Blisko ludziGdy dziecku wolno wszystko – po co ustalamy granice?

Gdy dziecku wolno wszystko – po co ustalamy granice?

Czy czujesz się czasem, jakby twoje dziecko miało przedziwną zdolność „wyłączania się” w reakcji na wydane mu polecenia? Zastanawiasz się, kiedy sprzątanie rozrzuconych klocków i samochodów stało się twoim wieczornym obowiązkiem?

Gdy dziecku wolno wszystko – po co ustalamy granice?
Źródło zdjęć: © 123RF

Czy czujesz się czasem, jakby twoje dziecko miało przedziwną zdolność „wyłączania się” w reakcji na wydane mu polecenia? Zastanawiasz się, kiedy sprzątanie rozrzuconych klocków i samochodów stało się twoim wieczornym obowiązkiem? A może zauważyłaś, że ten mały człowiek swoim krzykiem potrafi zmusić cię do spełnienia zachcianki, choć wcale tego nie akceptujesz? Jeżeli czujesz, że twoje dziecko zaczyna przejmować kontrolę nad tym, co mu wolno, a czego nie, najwyższy czas, aby zastanowić się nad podziałem ról w waszym domu. Czas wyznaczyć zasady.

3-letnia Julka uzbierała już prawdziwą kolekcję małych, plastykowych zwierzątek. Uwielbia bawić się nimi na dywanie w swoim pokoju. Za każdym razem, gdy kończy zabawę i chce zająć się czymś innym, pozostawia na podłodze porozrzucane figurki. Nie zamierza i nie daje się nakłonić do sprzątnięcia zwierzątek, jej mama robi więc to, gdy Julka idzie spać.

4-letni Adaś zawsze bardzo cieszy się na wieść o wyjeździe do supermarketu. Prosi rodziców, aby zabrali go ze sobą, obiecując, że będzie grzeczny. Z wielką powagą kiwa głową potwierdzając, że nie będzie wymuszał na rodzicach kupna zabawki. Każda wizyta w sklepie kończy się jednak płaczem, krzykiem i dyskusją, zwykle zakończoną kupnem wybranego przedmiotu.

2,5–letni Tomek uwielbia zabawę w piaskownicy. Zawsze zabiera ze sobą swoje ulubione foremki i potrafi przez długi czas zająć się kopaniem i budowaniem z piasku. Problem pojawia się, gdy w pobliżu Tomka znajdzie się inne dziecko. Chłopiec zaczyna sypać piaskiem i wyganiać rówieśnika. Nie pozwala pożyczać swoich zabawek, zdarza się, że popycha inne dzieci. Upomniany przez rodziców złości się i zaczyna płakać.

Z pewnością każdy z nas zna takie lub podobne sytuacje. Ba, szczęśliwy jest ten rodzic, który nie zmaga się z nimi kilka lub kilkanaście razy dziennie. Sielanka trwa zwykle tak długo, jak pozwalamy dziecku na swobodę w tym co robi, jak się bawi, co je. W momencie, gdy decydujemy się na wydanie maluchowi polecenia lub zakazu, musimy być przygotowani na to, że usłyszymy odpowiedź negatywną – wzmocnioną zwykle o efekty specjalne, w postaci potoku łez, krzyku lub nawet agresji. Próba sił, w którą wdajemy się z naszym dzieckiem, często okazuje się dla nas przegrana, nikt przecież nie nauczył nas reagować na trudne zachowania pociechy. Zupełnie zrozumiałe jest więc to, że ulegamy naszym dzieciom, mimo że w głębi duszy czujemy, że postępujemy niewłaściwie.

Kto tu rządzi?

Spróbujmy jednak zastanowić się nad tym, co tak naprawdę kieruje naszym dzieckiem w tych chwilach, które nazywamy „problemowymi”, „trudnymi”, „niewłaściwymi”? Od kiedy tylko mały brzdąc zaczyna się przemieszczać, dokonuje wielkiego odkrycia, że świat pełen jest interesujących przedmiotów, które różnymi sposobami próbuje zdobyć. Zaczyna kojarzyć, że pewne zachowania, np. krzyk, niemal zawsze prowadzą do wzmożonej uwagi ze strony otoczenia, a to przecież jest takie miłe. Mówiąc prosto - rozpoczyna się czas testowania, sprawdzania, na co mogę sobie pozwolić, co muszę zrobić, żeby to osiągnąć i co się stanie, jeżeli zrobię więcej? Mały badacz szybko zapamiętuje wszystkie te chwile, gdy jego zachowanie przyniosło skutek. A dzieje się tak bardzo często - ulegamy przecież z braku czasu, z braku sił, czasem z niepewności, jak postąpić w danej sytuacji.

Zastanówmy się nad tym, co taki kilkuletni odkrywca czuje? Chciałby już bardzo wiele osiągnąć, próbuje więc, ile tylko ma sił. Gdy napotyka opór, zaczyna walczyć. Gdy opór jest nieugięty, próbuje coraz mocniej, głośniej, dłużej – może przyjdzie ten moment, że mama czy tata zrezygnuje. Tupanie nogami, płacz, kopanie, leżenie na podłodze, krzyk, bicie – a może po prostu udawać, że nic nie słyszę? Jeszcze tylko trochę, jeszcze popróbuję…

I nagle, co się dzieje? Mama ulega! Moja duża, dorosła, dzielna mama uległa mi, jestem więc taki silny! To ja mogę decydować o tym, co będę robił, a czego nie. To ja decyduję, czy mogę jeść czekoladki po myciu zębów i czy posprzątam swoje samochody. To ja decyduję, jak głośno krzyczę i czy pójdę spać. Jestem panem i władcą – tak właśnie czuje się maluch w podobnej sytuacji. Czuje, że ma kontrolę, czuje radość, dumę, ale czy czuje się… bezpiecznie? Otóż nie! Przecież mama i tata, którzy się nim opiekują, pokazują mu świat i bronią przed wszystkim co straszne, słuchają właśnie jego!

Robert J. MacKenzie w swojej książce „Kiedy pozwolić? Kiedy zabronić?” przedstawia dziecko właśnie w roli małego badacza, doskonale przygotowanego do swojej roli, trenuje przecież tę umiejętność już od niemowlęctwa. Aby jednak odkrycia te prowadziły do właściwych wniosków, potrzebne są jasne informacje wysyłane przez rodziców. To oni decydują o tym, jak daleko dziecko może się posunąć. Jakie zachowania są akceptowalne, a jakie absolutnie niedozwolone. I przede wszystkim, co się stanie, jeżeli maluch wybierze te niedozwolone. Granice są więc pewnego rodzaju drogowskazami, kierującymi postępowanie dziecka na właściwą ścieżkę. Dzięki nim maluch nie musi stale sprawdzać i testować, wie już przecież, czego się od niego oczekuje. Wie, co się stanie, gdy posunie się za daleko. Czuje się bezpieczny. „Dzieci chcą, by ich rodzice w rzeczywistości byli rodzicami” – pisze MacKenzie. (…) „Od tego zależy ich poczucie bezpieczeństwa i stabilności”.

Jak wyznaczać granice?

Zanim zdecydujemy się na wprowadzenie naszego dziecka w świat zasad, warto poświęcić czas na zastanowienie się, czego tak naprawdę oczekujemy od malucha. Jakie zachowania są pożądane, jakich absolutnie na akceptujemy? Na czym nam, rodzicom, szczególnie zależy, czego nie możemy tolerować? Punktem wyjścia jest więc ustalenie zasad z samym sobą, spokojne i przemyślane – pozwoli to zachować pewność siebie i nie ulegać dziecku.

Nie krytykuj dziecka

Pamiętaj, twoje dziecko dopiero uczy się właściwych sposobów postępowania. Często wybiera te niewłaściwe, a twoim zadaniem jest odpowiednio zareagować. Nie zapominaj jednak, że to zachowanie, a nie dziecko należy zmienić. Opisuj postępowanie, a nie osobę. Nikt z nas nie chciałby być nazwany bałaganiarzem, leniuchem, niezdarą czy pyskatym, podobnych stwierdzeń używamy jednak zadziwiająco często w stosunku do naszych dzieci.

Daj wybór

Dziecko szybciej nauczy się zachować w sposób akceptowany, jeżeli „na własnej skórze” odczuje skutki własnych działań. Daj mu więc wybór i pozwól zdecydować, którą drogę wybierze, oczywiście w ramach ustalonych granic. Zamiast złościć się nad rozrzuconymi samochodzikami, po prostu przedstaw możliwości, np. „możesz położyć swoje samochodziki na półce albo nie dostaniesz ich przed dwa dni, co wybierasz?”. Wkrótce przekonasz się, że dziecko zacznie wybierać bardziej opłacalne dla siebie rozwiązanie. Jednocześnie jednak pamiętaj o wyrażeniu aprobaty dla właściwej reakcji dziecka, po zakończonym sprzątaniu nie omieszkaj więc zauważyć: „wszystkie samochodziki są teraz na półce, to się nazywa porządek!”.

Tzw. metoda ograniczonego wyboru może być twoim sprzymierzeńcem w wielu trudnych sytuacjach z udziałem malucha, pozwala również zachować spokój i nie dopuścić do wybuchu gniewu. Jej skuteczność w dużej mierze zależy jednak od zaangażowania rodzica, pamiętaj więc o spełnieniu kilku warunków:

Po pierwsze: spójność
Nie osiągniecie wychowawczego sukcesu, jeżeli każdy członek rodziny będzie realizował swój własny plan. Dziecko zrozumie zasady tylko wtedy, gdy będą one przestrzegane przez wszystkich, dbajcie więc o zachowanie jednego frontu.

Po drugie: konsekwencje
Stałość i niezmienność zniechęca do ciągłego sprawdzania wytrzymałości ustalonych granic, buduje za to poczucie bezpieczeństwa. Im bardziej konsekwentni będziecie, tym szybciej zauważycie, że wasze dziecko wcale nie chce ciągłej próby sił. Ona naprawdę potrafi zaakceptować ustalone reguły postępowania.

Po trzecie: nagrody
Drodzy rodzice, oto klucz do rodzicielskiego sukcesu. Macie wspaniałe dziecko. Zapewne najwspanialsze na świecie, najukochańsze, o najbardziej rozbrajającym uśmiechu i najbardziej pomysłowe. Niestety w codziennym pędzie często zapominamy o drobnych osiągnięciach naszych dzieci, skupiając się na tym, co jest nie tak. Oczywiście, konsekwentnie reagujmy na niepożądane zachowania, pamiętajcie jednak, aby równocześnie zauważać te pożądane. I to takie zwyczajne, codzienne, jak np. wytrwała praca nad rysunkiem, grzeczne siedzenie przy obiedzie lub spokojna reakcja na zabraną zabawkę. Zauważaj swoje dziecko w zwykłych sytuacjach, a nie dasz mu powodu do walki o uwagę.

„Rodzice chyba zapomnieli, iż dzieci bardziej niż czegokolwiek innego potrzebują zasad życia, które jasno ustalają, co jest dobre, a co złe” – pisze R. Coles. Robert J. MacKenzie określa granice jako „ogrodnicze tyczki wspomagające wzrost”. Ograniczają świat do możliwości dziecka, pozwalają mu zrozumieć go i podążać właściwymi ścieżkami. Jednocześnie jednak właściwe granice rosną wraz z dzieckiem, są na tyle elastyczne, aby nie tłumić jego rozwoju, ale na tyle mocne, aby stanowiły oparcie. Trudne zadanie? Z pewnością tak. Możliwe do wykonania? Jak najbardziej! W tym przypadku, drogi rodzicu, ty również masz wybór, możesz nauczyć swoje dziecko akceptowanych sposobów postępowania lub czekać, aż nauczy się ich samo. Co wybierasz?

(dja/sr)

POLECAMY:

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (7)