"Gdyby skandal wyszedł na jaw dziś, Fibak zostałby polską twarzą #metoo"
Poznański Klub Kobiet Przedsiębiorczych organizuje spotkanie z Wojciechem Fibakiem. Panie o pasji, sztuce i życiu porozmawiają z facetem, który kilka lat temu został zdemaskowany jako pośrednik w ułatwianiu "miłym dziewczynom" pracy jako escort girls. Organizatorki nie widzą w spotkaniu niczego złego.
Wojciech Fibak to człowiek urodzony pod szczęśliwą gwiazdą. I nie chodzi tu o wydarzeniach z barwnego życia tenisisty takie, jak np. turniej w Teheranie, na który nie pojechałby, gdyby za jego bilet nie postanowił zapłacić szwedzki tenisista Björn Borg.
Fibak o mały włos uniknął wątpliwego zaszczytu bycia polską twarzą akcji #metoo. Gdyby do prowokacji dziennikarskiej Maliny Błańskiej doszło nie w 2013, a w 2017 roku, w cuglach pokonałby takich rywali jak Janusz Rudnicki, Jakub Dymek czy Michał Wybieralski.
Oto mężczyzna starszy, majętny, żonaty, a do tego właściciel galerii i najlepszy polski tenisista w historii, zajmował się kojarzeniem dziewczyn, które chcą zarobić ze starszymi mężczyznami. Żeby było zabawniej, uważał to za formę życia towarzyskiego (sic!), a nawet przejaw swojej dobrej woli i sympatycznego usposobienia (sic!2).
Nie przeszkadza to bynajmniej członkiniom Klubu Kobiet Przedsiębiorczych z Poznania. Panie spotkają się z tenisistą, aby porozmawiać, jak czytamy na stronie, "o życiu, sztuce i sporcie". Organizatorki zachwalają sukcesy Fibaka, a także jego galerię, która "jest miejscem, w którym prezentuję się sztukę, jak również popularyzuje polską kulturę".
Oprócz prezentacji sztuki i popularyzacji kultury, galeria była też miejscem, w którym tenisista egzaminował zgłaszające się do niego kobiety. Koneser sztuki sprawdzał, czy są wystarczająco "apetyczne", żeby spodobać się jego bogatym kolegom (choć bardziej pasowałoby tu chyba określenie "kolesiom").
O tym, że Wojciech Fibak zajmuje się "poznawaniem" młodych, atrakcyjnych dziewczyny ze swoimi majętnymi rówieśnikami, plotek krążyło niemało. Tygodnik "Wprost" walnął pięścią w stół i powiedział "sprawdzam". Dziennikarka wysłała Fibakowi smsa, pytając czy pomaga miłym dziewczynom zapoznawać się z miłymi panami, a przy okazji zarobić. Tenisista oddzwonił i umówił się z nią w swojej jaskini sztuki. Nie minęło 10 minut, a zaoferował kobiecie spotkanie z mieszkającym w Nowym Jorku polskim milionerem. Przystał też na propozycję "obejrzenia" koleżanki, żeby sprawdzić, czy też by się "nadawała".
Prezeska Klubu Kobiet Przedsiębiorczych, Zofia Chołody, w organizacji spotkania z Panem Wojciechem Fibakiem niczego złego nie widzi. Podkreśla, że prelekcja z byłym tenisistą cieszy się zainteresowaniem pań i dodaje, że tematem spotkania jest pasja do sportu i sztuki. Kiedy pytam wprost czy nie obawiają się kontrowersji, zaprzecza. "Celem spotkania jest propagowanie tenisa ziemnego i polskiej sztuki. Na spotkaniach skupiamy się na pozytywnych aspektach i emocjach, bo to daje nam, kobietom, energię do działania w biznesie." – mówi Chołody.
- Oczywiście nie każda kobieta musi być feministką, ale jeśli organizacja zrzeszająca kobiety zaprasza na kolację faceta, który uważa sponsoring za naturalną formę relacji damsko-męskich, to w pewnym sensie legitymizuje jego postawę – komentuje dr hab. Agnieszka Graff, feministka, kulturoznawczyni, publicystka.
- Panie z Klubu Kobiet Przedsiębiorczych mogą być niedoinformowane, ale trudno mi w to uwierzyć, bo sprawa Fibaka była bardzo głośna. Wygląda raczej na to, że „kobiety” w nazwie tej organizacji to jedynie zbiór kontaktów do biznesowego networkingu. Bez myślenia równościowego. Bez szerszej kobiecej solidarności. Cóż, mają do tego prawo. Jednak w moim odczuciu Fibak w polskim życiu publicznym powinien być persona non grata. To postać plugawa. Myślę, że to adekwatne określenie w stosunku do bogatego i sławnego mężczyzny, który zajmował się stręczycielstwem, a kiedy sprawa wyszła na jaw przedstawiał to zajęcie jako „pomoc". Gdyby ta sprawa została ujawniona dzisiaj, Fibak stałby się polską twarzą akcji #metoo – dodaje Graff.
Sytuacja kobiet nie zmieni się ani o jotę, jeśli będziemy dalej uważali, że da się rozdzielić to, co prywatne od tego, co publiczne. Grubo mylą się kobiety z poznańskiego Klubu, zakładając, że są apolityczne. Już w latach 70. Carol Hanish, amerykańska feministka opublikowała esej "Private is Political". Postulowała między innymi, że to, z czym stykają się kobiety w sferze prywatnej, powinno być także tematem debaty o ich prawach. Inaczej nie mamy co liczyć na równouprawnienie.
Czy naprawdę chcemy żyć w społeczeństwie, w którym faceci sądzą, że pozycja społeczna uprawnia ich do rzucania się z łapami na młode dziewczyny? W którym mężczyzna traktuje kobiety jak towar, handluje nimi z innymi "ludźmi na poziomie", ale ma być ceniony jako biznesmenem i koneserem sztuki? Nie dalej jak dwa dni temu, pisałam o policjantce z Opola zwolnionej ze służby za to, że przed siedmiu laty rozbierała się za pieniądze przed kamerką internetową.
Kobieta straciła pracę. Natomiast były publicysta "Krytyki Politycznej", Jakub Dymek, w którego sprawie toczy się postępowanie, po zaledwie 3 miesiącach od oskarżenia na łamach "Codziennika Feministycznego" wraca do pracy. Wojciech Fibak, który oglądał kobiety jak bydło jest zapraszany przez prominentne kobiety na kolację, żeby "porozmawiać o życiu". Gdzie tu jakakolwiek sprawiedliwość?
Oczywiście, można bronić Fibaka mówiąc, że przecież nikogo do niczego nie zmuszał, a jedynie pośredniczył. Ale to chybiona logika. Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że diler nie zajmuje się niczym szkodliwym. Przecież jego klienci są dorosłymi osobami, a on jeszcze im pomaga! Ba! Ryzykuje dla nich, bo przecież grozi mu olbrzymi kara. Nie wygłupiajmy się.
Każda patologia ma określone przyczyny i skutki. Będą się one rozrastały, póki nie znajdzie się osoba, która powie stop. Fibak nie był tą osobą. Może jednak Przedsiębiorcze Panie z Poznania czegoś nauczą się od tenisisty. Przedsiębiorczości akurat odmówić mu nie można. Znalazł wszak rynkową lukę – był produkt (kobieta), był klient (mężczyzna), a on został pośrednikiem transakcji (Wojciech Fibak). I choć zarzekał się przed laty, że nic mu zarzucić nie można, bo z "łączenia ludzi" korzyści materialnych nie czerpał, są przecież i korzyści innego rodzaju. Choćby wdzięczność "klientów". W tym kontekście zapewnienie organizatorek spotkania o "bezcennych nowych relacjach" brzmi jak smutny żart.