Gigantyczne odszkodowanie dla chorej na raka to nie wszystko. Firmy zatruwają życie kobiet
Pamiętacie Erin Brockovich? Sama stanęła naprzeciw ogromnej korporacji i dokonała czegoś, co wydawało się niemożliwe. 333 miliony dolarów – tyle wywalczyła dla ludzi za lata zatruwania wody w mieście. Ale takich Erin mamy dużo więcej. Dziś wszędzie w mediach głośno o sprawie Amerykanki, która wywalczyła 417 mln dolarów odszkodowania (co daje jakieś 1,5 mld zł) od producenta kosmetyków Johnson & Johnson.
23.08.2017 | aktual.: 23.08.2017 13:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Eva Echeverria ma 63 lata. Talku firmy Johnson & Johnson zaczęła używać jeszcze jako dziecko. Miała może 11 lat. Kiedy już jako dorosła kobieta dowiedziała się, że ma raka jajnika, połączyła chorobę z feralnym kosmetykiem. Słyszała już wcześniej o przypadkach zachorowania na nowotwór po stosowaniu tych produktów. Echeverria zarzuciła firmie brak ostrzeżenia na opakowaniu, które informowałoby o ryzyku zachorowania. Uważa, że gdyby taka informacja była widoczna, od razu przestałaby używać kosmetyku.
Sprawa Evy ciągnęła się miesiącami. Zdjęcia chorej na raka kobiety obiegły wszystkie media. Na początku tygodnia sąd przyznał Amerykance rację i wymierzył koncernowi gigantyczną karę. Johnson & Johnson będzie musiało zapłacić teraz 417 mln dol. odszkodowania.
- Rak jajnika to druzgocąca diagnoza i mocno współczujemy kobietom oraz ich rodzinom dotkniętym przez tę chorobę. Złożymy apelację w sprawie wyroku, bo mamy dowody naukowe, które popierają tezę, że używanie "Johnson's Baby Powder" jest bezpieczne. Szykujemy się też na kolejne procesy i będziemy dalej bronić bezpieczeństwa naszego produktu – piszą przedstawiciele firmy w oficjalnym oświadczeniu, które opublikował m.in. CNN.
Pierwszy taki przypadek? Nie trzeba długo szukać, by dowiedzieć się, że firmę oskarża dziś o nowotwór kilka innych kobiet.
Zobacz także
Rak w proszku
Oficjalnie nie ma potwierdzenia, że kosmetyki J&J szkodzą. Do tej pory wyniki badań na temat talku i jego wpływu na zachorowania na raka jajnika dawały mieszane rezultaty. Międzynarodowa Agencja ds. Badań Nad Rakiem, będąca częścią WHO, uznaje jednak używanie go do higieny intymnej jako możliwą przyczynę powstawania raka. Niektórzy producenci talku dodają na opakowaniach wzmiankę o tym ryzyku.
W maju 2017 roku sąd z St. Louis w Missouri nakazał producentowi wypłatę 110,5 mln dol. (ok. 400 mln zł) Glorii Ristesund, u której pięć lat temu zdiagnozowano raka jajnika. Sprawa toczyła się przed amerykańskim sądem przez trzy tygodnie. Amerykance udało się wykazać przed sądem, że stosowanie wyprodukowanego przez J&J talku dla dzieci przyczyniło się u niej do wywołania raka jajników. Chorobę wykryto u niej w 2011 r., obecnie nowotwór jest w stanie remisji.
Ale to nie wszystko
Październik 2016. Sąd w St. Louis przyznaje odszkodowanie innej kobiecie – Deborze Giannecchini, która w wieku 59 lat dowiedziała się, że ma raka jajnika. Czwarta faza zaawansowania. Przez kilka miesięcy przeszła szereg operacji i chemioterapię. Także w jej przypadku winnym okazał się talk, którego używała przez 40 lat. Giannecchini złożyła pozew przeciwko J&J. Zanim jednak proces się rozpoczął, firma podjęła desperacką próbę odroczenia rozprawy. Po długich konsultacjach sprawa trafiła jednak do sądu okręgowego, który jeszcze w 2016 roku przyznał kobiecie 70 mln dolarów odszkodowania.
Milionowe odszkodowania bez końca
Historię Debory opisano na portalu "Talcum Powder Cancer Center", który przedstawia wszystkie sprawy, jakie wytoczyły kobiety chore na raka jajnika przeciwko koncernowi. Nie trzeba być Erin Brockovich ani prawnikiem by zorientować się, że firma od lat ma problem i to poważny. Na portalu przedstawione są historie 9 kobiet, u których zdiagnozowano nowotwór po wieloletnim używaniu kosmetyków J&J.
Gloria Ristesund dowiedziała się o diagnozie w 2011 roku. W maju 2016 roku przyznano jej 55 milionów odszkodowania.
Jacqueline Fox zmarła mając 62 lata. Przez ostatnich 35 używała talku J&J. W lutym 2016 roku firma musiała wypłacić jej rodzinie 72 miliony dolarów rekompensaty.
Nora Daniels w 2013 roku usłyszała od lekarzy: druga faza raka jajnika. 56-letnia wdowa i matka trójki dzieci używała kosmetyków ponad 30 lat. – Szukała pomocy, bo cierpiała z powodu silnego bólu w okolicy brzucha. Po rozpoznaniu raka usunięto jej jajniki i podano chemioterapię – czytamy na portalu. Kobieta nie doczekała się odszkodowania. Podobnie stało się w przypadku 62-letniej Lois Slemp. Na początku tego roku zdiagnozowano u niej nowotwór, który objął nie tylko jajniki, ale też rozprzestrzenił się na wątrobę. Teraz przechodzi chemioterapię, a jej prawnicy walczą o odpowiednią rekompensatę od firmy.
W czerwcu tego roku wpłynął kolejny pozew od rodzin trzech kobiet, które zmarły w wyniku raka jajnika. We wszystkich trzech przypadkach po raz kolejny powiązano rozwój nowotworu z wieloletnim używaniem kosmetyków J&J (działacze piszą o dwóch produktach: dziecięcym talku i szamponie). Shawn Blaes zmarła w wieku 50 lat. Była łyżwiarką, trenowała młodych sportowców i prowadziła sklep w Webster Groves. Raka zdiagnozowano u niej w 2008 roku. Angela Hershman miała tylko 46 lat. Dziś o odszkodowanie walczy jej córka – Savanna Crews, która straciła mamę 5 kwietnia 2016 roku. I trzecia kobieta – Eron Evans. Zmarła w styczniu 2016 roku. Miała 41 lat.
Zobacz także
Walczą o swoje
Jak czytamy na "Talcum Powder Cancer Center", takich spraw jest już 60 i dotyczą 200 pacjentów onkologicznych. Wygląda na to, że takie odszkodowania, jakiego doczekała się dziś Eva Echeverria, mogą się jeszcze w przyszłości powtórzyć. W Stanach rak jajnika dotyka rocznie 24 tys. kobiet i jest uważany za jedną z czterech najczęstszych przyczyn śmierci Amerykanek.
Jednak nie tylko ten jeden koncern doświadczył takich problemów. Kobiet, które oskarżają firmy o szkody na zdrowiu, jest mnóstwo. Dziś przynajmniej mogą się bronić i dochodzić swoich praw w sądzie, walczyć o odszkodowania. Kiedyś kobiety umierały po cichu.
Tak jak było to w przypadku pracownic zakładu zajmującego się tworzeniem zegarków. "Radium Girls" – mówi się dziś o kobietach, które wystawione na działanie toksycznych związków, cierpiały później prawdziwe katusze.
Kobietom wmówiono, że farba, którą malowały zegarki, całkowicie jest dla nich bezpieczna. Pracownice w celu przyspieszenia swych zadań często lizały pędzle z farbą, co w kolejnych latach miało bardzo groźne skutki. Można szacować, że tylko przez pół roku pracy poprzez kontakt z pędzlem mogły do swych organizmów wprowadzać około 4 mg radu.
Grace Fryer, jedna z pracownic, zaczęła się uskarżać na bóle jamy ustnej i wypadające zęby. Badania oraz prześwietlenia wykazały, że jej kości w szczęce były pełne dziur. Przez kilka lat nie mogła znaleźć prawnika, który zająłby się jej sprawą, a firma – U.S. Radium – opłaciła lekarzy, którzy twierdzili, że wszystkie pracownice są zdrowe.
W 1927 roku, prawnik Raymond Berry oraz Liga Konsumentów z New Jersey w imieniu Grace i czterech innych "Radium Girls" wnieśli pozew, wzywając firmę do wypłacenia 250 tysięcy dolarów odszkodowania. Ostatecznie dziewczyny musiały wycofać się z oskarżeń, a w ramach ugody dostały po 10 tys. dolarów i zwrot kosztów leczenia.
Ale wróćmy do teraźniejszości.
Nowotwór z koreańskiej fabryki czipów
W marcu tego roku brytyjski "Mirror" pisał o 80-letniej Patricii Sykes, która pozwała swoich byłych pracodawców z fabryki słodyczy za spowodowanie szkód na zdrowiu. Brytyjka pracowała w fabryce w latach 1950-1960. Po latach lekarze zdiagnozowali u niej międzybłoniaka – złośliwy nowotwór, który rozwija się najczęściej u osób, które miały kontakt z azbestem.
- Patricia twierdzi, że pamięta złe warunki w fabryce słodyczy. Pracownice musiały przebywać w tym samym pomieszczeniu, w którym stały kadzie z niebezpiecznymi substancjami, gdzie były materiały z azbestu. Pamięta też zanieczyszczone powietrze w fabryce i rury z azbestu, które ciągnęły się przez pomieszczenie – czytamy w artykule "Mirror".
Choć wyrok w jej sprawie cały czas nie zapadł, to Patricia wspiera dziś aktywnie organizacje zajmujące się pomocą chorym na raka.
Inna sprawa toczyła się jeszcze do niedawna w Korei Południowej, a konkretnie w tamtejszej fabryce Samsunga. Tam po latach walki pracownicy produkujący czipy doczekali się zadośćuczynienia. W 2014 roku firma zobowiązała się do wypłacenia rekompensaty wszystkim osobom, które w trakcie pracy w zakładzie zachorowały na raka i inne poważne choroby.
Najbardziej znaną historią stała się ta Hwang Yu-mi, która zachorowała na białaczkę dwa lata po znalezieniu pracy w zakładzie Samsunga. Po czterech latach od zatrudnienia, w 2007 roku, kobieta zmarła. Miała zaledwie 23 lata. Na podstawie historii jej walki z chorobą oraz sądowej batalii, prowadzonej przez jej ojca, nakręcono film "Kolejna Obietnica". Został on skrytykowany przez korporację jako pokazujący nieprawdę o warunkach, w jakich zmuszeni są pracować Koreańczycy. Ojciec dziewczyny do dziś próbuje zwrócić uwagę na problemy pracowników w zakładach.
Razem z innymi działaczami założył grupę Banolim, która dokumentuje historie chorych w całym kraju. Uważają, że pracownicy zakładów w Azji wciąż narażeni są na działanie toksycznych substancji, o których w Stanach już dawno zapomniano. Wśród tych udokumentowanych historii znaleźć można dziś zdjęcie Park Min-sook i jej córeczki Ju-hyun. Park ma 44 lata. Pracowała w fabryce koncernu przez siedem lat. Pokonała już raka piersi, bezpłodność, doświadczyła poronienia. Może dzięki ludziom takim jak ojciec Hwang Yu-mi wreszcie ktoś pochyli się na ich historiami?