Hałas wokół dziewczęcych szortów, czyli seksualizacja albo głupota
Twoja córka skończyła 3 latka? Kolczyki już pewnie nosi, czas założyć jej bluzeczkę z dekoltem i spodenki, które uwypuklą pośladki. Od małego na całego, jeśli wyrośnie w takich przyzwyczajeniach, w przyszłości na pewno nie zostanie chłopczycą. I będzie miała szansę na męża.
07.05.2018 | aktual.: 07.05.2018 16:07
Z takiego założenia wychodzi wiele dziecięcych marek odzieżowych. Ubranka dla dziewczynki muszą być nie tyle dziewczęce, co wręcz kobiece. W modzie zresztą są stylizacje "jaka matka, taka córka", w których ubranko dziecka jest mini wersją konfekcji mamy. Mówi się, że to urocze i przesłodkie, ale w rzeczywistości seksualizuje małe dziewczynki, wtłacza im w głowy jeden obowiązujący schemat kobiecości, zniechęca do aktywności sportowej i naraża je na potencjalne niebezpieczeństwa na tle seksualnym. Zatrważają także napisy na śpioszkach (!) dla niemowląt. Niejedna mama zapewne kupiła swojej dwumiesięcznej córeczce body z napisem "Mała Miss 90/60/90", sądząc, że to zabawne.
Szorty dla dziewczynek dużo krótsze niż dla chłopców
Sharon Choksi, właścicielka i pomysłodawczyni firmy odzieżowej "Girls Will Be" sprawdziła ubrania dla chłopców i dziewcząt z 10 popularnych odzieżowych sieciówek i zmierzyła ich wymiary. Okazało się, że koszule dziewczęce są od chłopięcych cieńsze, a rękawy krótsze. Jakby tego było mało, długość dziewczęcych szortów to zaledwie jedna trzecia długości spodenek chłopięcych.
- Dla dziewczynek nie ma praktycznych ubrań, wszystko musi wyglądać "ładnie". Mojej córce kupuję szorty na dziale dla chłopców. Zawsze wyrażam w sklepie swoją opinię i kontaktuję się z centralą sklepu w tej sprawie. Żeby wiedzieli, że nie wszystkim taki podział się podoba – opowiada Kasia Szawlis, mama 7-letniej Mii.
Centrale nie reagują. Kasia otrzymuje szablonową odpowiedź albo jej wiadomość "trafia w czarną dziurę" i sklep na skargę nie odpowiada w ogóle.
Zdaniem Stanisława Bojanowskiego, taty również siedmioletniej córki, dziecko musi mieć swobodę ruchu i komfort, a nie "wyglądać jak nastolatka z billboardu". Mężczyzna wymienia kolejno wygody, które oferują ubrania chłopięce: spodnie są luźniejsze i tańsze, T-Shirty nie piją pod pachami i nie mają wcinających się powyżej bicepsa szwów na krótkich rękawach, ciuchy nie mają "bezsensownych ozdobników w postaci jakichś kokardek", które rwą się po pierwszej zabawie na podwórku albo przeszkadzają. - Nie mają też przywieszonych rozlicznych błyskotek, które z dziecka robią coś na kształt stereotypowego widza gali disco polo – kwituje mężczyzna.
Problem zresztą nie dotyczy wyłącznie sieciówek. Również na zwykłych kursach szycia projektuje się ubranie rozróżniając płeć mającego je nosić dziecka. "Ostatnio się wzięłam za naukę szycia i wykrój bluzy dla chłopaka był dłuższy, dla dziewczyny krótszy. Mimo, że niby na 140 cm oba. Idiotyzm" – wyraziła swoją opinię na jednej z grup parentingowych oburzona matka.
Seksualizacja?
Jak napisała na swoim blogu Nishka - blogerka okołoparentingowa – "częste eksponowanie widoku małych kobietek czyni z nich normalny widok.(…)Tymczasem to nie jest naturalne: dziewczynki nie rodzą się z chęcią bycia 'najśliczniejszą księżniczką'. Jest to wynikiem wykreowanej przez popkulturę i biznes mody".
I nie sposób się z nią nie zgodzić. Póki księżniczki są małe i podbierają mamie szminkę czy szpilki, jeszcze niektórych z nas to roztkliwia. Kiedy mają 13 lat i zaczynają chcieć malować się albo nosić obcasy na co dzień, nagle dostrzegamy, że "jeszcze są za młode". Mamy to, czego chcieliśmy.
- Dzięki takim ubraniom małe dziewczynki socjalizuje się do rozmaitych niewygód i wydatków związanych z ogólną aparycją, której standardy narzucane są przez koncerny modowe, kosmetyczne i w ogóle całe to patologiczne celebrycko-pięknościowe lobby – ocenia udzielający się w grupach parentingowych Bojanowski. I twierdzi, że nie rozumie, co trzeba mieć w głowie, żeby jako rodzic "dowartościowywać się poszarpanymi fabrycznie krótkimi dżinsami opinającymi pupę i biodra kilkuletniej dziewczynki za 69,99 zł w promocji".
Zobacz także
Jego zdaniem nie jest to jednak seksualizacja, lecz głupota i nieodpowiedzialność. W tej kwestii zgadza się z nim zesztą Kasia Szawlis. - Seksualizacja dzieci siedzi moim zdaniem w głowie oglądającego spodenki. Dla mnie one nie są seksualizujące, tylko po prostu mało praktyczne. Nie byłoby dla mnie problemem, że córce widać całe nogi, problemem jest to, ze poparzy pupę na zjeżdżalni, albo jej się obetrą uda – mówi.
Między innymi dlatego nie ma nic zdrożnego w tym, że dziewczynka będzie nosić czarny T-shirt czy szare buty na rzepy. To zapewni jej bowiem nie tylko wygodę, ale również wybór. - W przyszłości tak traktowana dziewczynka będzie mogła samodzielnie zdecydować, na ile zechce się wpisać w jakąś społeczną rolę, oraz ile i na co skłonna będzie poświęcić tego komfortu, do którego jest przyzwyczajona – mówi Bojanowski.
Tymczasem większość producentów i projektantów ubrań zapomina o tym, że dziewczynka nie jest mniejszą wersją kobiety. Jest dzieckiem, które kiedyś ową kobietą (jak wynika z rachunku prawdopodobieństwa) będzie. - Ubrania dziecięce najczęściej kupują rodzice, więc tutaj to gust rodzica determinuje zakup – zauważa jednak słusznie para projektantów i właścicieli dziecięcej marki "Wisłaki", Łukasz Gosławski i Dominika Naziębły. Popyt rodzi podaż.
Podczas gdy Instagram oferuje setki zdjęć pięciolatek w futrach, sukieneczkach z dekoltem i obowiązkowych sztucznych loczkach, dorosłe kobiety wizualnie dziecinnieją na naszych oczach. Trzydziestolatki zakładają ogrodniczki, noszą torebki w kształcie paczki z popcornem i piżamy w lśniące jednorożce. Na starość i garsonki co prawda mamy jeszcze czas, ale sama zamiana ról dziecko-dorosły jest w tym kontekście średnio zrozumiała.
Parafrazując najsłynniejsze dzieło naszego kręgu kulturowego: oddajcie dziecku co dziecięce, dorosłemu zaś, co dorosłe.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl