Ich nagie zdjęcia widziały tysiące internautów. Więcej na to nie pozwolą. Postanowiły walczyć z kolegami
To jedna z najgłośniejszych afer, jakie wstrząsnęły Ameryką w ciągu ostatnich miesięcy. Żołnierze w facebookowej grupie publikowali nagie zdjęcia koleżanek z armii. 30 tys. marines oglądało roznegliżowane kobiety. Panowie publikowali skradzione koleżankom z jednostki zdjęcia, a w wulgarnych komentarzach, oprócz seksistowskich uwag, padały słowa zachęty do gwałtu i przemocy seksualnej. Żołnierki nie chcą zostawić tak tej sprawy. Stworzyły swoją własną grupę.
21.04.2017 | aktual.: 21.04.2017 19:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Savannah Cunningham była jedną z tych dziewczyn, których zdjęcia zostały opublikowane wśród 30 tys. marines. Jako jedyna zgodziła się porozmawiać z dziennikarzami. Przyznała, że o pracy w armii marzyła od zawsze. W kwietniu zaczęła trening w Marine Corps. Miesiąc temu w grupie pojawiło się wideo, w którym pozuje nago. Nagrała je dla swojego chłopaka. Już byłego. Klasyczny przypadek - chciał się zemścić za rozstanie. Wrzucił do sieci nie tylko wideo, ale jej dane osobowe, link do profilu na Instagramie. - To było przerażające - mówiła 19-latka. - To gwałt na prywatności. Ktoś wrzuca tam moje zdjęcia, a ja nie mam nad tym kontroli - dodała.
O żołnierzach publikujących zdjęcia koleżanek zrobiło się głośno nie tylko w Stanach, ale i na całym świecie. Pierwszy pakiet zdjęć opatrzono komentarzem: "Proszę bardzo, napalone sk..syny. To wierzchołek góry lodowej. Ciąg dalszy nastąpi". Niedługo później pojawiła się pierwsza reakcja: "O ku..! Bóg istnieje".
Pentagon "wyraził niezadowolenie", prokuratura wszczęła dochodzenie przeciwko adminom grupy. Wydawałoby się, że zdjęcia z sieci szybko znikną, odpowiedzialni za wyciek zdjęć odsiedzą swoje, a kobiety będą wiedziały, że istnieje w tym świecie jakaś sprawiedliwość. Tak się jednak nie stało.
Niedługo później pojawiły się informacje, że podobne historie działy się nie tylko wśród marines, ale też w innych jednostkach.
- Tworzą sobie specjalne rankingi. Oceniają, na ile gwiazdek wygląda dana dziewczyna i czy według nich łatwo dałaby się namówić na seks. Kryteriów jest kilka: Czy lubi się zabawić? Czy pracuje dla kogoś, kto mógłby wpłynąć na twoją karierę? Czy ma męża? - opowiada Jenny, jedna z żołnierek. - Czasami dziewczyny zakochują się w kolegach z jednostki. Wysyłają im swoje zdjęcia. Potem oni czytają to, co ona pisze, przy całej jednostce. Pokazują te zdjęcia wszystkim. To jak być w związku z całym oddziałem - dodaje.
Walczą na froncie i z kolegami z armii
Setki kobiet związanych z amerykańską armią postanowiły odpowiedzieć na działania kolegów. Kilka dni temu założyły swoją własną grupę na Facebooku. Actionable Change liczy dziś ponad 700 członkiń. Inicjatywa sierżant Ann Bernard cieszy się coraz większą popularnością nie tylko wśród marines. Jak przyznaje, chcą walczyć z seksizmem i wykorzystywaniem seksualnym kobiet. W grupie publikują historie pokrzywdzonych, nazwiska kolegów, którzy rozpowszechniają kradzione zdjęcia.
- Nie dopuścimy do tego, by kolejne pokolenie marine musiało przechodzić przez to, co my musiałyśmy znosić. Przez lata budowałyśmy swoją pozycję. Udowodniłyśmy, że zasługujemy na szacunek przełożonych. Teraz musimy sprowadzić na ziemię naszych kolegów - mówi Bernard w rozmowie z "Washington Post". Przyznaje, że marzy im się współpraca z kolegami z wojska - tak, żeby wszyscy byli traktowani na równi.
Żołnierki wystosowały też list do żołnierzy, w którym czytamy: Najwyższy czas skończyć z mówieniem "dość kobiet w armii" tak jakby były jakieś limity. Najwyższy czas skończyć z żartami o kobietach-marine, o ich wyglądzie, włosach, sposobie mówienia, prywatnym życiu, orientacji seksualnej. Najwyższy czas skończyć z udawaniem, że nie słyszy się głosu kobiet.
Jak przyznaje Kate Germano, jedna z członkiń facebookowej grupy, kobiety przez lata znosiły po cichu obelgi ze strony kolegów, a nawet molestowanie seksualne, bo chciały się wpasować jakoś w szeregi. Żeby z tym skończyć, żołnierki muszą otwarcie opowiadać o tym, co dzieje się w wojsku.
- W kulturze, która wywyższa męskość, łatwo pomylić barbarzyństwo z siłą. Brutalność z władzą. Szaleństwo z okrucieństwem. Nie zgadzamy się ze stwierdzeniem, że by walczyć za nasz kraj, musimy wspierać instytucję, która oczekuje od mężczyzn, że będą zachowywać się jak zwierzęta, a kobiety będą ich ofiarami - dodają żołnierki w liście podpisanym przez blisko 100 kobiet.
Afera z publikowaniem nagich zdjęć marines wywołała dyskusję na temat tego, jak traktowane są kobiety w armii. Według ostatnich dostępnych statystyk Pentagon otrzymał w ciągu kilku lat blisko 30 tys. zawiadomień o wykorzystywaniu seksualnym żołnierek. Mówi się, że dla kobiet w armii prawdopodobieństwo, że zostaną zgwałcone, jest większe niż to, że zginą na polu walki.
- Koledzy uświadomili mi, że dzielą kobiety na trzy typy: dziwki, suki i lesby. Dziwka to ta, którą zgwałcili albo upokarzana dla świętego spokoju godzi się na seks. Suka na to nie pozwala. Lesbę zostawiają w spokoju, bo im się nie podoba. W takim układzie trudno zdobyć respekt - relacjonowała jedna z żołnierek.
W tym tygodniu dowództwo marine dopisało do kodeksu, że publikowanie nagich zdjęć członków armii, zastraszanie, ośmieszanie i dyskredytowanie żołnierek będzie uważane za przestępstwo. W praktyce, zdaniem wielu, na nic się to nie zda. Już teraz w internecie krążą informacje, że żołnierze kradzione zdjęcia koleżanek sprzedają za pośrednictwem dark webu, gdzie prawo nie sięga, a także tworzą specjalne konta na Snapchacie. Walka z wiatrakami? Na to wygląda.