Gdy Otello szaleje, czyli chorobliwa zazdrość
Dowodem zdrady może stać się spojrzenie na innego mężczyznę, niewinny uśmiech, kilkuminutowe spóźnienie na spotkanie, a nawet pocztowe awizo znalezione w kieszeni – osobie z tak zwanym zespołem Otella potrzeba naprawdę niewiele do poczucia patologicznej zazdrości.
15.03.2013 | aktual.: 18.03.2013 10:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dowodem zdrady może stać się spojrzenie na innego mężczyznę, niewinny uśmiech, kilkuminutowe spóźnienie na spotkanie, a nawet pocztowe awizo znalezione w kieszeni – osobie z tak zwanym zespołem Otella potrzeba naprawdę niewiele do poczucia patologicznej zazdrości. Związek potrafi zamienić się wówczas w prawdziwy koszmar, z którego bardzo trudno się wydostać.
Bokserski mistrz Jake LaMotta, bohater kultowego filmu „Wściekły byk”, miał wszystko: sławę, pieniądze i piękną żonę Vicky. Jednak brakowało mu wewnętrznego spokoju. Od początku podejrzewał swoją ukochaną o zdrady. Niewinne cmoknięcie na powitanie innego mężczyzny traktował jako potwierdzenie paranoicznych przypuszczeń.
W domu sportowca coraz częściej dochodziło do awantur, a żona Jake’a stawała się dla niego workiem treningowym. Kulminacją choroby i upadku boksera była bójka z bratem, którego też oskarżył o romans z Vicky.
„Wściekłego byka” można traktować jak film instruktażowy, opisujący klasyczny przykład osoby cierpiącej na syndrom Otella. Nazwa tej jednostki chorobowej nawiązuje do bohatera jednego z szekspirowskich dramatów. Otello dał się ogarnąć obsesyjnej zazdrości o żonę Desdemonę, którą w końcu zabił. Gdy przekonał się, że kobieta – zgodnie z zapewnieniami – była mu wierna, sam odebrał sobie życie.
Permanentna inwigilacja
Zaburzenie dotyka przede wszystkim mężczyzn i zwykle towarzyszy problemom alkoholowym. Dolegliwość zaliczana jest przez specjalistów do grupy uporczywych psychoz urojeniowych. Rodzi stale powracające myśli i wyobrażenia, które prowadzą do konstruowania historii związanych z rzekomą niewiernością partnera.
Chorobliwa zazdrość objawia się lękiem, że możemy stracić partnera w każdej sytuacji: w pracy, sklepie czy kinie – wszędzie można przecież spotkać kogoś, kto zagrozi naszemu związkowi.
Dowodami na zdradę stają się wówczas pozornie błahe sytuacje: kilkuminutowe spóźnienie, rozmowy z innymi mężczyznami, uśmiech w czasie spaceru, niechęć do współżycia czy niegrzeczna odzywka partnera. Czasem może to być nawet awizo z poczty odnalezione w damskiej kieszeni.
Psychoza rozwija się zazwyczaj powoli, jednak z biegiem czasu dochodzi do coraz intensywniejszej inwigilacji. Pojawiają się zadręczające pytania o wierność seksualną, żądania wyjaśnień, śledzenie każdego kroku partnera, kontrolowanie komputera i telefonu (np. bilingów rozmów), sprawdzania bielizny osobistej i pościeli, szukanie „znaczących” śladów na ciele.
Każdy gest, mina czy wypowiedź są wówczas traktowane jako znaczący dowód potwierdzający podejrzenia. Żadne przysięgi czy dowody wierności nie są przekonujące.
W krytycznej fazie chory podejmuje próby brutalnego wymuszenia przyznania się do winy.
„Czułam się jak w klatce”
Z opowieści kobiet dręczonych chorobliwą zazdrością partnera mogłaby powstać gruba i przejmująca książka. „Rozwiodłam się z mężem już trzy miesiące po ślubie, bo nie mogłam już z nim wytrzymać. Ciągle oskarżał mnie o zdradę. Kontrolował moją komórkę, z której wykasował wszystkie kontakty z męskimi imionami, bo miały to być numery do kochanków. Dzwonił co pół godziny, żeby sprawdzić czy jestem w domu. Na dowód miałam spuszczać wodę w toalecie, ponieważ nasza spłuczka wydawała charakterystyczny odgłos. Czułam się jak w klatce” – opisuje Iza.
„Mój chłopak znalazł na jakimś portalu internetowym zdjęcie podobnej do mnie dziewczyny. Od tego czasu ubzdurał sobie, że pracuję w agencji towarzyskiej. Pilnuje mnie na każdym kroku. Dzwoni co chwila i wiem, że mnie śledzi. Jestem na skraju załamania psychicznego” – skarży się Lenka.
Chorobliwa zazdrość dopada czasami także kobiety. „Bez przerwy kontroluję faceta. Sprawdzam telefon, śledzę portale społecznościowe i strony, które przegląda, gdy mnie nie ma w domu. Potrafię nawet przeszukać śmietnik, czy aby tam nie ma nic podejrzanego. Czasem wydaje mi się, że zwariowałam. Wiele razy obiecywałam sobie, że tego nie będę robić, ale nie potrafię. To jest silniejsze ode mnie…Wiem, że mój facet mnie kocha, ale nie potrafię mu zaufać” – tłumaczy Ania.
Tragiczne konsekwencje
Schorzenie ma bardzo negatywny wpływ na rodzinę. Jest przyczyną awantur i aktów przemocy. W skrajnych przypadkach dochodzi do pobić, a nawet zabójstw „niewiernych” partnerów. Zdarzają się również próby samobójcze, podejmowane przez obie strony tego dramatycznego konfliktu. „Zazdrośnicy” wyładowują złość także na osobach podejrzewanych przez nich o romans z żoną czy narzeczoną.
Jedynym rozwiązaniem sytuacji jest próba podjęcia leczenia. To niezwykle ciężkie wyzwanie, ponieważ osoba z zespołem Otella nie dostrzega u siebie symptomów choroby i trudno ją skłonić do wizyty w gabinecie psychiatry. Jeszcze trudniej przekonać ją do regularnego przyjmowania leków (zazwyczaj preparatów stosowanych w leczeniu schizofrenii) i odstawienia alkoholu. Nawet jeśli się to uda, niewykluczone, że chory, gdy odczuje poprawę, odstawi medykamenty, wracając do „punktu wyjścia”.
Ucieczka – jedyne rozwiązanie?
Związek z partnerem, który wykazuje objawy zespołu Otella często przeradza się w koszmar. Dla wielu kobiet jedynym rozwiązaniem staje się rozstanie. Jednak zakończenie znajomości nie zawsze oznacza kres problemów. „To co się wydarzyło zabiło we mnie miłość, pozostał tylko strach i niedowierzanie, że możliwa jest taka zmiana w człowieku.
Agresja, jakiej nigdy nie widziałam, obłęd w oczach...” – wspomina Marika. „Choć zakończyłam związek, wciąż jestem śledzona, a moja rodzina nękana oczerniającymi mnie telefonami. Cudowna miłość zamieniła się w koszmar, ale dziękuję Bogu, że nie wyszłam za mąż i nie mieliśmy dzieci, bo odejście byłoby wtedy o wiele trudniejsze. Radzę wszystkim, którzy mają taki problem – uciekajcie, bo niestety z osobą z zespołem Otella nie da się żyć” – dodaje.
Tekst: Rafał Natorski
(raf/sr), kobieta.wp.pl