Magdalena Ogórek: jestem mamą wspaniałej córki
Ślązaczka, historyk Kościoła, kandydatka na prezydenta, spełniona mama, dziennikarka. Niekoniecznie w tej kolejności. Magdalena Ogórek, która obchodzi 38. urodziny, mówi nam o swojej największej miłości, czyli 12-letniej córce i o tym, że najlepszy prezent, sprawiła sobie sama – właśnie odzyskała obraz skradziony w Krakowie w 1939 roku. Zdradza też, czy po kampanii prezydenckiej kontaktował się z nią Leszek Miller.
23.02.2017 | aktual.: 01.03.2022 13:12
Świętuje pani urodziny?
Jestem rodowitą Ślązaczką, w związku z tym obchodzę urodziny. Mimo ogromu pracy, moi przyjaciele i rodzina dbają o to, bym o nich nie zapomniała. To jest bardzo przemiłe i bardzo to doceniam. Jestem też wdzięczna moim widzom i sympatykom, że pamiętają i od północy ślą mi morze serdeczności, cieszę się, że tyle osób śledzi moją działalność, zarówno zawodową, jak i naukową. Doceniam to ogromnie, bo wiem, że widzowie są bardzo wymagający.
Jakie życzenie mogłoby się dziś spełnić?
Jest jedno życzenie, które mi wypełnia ten dzień i mam nadzieję, że wszystko się powiedzie. W najbliższy poniedziałek w Krakowie nastąpi uroczyste przekazanie obrazu, który w 1939 roku został skradziony w Krakowie przez rodzinę austriackiego oficera, byłego gubernatora dystryktu krakowskiego. Był prawą ręką Hansa Franka. Rozmawiałam z 80-letnim synem tego oficera i były to dwa lata trudnych rozmów. Odnalazłam obraz i doprowadziłam do tego, żeby wrócił do Polski.
Jak udało się pani wynegocjować, żeby obraz został oddany?
To historia na wiele godzin opowiadania, trudno streścić dwa burzliwe lata. Hitlerowcy zadali bolesny cios polskiej kulturze. Do tej pory szukamy pół miliona dzieł skradzionych nam w czasie II wojny światowej. Gdy pierwszy raz skontaktowałam się z potomkiem tego oficera, zareagował bardzo nieufnie. Po kolei prezentowała mu moje odkrycia naukowe, materiały, które znalazłam w Instytucie Pamięci Narodowej. Udało mi się też przeprowadzić badania w watykańskim tajnym archiwum. To budowało między nami zaufanie, zrozumienie. On od początku nie ukrywał, że jego matka zabrała dzieło z Krakowa. Zresztą zachowała się notatka z odręcznym pismem jego matki, że zabrała ten obraz, a używając właściwej terminologii – ukradła.
Tutaj otwiera się pole szerszego manewru. Istnieje duża szansa, iż w ślad za tym obrazem wrócą do Polski inne obiekty. Ów syn oficera może wiedzieć, gdzie mogły trafić, dokąd je sprzedano. Jestem historykiem i te sprawy dają mi spełnienie.
Były w stanie zapełnić miejsce, pustkę po polityce, po pani starcie w wyborach prezydenckich w 2015 roku?
Kampania prezydencka była dla mnie fantastycznym doświadczeniem, przede wszystkim cennym z uwagi na wiele rozmów, które przeprowadziłam na polskich ulicach. Jeżeli miałabym tęsknić, to za bezpośrednim kontaktem z Polakami. Na szczęście osoby, które były mi przychylne podczas kampanii, nie pozwalają na to, żeby ta pustka zaistniała. Intensywny kontakt przeniósł się z ulic i placów do mediów społecznościowych.
Po kampanii miała pani jakiś kontakt z Leszkiem Millerem?
Każde z nas poszło swoją drogą, zaznaczając, że do ponownej współpracy między nami nigdy nie dojdzie, bo się absolutnie rozmijaliśmy, jeśli chodzi o wizję i sposób przeprowadzenia kampanii. Dla mnie to są dawne czasy, dziwię się, że w sytuacji, gdy ja już patrzę w przyszłość, wiele mediów wraca do kampanii sprzed dwóch lat. Z punktu widzenia politologicznego jest to dla mnie ciekawe. Nie pamiętam takiej sytuacji do tej pory.
Pewnie dlatego, że kobiety wciąż są w mniejszości w polityce, a szczególnie jeśli chodzi o start na tak eksponowane stanowisko.
Być może. Festiwal stereotypów, który zagrał w tej kampanii, dużo mówi, ile z nich należy jeszcze zwalczyć, jeżeli chodzi o szklany sufit dla kobiet.
Uroda pomogła pani w wątku politycznym w pani życiorysie, a może przeszkodziła?
Nie mnie to oceniać, ponieważ wychowano mnie w przekonaniu, że liczy się to, co człowiek w życiu przeczyta i co ma w głowie. Kobiety pokazują na szczęście tym, jak mocno są obecne w życiu naukowym i politycznym, że stereotypy mają się nijak do faktycznej rzeczywistości. Radzimy sobie świetnie i to jest fantastyczne.
Jak to jest być kobietą, która jest historykiem Kościoła, chciała zostać prezydentem, a teraz pracuje jako dziennikarka?
Zawsze byłam bardzo aktywna zawodowo i los dał mi tyle przychylności, że mogłam przynajmniej spróbować realizować pewne moje wizje. Cieszę się, że podczas kampanii prezydenckiej mogłam przedstawić Polkom i Polakom swój plan działania, swoją wizję Polski. Nie jest też żadną tajemnicą, że bardzo lubię media, dlatego cieszę się, że mogę być współprowadzącą dwóch programów w Telewizji Polskiej. Bardzo doceniam, że tyle dostałam od życia, ale chciałabym też dodać, że jestem mamą wspaniałej córki. Niebawem skończy 12 lat, chodzi do piątej klasy i jestem z niej bardzo dumna.