"Gwiezdne wojny": fenomen ma już 40 lat!
Kiedy 25 maja 1977 roku na ekrany kin weszła produkcja George'a Lucasa pt. "Gwiezdne wojny" (śródtytuł "Nowa nadzieja" dodano dopiero w 1981 roku), szybko okazało się, że film ten błyskawicznie zdobywa rzesze nowych fanów. Początkowo nic takiego biegu rzeczy nie zapowiadało, bo tematyka science fiction nie była wówczas zbyt popularna.
30.05.2017 | aktual.: 01.06.2017 12:12
W repertuarach kin dominowały wtedy filmy o gorzkiej rzeczywistości, produkcje skądinąd świetne, jak "Lot nad kukułczym gniazdem" czy "Ojciec chrzestny". Takiej tematyki filmów oczekiwali miłośnicy dziesiątej muzy i na taką stawiali inwestorzy w przemysł rozrywkowy Hollywood. Jednak mimo tego premiera "Star Wars" okazała się sukcesem i stała się metaforycznym kamykiem, który poruszył lawinę. Dlaczego nagle świat oszalał na punkcie "Gwiezdnych Wojen"?
Skąd wziął się fenomen filmu?
Oglądając dziś "Nową nadzieję", można by się uśmiechnąć z politowaniem na widok ówczesnych efektów specjalnych, ale pamiętajmy, w latach 70. były one nie lada dokonaniem. Dość powiedzieć, że na 6 zdobytych przez "Star Wars" Oskarów, 2 statuetki przypadły filmowi za efekty wizualne i udźwiękowienie. Lucas wynajął projektantów koncepcyjnych do stworzenia od podstaw całego świata: statków kosmicznych, wnętrz, kostiumów, rekwizytów i przede wszystkim postaci. Zastosowano też rewolucyjną wówczas technikę filmowania z komputerowym sterowaniem ruchem kamer, dzięki czemu zrobione w zwolnionym tempie zdjęcia niewielkich makiet jawiły się jako fotografie pełnowymiarowych obiektów. Do tego reżyser dokonał nowatorskiej fuzji stylistycznej, łącząc w filmie klimaty fantasy i sci-fi. Widzowie otrzymali ponadto intrygujące postaci, wciągającą i dynamiczną akcję, zaś fabułę oparto na klasycznej walce dobra ze złem. Całość poparta została potężną kampanią reklamową i film pobił kasowe rekordy sprzedaży i do dziś jest w czołówce najbardziej dochodowych filmów w świecie. Od tego momentu kariera Harrisona Forda wystrzeliła jak rakieta, Darth Vader stał się synonimem ciemnej strony Mocy, a świat ogarnęła "Star Wars mania".
Od fenomenu do biznesu
Do dziś nakręcono 7 części sagi (w grudniu tego roku ma się ukazać kolejna), powstał też cały przemysł związany z filmem. Amerykański program militaryzacji kosmosu został ochrzczony mianem Star Wars, dialogi i powiedzenia przeniknęły do mowy potocznej wielu języków. "Gwiezdne wojny" zaskarbiły sobie wiernych fanów na całym świecie i wśród wszelkich klas społecznych. Do ich wielbicieli należą politycy, pisarze, naukowcy, aktorzy, muzycy oraz cała rzesza zwykłych ludzi, którzy utożsamiają się z filmem na tyle, że noszą kopie kostiumów filmowych postaci, odgrywają z niego sceny, tworzą własnoręcznie repliki broni i rekwizytów (a nawet swoje filmy), zaś w cenzusach społecznych jako religię deklarują Jediizm. Skoro więc na "Star Wars" był aż taki popyt, musiała znaleźć się i podaż. Ten potencjał nie mógł zostać i nie został zignorowany, tak przez właścicieli praw autorskich do filmu, jak i przez producentów zabawek, kolekcjonerskich gadżetów i wszystkich tych, którzy chcieli z "Gwiezdnych wojen" uszczknąć nieco legendy dla siebie. Pojawiły się książki Star Wars, komiksy, gry RPG, wideo i komputerowe, karty kolekcjonerskie, klocki LEGO, ubrania, biżuteria STAR WARS i wiele innych przedmiotów codziennego użytku noszących to charakterystyczne logo. Odkąd jednak Disney w 2012 roku kupił Lucasfilm, firmę dysponującą prawami autorskimi i do wizerunku, szał STAR WARS osiągnął nowe poziomy zainteresowania, bo koncern chętnie udziela praw do wykorzystania na bazie franczyzy. I dziś, najzagorzalsi fani filmu mogą mieć niemal każdy przedmiot nawiązujący do ich ulubionej produkcji: od subtelnej biżuterii APART, przez ubrania, kostiumy, otwieracze do butelek, kubki, lampy, aż na tak nieoczywistych dla przeciętnego człowieka produktach dla fanów, jak żywność, czajniki w kształcie R2-D2 lub tostery wypalające na chlebie podobiznę Lorda Vadera.
Dzisiejszy fenomen „Gwiezdnych wojen”
Czy jest wynikiem zabiegów marketingowych giganta? Po części tak, bo koncern zainwestował w kupno praw do filmu ponad 4 miliardy dolarów i był to dla niego przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Kiedy George Lucas zadeklarował publicznie, że nie chce już więcej kręcić kolejnych epizodów sagi, przez świat przeszedł jęk zawodu, a w zaciszu gabinetów Disneya pojawił się plan odkupienia Lucasfilm. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie jeden, ale podstawowy fakt, który stanowi o nieprzemijającej sile fenomenu: "Gwiezdne wojny" kochają i starzy, i młodzi, bogaci, biedni, mężczyźni, kobiety. Dzieje się tak, bo bardzo łatwo się identyfikować z filmem i jego historią. To taka trochę bajka dla małych i dużych, w której dobro zawsze wygrywa. A przecież wszyscy na co dzień tęsknimy za szczęśliwymi zakończeniami.
Partnerem artykułu jest Apart