego grona bardzo nie chciała, żeby urosły jej piersi. – Chciałam być taka, jak oni, starałam się więc to ukryć. W końcu kupiłam sobie stanik, poszłam z koleżanką, odłożyłam na niego z kieszonkowego. Ale nie poczułam się wtedy jakoś wyjątkowo, bardziej przełomowym momentem było dla mnie to, jak na zielonej szkole jedna "dresiara" nauczyła mnie malować oczy, żebym jakoś wyglądała na dyskotece – śmieje się Marta.

Poza kolegami głównym źródłem wiedzy był dla niej internet. Wtedy jeszcze raczkował, połączenie nawiązywało się telefonicznie, rodzice wołali co chwila: "rozłącz się, bo nie mogę nigdzie zadzwonić". Marta wspomina: – Działałam trochę na nielegalu, jak mama i tata szli spać, jeszcze na trochę się łączyłam i szukałam, co mnie interesowało.

Pytam ją, czemu nie poszła najpierw zapytać rodziców. Marta z jednej strony przyznaje, że nie było ich strony żadnej cenzury. – Byłam jeszcze strasznie małym dzieciakiem, ledwo co chodziłam do przedszkola, a wolno mi było z nimi oglądać "Z Archiwum X", chociaż tam przecież też zdarzały się jakieś romanse i sceny z parą w łóżku – odpowiada Marta.

Nikt jej co prawda nie tłumaczył, o co chodzi (sama też nie pytała). – Ale z drugiej strony nikt nie mówił, że mam zamknąć oczy albo wyjść z pokoju, bo to film "tylko dla dorosłych" – dodaje i zamyśla się: – W sumie cała moja edukacja seksualna z ich strony taka była: przemilczana. Nie czułam więc, żeby to było źródło, do którego mogę uderzyć z pytaniami czy wątpliwościami.

Z rozmów na te i pokrewne tematy Marta pamięta właściwie jedną scenę. – Byłam jeszcze bardzo mała, ledwo umiałam czytać. Gdzieś akurat jechaliśmy, zobaczyłam dziwny dla mnie napis, wydukałam: sex shop, zapytałam, co to jest. Mama odpowiedziała, że to taki sklep, gdzie panowie mogą kupować fajne upominki dla pań.

W podstawówce liznęła trochę biologii, na pewno wiedziała, jak funkcjonuje ludzki organizm, układ rozrodczy pewnie też. – Ale najwięcej wiedzy dotarło do mnie w gimnazjum, już publicznym, powiedziałabym wręcz, że patologicznym – mówi Marta. Z lekcji prowadzonych przez pedagogów zapamiętała niewiele, głównie irytację, że trzeba zostawać po godzinach i oglądać "jakieś śmieszne akcje" na kasetach VHS. Więcej dały jej rówieśniczki. – Zetknęłam się tam z dziewczynami, które dużo wiedziały z własnego doświadczenia, co chwilę któraś z nich była w ciąży.

Sama o pierwszej miesiączce sporo wiedziała, przede wszystkim: że kiedyś się pojawi i że to zupełnie naturalne. Mama powiedziała, że powoli wkracza w wiek, kiedy to może nastąpić, na szelki wypadek podrzuciła podpaski. – Ta pierwsza miesiączka pojawiła się w najbardziej niekorzystnym momencie, bo na obozie przetrwania. Ale byłam na to przygotowana, pomyślałam więc tylko: aha, czyli to już.

30+

Ania jest najmłodsza z czworga rodzeństwa, wychowała się na wsi, pół życia tam spędziła. Drugie pół w dużym mieście, wyszła za mąż, urodziła syna, już tam raczej zostanie. – W moim domu rodzinnym temat seksu był bardzo rzadko poruszany, to było wręcz tabu – wyjaśnia najpierw.

Szczególnie mamę to krępowało, choć Ania dostrzegała nie tyle wstyd, co kompletną nieumiejętność rozmowy. Seks? "Eee tam", machnęłaby ręką. – Jestem pewna, że gdybyśmy dzisiaj usiedli razem przed telewizorem i byłaby erotyczna scena, to by byli strasznie skrępowani, najchętniej przełączyli na inny kanał.

Już prędzej tata był skłonny do rozmowy, jeśli zaszła potrzeba, to on przejmował inicjatywę. – Pamiętam, że jak najstarsza siostra jechała na wycieczkę, to dał jej paczkę podpasek i powiedział: "masz, schowaj, jesteś już w takim wieku, że może się COŚ wydarzyć".

Jej samej łatwiej było o tyle, że szlak w dojrzewaniu przecierało jej rodzeństwo. – Widziałam, jak siostry dojrzewały, miały pierwsze miesiączki. Słyszałam, jak brat rozmawiał z kolegami o seksie. Chodził pograć z nimi w piłkę nożną na dzikie boisko, a ja szłam za nim i szwendałam się pomiędzy – opowiada.

Życie seksualne? W domu oficjalnie nie istniało, nawet w sferze rozmów. Ania pamięta, że pierwszy raz zobaczyła, o co chodzi, gdy brat przyniósł do domu kasetę z "light porno". – To była nasza wielka tajemnica, przysięgliśmy sobie nawzajem, że nie możemy o tym nikomu powiedzieć – śmieje się Ania. Później, gdy zaczęło się jej życie towarzyskie, przed każdym wyjściem (podobnie jak siostry) słyszała: "nigdy, przenigdy z nikim nigdzie nie chodźcie!". I jeszcze: "dziewczyna musi być porządna".

Z osobistych sytuacji pamięta, że jak miała szesnaście lat, odwiedził ją chłopak, oglądali telewizję na kanapie, położyli się przytuleni. – Tata nas przez okno podglądał i pukał, żebyśmy nie przesadzali – śmieje się. Na poważnie mówi zaś, że była chowana na zimno, mama nie okazywała dzieciom czułości, nie przytulała, nie mówiła "kocham", bo uważała, że miłość pokazuje się konkretami: gotowaniem, sprzątaniem, zmywaniem. – Dopiero jak dorosłam musiałam nauczyć się odnajdywać w sobie pokłady ciepła. Wobec syna przychodzi mi to łatwo, bardzo lubię się do niego przytulać. Ale z innymi już nie.

40+

Zanim zdzwonię się z Izą, odpisuje hasłami: "Rodzice przekazali mi wiedzę na poziomie zerowym". "Uczyłam się wszystkiego sama po osiemnastym roku życia”. "Najwięcej w moją edukację na temat seksu wniosła ciotka, która powtarzała: pamiętaj, niech wie głowa, co robi dupa".

Stuknęła jej czterdziestka, ma dwójkę nastoletnich dzieci, jako jedyna z odpytywanych przeze mnie kobiet przyznaje, że przerabiała bajeczkę o dzieciach znajdowanych w kapuście. – Jak jakaś para całowała się na filmie, to mój tata zawsze wołał: odwróć się, nie patrz, bo oni się gryzą – śmieje się Iza. – Widać było, że jest mu niezręcznie, więc coś musiał powiedzieć. Tym bardziej że wtedy jeszcze nie było pilotów i nie mógł szybko zmienić kanału.

Łatwiej poszło z przygotowaniem do dojrzewania. Iza dość późno zaczęła dojrzewać, zdążyła więc przerabić temat na lekcjach biologii w podstawówce (chłopcy i dziewczynki oddzielnie). – Nauczycielka opowiadała, że będą rosły nam piersi, pojawi się owłosienie w miejscach intymnych, zaczniemy miesiączkować. Czysto anatomiczne kwestie, z edukacją seksualną niewiele to miało wspólnego – opowiada.

W temacie menstruacji pamięta jeszcze, że mama wytłumaczyła jej któregoś dnia: ja późno zaczęłam, więc i ty pewnie późno zaczniesz. – A ja siłą woli bardzo chciałam to opóźnić. I pewnie dlatego zaczęłam dojrzewać dopiero pod koniec podstawówki – śmieje się Iza.

Internetu jeszcze za jej wczesnej młodości nie było, źródłem wiedzy stały się więc wyśmiewane 15 lat później przez pokolenie Marty i jej kolegów gazetki "Bravo", "Bravo Girl!" i "Popcorn". – Teraz to wydaje się śmieszne, ale wtedy robiły bardzo dobrą robotę. Myśmy przecież straszny ciemnogród reprezentowali – mówi Iza. Dopytuję, co to znaczy. – Nie wiedziałyśmy, czy jeśli będziemy kąpać się w basenie i jakiś chłopak będzie miał ejakulację, to możemy zajść w ciążę. Albo jak przypadkiem dotkniemy ręcznika faceta.

Wyczytane informacje trzeba później było omówić z koleżankami. Po kryjomu, w wielkiej tajemnicy. – Z gazetek czerpałyśmy wiedzę także o antykoncepcji, że trzeba używać prezerwatyw, jeśli będzie jakiś kontakt z chłopakiem, inne środki też znałam. Rozmawiałyśmy o tym nieoficjalnie, zwracałyśmy bardzo uwagę, żeby nikt nas nie podsłuchał. A już na pewno rodzice.

Iza przyznaje, że żalu może nie czuje, ale niedosyt i owszem. – Nie przełożyło się to na moje życie jeden do jednego, ale zdecydowanie mogło być lepiej, łatwiej, z mniejszą liczbą niewiadomych – mówi. I dodaje: – Rozmowy o bliskości, czułości, seksie, powinny mieć miejsce właśnie w domu. Jeżeli tego nie ma, to trudno, żeby dziecko czuło wsparcie w innych tematach. Ja przynajmniej nie czułam.

70+

Ewa ma prawie 80 lat, energetycznie to torpeda. Wychowała się właściwie sama, mama miała na głowie pracę i chorego brata. Sama nie doczekała się własnych dzieci. – Skąd się dowiadywałam czegokolwiek o dojrzewaniu i seksie? Znikąd. To było absolutne tabu – mówi najpierw.

Sama wcześnie dojrzała, ledwie zdążyła pójść do Pierwszej Komunii Świętej, a już dostała miesiączkę. – Miałam 10 lat, kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje, pamiętam tylko, że leciała ze mnie krew. To był szok, nikt mnie przecież nie uświadomił – opowiada Ewa. I dodaje: – Matka zauważyła, nic nie powiedziała, tylko poszła po jakąś watę i mi bez słowa w zasięgu ręki podłożyła.

Ewa ma trochę za złe mamie również to, że nie dostrzegła (a może zbagatelizowała?), że zaczynają rosnąć jej piersi. – Mieliśmy przyjaciół, mieszkali w domku nad rzeką, mama mnie do nich latem woziła na wakacje. Ale nie przyszło jej do głowy, żeby mi kupić kostium, musiałam latać w samych majtkach. Bardzo się wstydziłam, krzyżowałam ręce na piersiach, żeby nikt mnie nie widziałam. Instynktownie czułam, że nie należy się tak obnażać. Nie wiem, dlaczego matka nic z tym nie zrobiła. Poruszasz dogłębne traumy z mojego dzieciństwa – śmieje się Ewa.

Skąd zatem dowiadywała się czegokolwiek? Jak sięga pamięcią, to wygrzebuje z niej książki i czasopisma, pełno ich w domu było, a nikt nie sprawował kontroli nad tym, po co Ewa sięga (bo też i nie było komu sprawować). – Był kiedyś taki miesięcznik "Problemy", jako dziecko intensywnie go studiowałam, może stamtąd czerpałam tę wiedzę?

Na pewno Ewa zaczytywała się też w powieściach Emila Zoli. – A on akurat sporo pisał właśnie w temacie dojrzewania – zauważa. Jedną z kolejnych jej pozycji była też "Sztuka kochania" Michaliny Wisłockiej. Ewa nie pamięta, jak ją zdobyła, pewnym jest natomiast, że zabrała ją na obóz harcerski. – Miałam z 17 czy 18 lat, jechałam na obóz o profilu artystycznym, przy kwaterze głównej. Miałam czytać ukradkiem, ale komendantura mi ją zarekwirowała. Nic nie powiedzieli, ale było widać, że uznali mnie po prostu za zboczoną – śmieje się Ewa. Odzyskała ją parę dni później, gdy na znak protestu zerwały się z koleżanką z obozu wcześniej.

Z perspektywy czasu trochę się już z tego śmieje, a trochę na serio ubolewa. – Jest to sprawa świadomości społecznej, wychowawczej, rodzicielskiej. Rodzice są pierwszymi edukatorami, wychowanie wynosi się z domu, seksualne też. A seksualność jest immanentnie związana z każdym człowiekiem, ukrywanie tego, traktowanie jako tabu, "seks pewnie diabeł wymyślił", jest szkodliwe. Ale to jest kwestia naszej mentalności narodowej.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (419)