Blisko ludziFiolka Najdenowicz: Jestem wyżyta gwiazdorsko

Fiolka Najdenowicz: Jestem wyżyta gwiazdorsko

Pierwszy wybuch następuje, zanim zdążymy sobie podać ręce na powitanie. Później jest drugi, piąty, dziesiąty. Przez całą rozmowę Fiolka Najdenowicz wybuchnie śmiechem 74 razy.

Fiolka Najdenowicz: Jestem wyżyta gwiazdorsko
Źródło zdjęć: © Eastnews
Aneta Wawrzyńczak

15.05.2015 | aktual.: 15.05.2015 22:37

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pierwszy wybuch następuje, zanim zdążymy sobie podać ręce na powitanie. Później jest drugi, piąty, dziesiąty. Przez całą rozmowę Fiolka Najdenowicz wybuchnie śmiechem 74 razy. W tekście zostały zaznaczone tylko te najgłośniejsze.

WP: : Aneta Wawrzyńczak: Pani Violetto? Pani Violu? Pani Fiolko?

Fiolka Najdenowicz: Fiolko! Jak ktoś mówi do mnie Violetta, to zdarza mi się nawet nie zareagować (śmiech).

WP: : No to Fiolko - strach mnie obleciał już na starcie, bo w książce "Głośny śmiech" piszesz, że na notoryczne pytania: dlaczego wyjechałaś, kiedy nowa płyta i czy w ogóle, skąd masz tyle energii i radości życia, odpowiadasz hurtem. I grozisz: gdy ktoś mi je ponownie zada - zdzielę po łbie niniejszym utworem.

Bo zawsze, jak człowiek coś robi, to przychodzi dziennikarz i zadaje pytanie: dlaczego nagrałaś płytę, dlaczego napisałaś książkę? A jedyna prawidłowa odpowiedź brzmi: dla splendoru oraz kasy, no nie oszukujmy się (śmiech). Tak poważnie, to wielu dziennikarzy przychodzi nieprzygotowanych i zadaje głupie pytania.

WP: : Jak powiedziałam znajomym, że idę na wywiad z tobą, to usłyszałam: a, to ta, co się tak głośno śmieje!

Na Myśliwieckiej, jak pracowałam w radiowej Trójce, były drzwi dźwiękoszczelne. Niestety nie ma Polsce stacji radiowej, która dysponuje na tyle dźwiękoszczelnymi drzwiami, żebym ich nie sforsowała. Dziennikarze byli zadowoleni, gorzej z realizatorami dźwięku (śmiech).

WP: : Pośmiałyśmy się, a teraz na poważnie. Imię Violetta dostałaś po babci. Tej, która trzymała dziadka Iwana pod pantoflem. Coś jeszcze po niej odziedziczyłaś?

Mam nadzieję, że nie (śmiech). Mój dziadek był wybitnym architektem, w pojedynkę wygrywał przetargi, do których stawały firmy z całego świata. Gdy wygrał konkurs na budowę w Ghanie, przeprowadził się tam z babcią na 10 lat. A w takich krajach flora bakteryjna jest dla Europejczyka tak zabójcza, że trzeba łoić whisky, inaczej człowiek będzie non stop miał sraczkę. No i się babcia do tego alkoholu za bardzo przyzwyczaiła. A do tego paliła jeszcze dwie paki papierosów dziennie. Bardzo niehigieniczny tryb życia prowadziła.

WP: : Fiolka to zdrobnienie, pseudonim wymyślony przez Marka Niedźwiedzkiego. Ale fiolka to też malusieńki pojemnik, w którym można zamknąć całą tablicę Mendelejewa. Z Tobą chyba też tak jest: można w tobie znaleźć olbrzymią mieszankę emocji.

Chyba w każdym człowieku można taką mieszankę znaleźć. U mnie ona wybucha, bo jestem człowiekiem totalnie ekstrawertycznym, nie tłamszę w sobie ani emocji, ani uczuć. Zawsze daję wyraz temu, co czuję. Uważam, że to jest zdrowe, trzeba przyjąć do wiadomości swoje emocje i uczucia, po to, żeby je przeżyć. Na tym polega człowieczeństwo, żeby się z nimi zmierzyć, nie odpychać ich, zobaczyć, jak przychodzą i odchodzą.

WP: : Żeby na koniec życia nie robić rachunku strat: co mogłam przeżyć, a czego nie przeżyłam?

Dokładnie. Strasznie nie chciałabym dojść do wniosku, że fajnie było, ale przeważnie siedziałam w biurze. Albo że mogłam mieć fajnego przyjaciela, ale byłam zbyt wobec tej osoby wycofana.

WP: : W "Głośnym śmiechu" piszesz, że nie tęsknisz za śpiewaniem i cieszysz się, że czas twojej kariery nie przypadł na lata upiornej tabloidyzacji mediów.

Ściankę pal licho, jeszcze można przeżyć, jak człowieka promują, to każą mu chodzić na różne wydarzenia. Natomiast ja bym nie przeżyła psychicznie komentarzy w internecie, one po mnie nie spływają jak po kaczce. W dzisiejszych czasach jak człowiek zrobi cokolwiek, nagra płytę, napisze książkę, zdobędzie medal olimpijski albo pierdnie, to natychmiast zaleje go fala hejtu. To jest straszne, jestem tego świadoma. Tak samo jak tego, że zaraz ktoś będzie pisał, że jestem Żydówką, głupią c..ą, starą babą. Jestem na to przygotowana, bo inaczej bym zwariowała.

WP: : A tak bardzo banalnie i chyba retorycznie: czy czegoś w życiu żałujesz?

Praktycznie mogę powiedzieć, że nie. Jestem wyżyta gwiazdorsko, już byłam w gazetach, w telewizjach, na sesjach, dostałam nagrodę akademii. Pod tym względem jestem całkowicie zaspokojona. A reszta? Wyborów dokonałam takich, a nie innych, ale to były moje wybory, nie musiałam tego robić pod czyjąś presją albo dlatego że „tak wypada”.

WP: : Akurat to słowo w twoim słowniku chyba nie funkcjonuje.

No nie. Mnie się tak nie da okulbaczyć. A co do tego żałowania, to mogę tylko dlatego, że nie było warunków ku temu. Na przykład, że miałam skalę głosu od A wielkie do E trzykreślne, z tym można operę śpiewać. Ale belle canto nie jest darem od Boga, to wymaga lat nauki, która jest bardzo kosztowna. I co, mam teraz żałować, że moja matka nie miała kasy, żeby mnie kształcić muzycznie? Przecież to jest bez sensu. Nie było takich warunków i koniec. Trzeba iść dalej i robić swoje.

WP: : Tylko mnie nie bij za to pytanie: czy wracasz do show-biznesu?

To by się nawet nie dało, bo nie mieszkam w Polsce (śmiech). Jeżeli chodzi o to, czy zamierzam funkcjonować nadal w polskiej sferze szeroko rozumianej kultury, to jak najbardziej! Okazuje się, że wszyscy, którzy przeczytali moją książkę, mówią, że to jest za mało, chcą jeszcze. I wydawnictwo Sophisti Book zamówiło już kolejną, będzie o moim życiu w podróży. Także jeszcze się troszeczkę ze mną pomęczycie (śmiech). Poza tym nie jest powiedziane, że jeżeli któryś z kolegów napisze jakąś fajną piosenkę, to ja jej nie zaśpiewam. Nie mówię nie. Ale wolałabym użyć słowa kultura niż show-biznes.

WP: : Ale mówimy o kulturze, a nie show-biznesie.

Ja bym się nawet nie nadawała do tego! Jestem zaspokojona gwiazdorsko, nie muszę chodzić na promocje chipsów czy kremu do twarzy. A tym bardziej być twarzą kartofla, rajstop czy klapek.

WP: : Teraz ci powiem, dlaczego o ten show-biznes pytam. Jak sobie wpisałam twoje nazwisko w wyszukiwarkę, to mi wyskoczył artykuł pt. "Fiolka wraca do show-biznesu", w którym autor z troską pyta czytelników: myślicie, że będzie lepsza od książek Felicjańskiej i Kasi Cichopek?

To ocenią czytelnicy. Nie mogę się wypowiedzieć na ten temat, bo nie czytałam tych książek. A jak nie przeczytałam, nie obejrzałam, nie spróbowałam, to się nie wypowiadam.

WP: : Twoja książka to nie jest literatura celebrycka, w której się wystawia samemu sobie laurkę i zachęca, głównie tabloidy, do dalszego wchodzenia w życie osobiste. A ja mam wrażenie, że powiedziałaś w niej dokładnie tyle, ile chciałaś, taką część swojego życia pokazałaś, jaką uznałaś za stosowne i nie należy cię pytać o nic więcej.

Dokładnie tak. Zauważ, że swoich kochanków nie wymieniam z nazwiska, a jeden jest wręcz pod pseudonimem.

WP: : Czytałaś "Poniedziałkowe dzieci" Patti Smith?

Niestety jeszcze nie.

WP: : Ta książka jest trochę podobna do twojej, też przedstawia życie bohemy artystycznej. U Patti Smith to Stany Zjednoczone lat 70., u ciebie mamy Polskę końca lat 80. i początku 90.

Ja piszę właściwie o największych gwiazdach, które funkcjonowały na polskiej scenie muzycznej i nie tylko. I to jeszcze zanim stały się sławne. Przecież gdyby Robert Gawliński nie dostał gazrurką w głowę, to być może by nie przeżył, bo przy okazji wykryli guza mózgu, który był jeszcze tak mały, że bardzo szybko go wycięli.

WP: : Ktoś się obraził za te anegdoty, które opowiadasz w książce?

Zobaczymy! Jeszcze wszystko przede mną (śmiech). Ale nie sądzę, żebym napisała o kimkolwiek coś strasznego. Jeśli ktoś się obrazi, to już jego problem (śmiech).

WP: : To ci jeszcze powiem, co o tobie w "Fakcie" przeczytałam…

Matko, „Fakt” o mnie pisze, hurra!

WP: : Piszą, że masz plan na przyszłość, gdyby się nie sprzedała książka: "jest wykwalifikowaną sprzątaczką". To bardzo duże uproszczenie.

Nigdy, kiedy byłam gwiazdą, nie uważałam się za kogoś lepszego. Tak samo nie uważam się za gorszą, bo teraz nieraz pracuję jako sprzątaczka. Każda z nas jest przecież sprzątaczką we własnym domu! (śmiech). Na wolontariacie Workaway sprzątam, pielę ogród, strzygę żywopłoty, maluję ściany i ule dla pszczół, wyprowadzam psy na spacer. Jeżeli ktoś uważa, że to jest zajęcie niegodne człowieka, to mu współczuję. A że tak napisał fakt, to mnie nie zaskoczyło.

WP: : Ty mnie natomiast zaskoczyłaś. Jak czytałam twoje felietony na stronie Sophisti, to zdziwiło mnie, że ta roześmiana wariatka, która życie traktuje luźno, tak racjonalnie analizuje różne zjawiska czy trendy: wegetarianizm, slum tourism, moda na niejedzenie glutenu, adoptowanie zwierząt czy nawet prawo szariackie w ZEA.

Może dlatego ludzie cenią, bo nazywam rzeczy po imieniu.

WP: : Miałaś też kilka momentów przełomowych w życiu. Który był najważniejszy?

Nic by się nie wydarzyło, gdybym nie trafiła do Programu Trzeciego Polskiego Radia. To, że wtedy usłyszałam, że potrzebują sekretarki do redakcji, że się tam dodzwoniłam. Bo przecież wtedy, w latach 80., nikt nie miał telefonu w domu, był telefon na klatce schodowej, który albo był zepsuty, albo zajęty, albo ja nie miałam 5 złotych. I to, że nie zadałam jako jedyna głupiego pytania, czy będę siedziała koło Marka Niedźwiedzkiego. To był dla mnie jakiś kosmos.

WP: : W piosence "Głośny śmiech" śpiewałaś: trudne role w życiu gram. Nie zapytam, która z tych ról jest najtrudniejsza, ale odwrotnie, najfajniejsza?

Trudno powiedzieć. Na pewno jestem najbardziej szczęśliwa, kiedy mam wolną głowę i przestrzeń w umyśle na to, żeby coś stworzyć. Nie miałam tego, jak pracowałam na przykład w korpo, kiedy wstawałam o szóstej, na ósmą miałam tramwaj i wracałam do domu na dwudziestą, jak dobrze poszło. Bo sobie wyobraź, że jesteś po kilkunastu godzinach pracy, ani nie posprzątasz, ani nie ugotujesz, tylko złapiesz coś łatwego do zjedzenia, nalejesz sobie szklankę wina, odpalisz kompa i będziesz siedziała, aż uśniesz. A w weekend leżysz jak nieżywa. A taka rola, kiedy mam przestrzeń w głowie, jest najlepsza.

WP: : Teraz na wolontariacie we Francji czy Hiszpanii, kiedy pracujesz pięć godzin za wikt i opierunek, już ją masz, prawda?

Co innego jest, jak pielisz roślinki w ogródku, sadzisz róże, myjesz okna albo je obskrobujesz z farby, wtedy możesz myśleć o tym, co napisać w kolejnym rozdziale. A co innego, jak masz tabelkę w Excelu albo prezentację.

WP: : Ten wolontariat był podyktowany bardziej koniecznością, to znaczy tym, że się po twojej przeprowadzce do mamy do Szwecji zaczęłyście wzajemnie dusić swoją obecnością, kłócić, czy tęsknotą za wolnością?

I to, i to. Nie mogłam bez końca siedzieć mamie na głowie, bo okazało się, że jestem tam na czas nieokreślony. Plan był przecież taki, że dostanę ichni PESEL, pójdę na kurs i do pracy, coś sobie wynajdę. Ale to się przeciągało, siedziałam dziesiąty miesiąc i nic się nie wydarzyło. To raz. A dwa, że nie żyłam swoim życiem.

WP: : W podtytule napisałaś: jak z gwiazdy stałam się bezdomną artystką. A bezdomność się w Polsce źle kojarzy - albo ktoś jest zły, alkoholik, degenerat, dlatego zostaje bez dachu nad głową, albo nieporadny życiowo. To stwierdzenie, że jesteś bezdomna, to puszczenie oka do takiego stereotypowego patrzenia na ludzi - i też na przedmioty materialne - czy szczere wyznanie, tak jest i się tego nie wstydzę?

Owszem, jestem osobą bezdomną, bo straciłam swoje mieszkanie przy Alei Róż. Ale przecież nic nie jest nam dane na zawsze, tylko na lat kilka, kilkanaście, góra kilkadziesiąt. Zmieniamy mieszkania, przeprowadzamy się, umieramy. Chociaż to jest akurat dobra wiadomość, bo nawet jak dziś nie masz czegoś, o czym marzysz, to nie jest powiedziane, że jutro tego nie będziesz miał.

WP: :* Twoja złota rada z jednego z felietonów na Sophisti: spróbuj nie być dupkiem. To się sprawdza?*

(śmiech) Zdecydowanie tak! Jak człowiek jest dobry, miły, szczery, to inni do niego lgną.

WP: : Ale za swoją dobroć dostałaś trochę po tyłku.

Tak już jest, nie zawsze spotykasz na swojej drodze samych słodziaczków. Ale ja się nie otaczam idiotami, mendami, wampirami energetycznymi. Jak tylko stwierdzę, że ktoś taki jest, to się odcinam. Ale nie jestem dupkiem (śmiech).

Aneta Wawrzyńczak/(aw)/(kg), WP Kobieta

Komentarze (150)