- Wiem, że wiele osób potępia to, co robię. I będzie potępiało - mówi dr Nayna Patel. Kobieta prowadzi w Indiach klinikę surogatek, w której "wyprodukowano" już ponad 600 dzieci. Hinduski za urodzenie potomka zagranicznym klientom dostają równowartość ok. 25 tys. złotych. Interes kręci się tak dobrze, że Patel zamierza wkrótce otworzyć klinikę z prawdziwego zdarzenia. Jej przeciwnicy uważają, że to wykorzystywanie biedy w społeczeństwie. Surogatki oraz klienci twierdzą, że to uczciwy układ.
- Wiem, że wiele osób potępia to, co robię. I będzie potępiało - mówi dr Nayna Patel. Kobieta prowadzi w Indiach klinikę surogatek, w której "wyprodukowano" już ponad 600 dzieci. Hinduski za urodzenie potomka zagranicznym klientom dostają równowartość ok. 25 tys. złotych. Interes kręci się tak dobrze, że Patel zamierza wkrótce otworzyć klinikę z prawdziwego zdarzenia. Jej przeciwnicy uważają, że to wykorzystywanie biedy w społeczeństwie. Surogatki oraz klienci twierdzą, że to uczciwy układ.
Dr Patel ma sprecyzowany plan. Chce otworzyć klinikę wartą miliardy dolarów. Będą tam specjalne pokoje dla surogatek, sale porodowe, apartamenty dla przyszłych rodziców, laboratorium do przeprowadzania zabiegów in vitro, biura, a nawet restauracja i sklepik z pamiątkami. Potencjalni klienci, głównie z krajów rozwiniętych, będą mogli wysłać spermę lub zarodki, by za kilka miesięcy przyjechać do Indii i odebrać swoje dziecko.
(sr/mtr), kobieta.wp.pl
Zwykła pomoc?
Klinika jest na razie tylko w sferze planów, jednak dr Patel już teraz prowadzi "fabrykę dzieci". W małym mieście Anand znajduje się dom, w którym mieszka ponad 100 ciężarnych kobiet. Wszystkie spodziewają się cudzego dziecka. Za swoje poświęcenie otrzymają ok. 25 tys. złotych. Przyszli rodzice muszą zapłacić równowartość 86 tys. złotych.
Patel przyznaje, że często dostaje pogróżki. Wiele osób oskarża ją o to, że wykorzystuje biedę dla zysku. - Zawsze będę spotykać się z krytyką - mówi lekarka w wywiadzie dla BBC Four. - Zdaniem wielu osób, moje działania są kontrowersyjne. Mówią, że sprzedaję noworodki, że prowadzę fabrykę dzieci. Ale przecież ja wykonuję pewnego rodzaju misję. W mojej klinice po prostu jedna kobieta pomaga drugiej.
Surogatki
Szefowa kliniki nie uważa, żeby surogatki robiły coś złego lub choćby budzącego kontrowersje. - One wykonują pracę. Fizyczną pracę. I są za tę pracę wynagradzane - twierdzi. - Wiedzą, że w ten sposób zarabiają pieniądze.
Papiya, jedna z surogatek, oczekuje właśnie narodzin bliźniąt należących do pary z Ameryki. Już planuje, na co wyda pieniądze. - Jeżeli nosimy bliźnięta, otrzymujemy wyższą zapłatę - cieszy się.
To zresztą nie pierwszy raz, kiedy jest surogatką. - Ostatnio, kiedy się na to zdecydowałam, kupiłam trochę sprzętu AGD i samochód. Pożyczyłam też sporą sumę mojej szwagierce.
Inna surogatka, Vasanti, również nie narzeka na zarobki. Dzięki pracy w klinice mogła wysłać córkę do dobrej szkoły. Starczyło jeszcze na wybudowanie domu dla całej rodziny.
Przyszli rodzice
Również przyszli rodzice są zadowoleni z pracy dr Patel. Mieszkający w Wielkiej Brytanii 62-letni Michael i 33-letnia Veronica nie mogą mieć dzieci. Kobieta urodziła się z jednym jajowodem i jajnikiem, nie jest więc w stanie utrzymać ciąży. Obecnie jedna z surogatek nosi w łonie ich bliźnięta. - Dam im na imię Alexander i Katerina - mówi uradowana Veronica. - Mam te imiona w głowie od kilku lat. Nie mogę się doczekać, kiedy przytulę moje dzieci.
Michael dodaje, że procedury stosowane przez dr Patel są bez zarzutu. - Wszystko jest profesjonalne, sterylne. Nie różni się od tego, z czym spotykamy się na Zachodzie - mówi przyszły ojciec, który w Wielkiej Brytanii pracuje jako lekarz.
Wszystko w porządku
Dr Patel zawsze modli się przed zabiegiem. - To Bóg zsyła na świat dzieci. Ale moja praca mu w tym pomaga - mówi.
Jej zdaniem nie ma powodu do tego, żeby krytykować postępowanie rodziców czy surogatek. Skoro wszystkie strony są zadowolone, dlaczego robić z tego problem? Mówi, że chętnych Hindusek nie brakuje. Natomiast dla niektórych par jej klinika jest ostatnią deską ratunku.
Prawo
Zdaniem Patel jedyny problem, który może pojawić się w związku z urodzeniem dziecka przez surogatkę, to przedłużające się procedury prawne. 54-letnia Barbara z Kanady musiała spędzić w Indiach cztery miesiące, zanim odpowiednie władze wydały oświadczenie, że może zabrać swojego synka do domu.
Jednak nawet ona nie narzeka. Po 30 latach prób w końcu ma dziecko. - Jeśli ludzie rodzą się z wadą wzroku, noszą okulary. Diabetycy przyjmują insulinę. Dlaczego mamy problem z tym, żeby leczyć również niepłodność? - zastanawia się.
Tekst: Sylwia Rost
(sr/mtr), kobieta.wp.pl