Instruktor chwycił ją za kolano. "Jesteś dla mnie jak córka"
Seksistowskie żarty, niestosowne komentarze czy łapanie za kolano. Niektóre z kursantek wciąż mają dreszcze, gdy wracają wspomnieniami do kursu prawa jazdy. - Skala nieetycznych i niewłaściwych zachowań jest niestety nadal zbyt duża - stwierdza instruktorka nauki jazdy Małgorzata Chylińska.
Sąd Okręgowy w Kielcach podtrzymał wyrok pierwszej instancji w sprawie Jerzego Cz., instruktora jednej z kieleckich szkół jazdy. Mężczyzna został skazany na pięć lat więzienia za molestowanie kursantek. Według prokuratury w latach 2016-2018 zmusił on łącznie 12 kursantek szkoły nauki jazdy do poddania się innym czynnościom seksualnym i naruszył nietykalność cielesną kolejnych dwóch.
To ekstremalny przykład, ale z seksizmem, docinkami czy żartami z podtekstem wiele kursantek spotyka się na co dzień. - Skala nieetycznych i niewłaściwych zachowań jest niestety nadal zbyt duża - mówi Małgorzata Chylińska, instruktorka z Girls School.
- Zawsze drażniła mnie postawa szowinizmu, jeśli chodzi o kobiety za kierownicą. Mimo upływu lat, nadal często spotykam kobiety po kursach w innych szkołach z traumą, które doświadczyły czegoś, co nie powinno się zdarzyć - dodaje Chylińska.
Seksizm nasz powszedni
- Z radością rozpoczęłam kurs na prawo jazdy. Było to moje marzenie, zaczęłam tuż po 18. urodzinach - mówi mi jedna z kobiet. Niestety trafiłam na fatalnego instruktora. Za każdym razem, gdy zrobiłam coś źle (np. zapomniałam użyć kierunkowskazu) z całej siły naciskał hamulec. Robił to tak mocno, że aż uderzałam głową o zagłówek fotela. Ze stresu popełniałam coraz więcej błędów, a on za każdym razem hamował z impetem. Widać, że sprawiało mu to sporą satysfakcję. Na tym jednak się nie skończyło - relacjonuje była kursantka.
- Podczas jazd byłam bardzo spięta, miałam ściśnięte ramiona i ciągle wychylałam głowę do przodu. Gdy powiedziałam mojemu instruktorowi, że bardzo boli mnie kark i szyja, zaczął się śmiać i spytał, co robiłam w nocy i czy mój facet był zadowolony. Wtedy tylko popatrzyłam na niego z zażenowaniem, ale teraz, gdy jestem kilka lat starsza, postawiłabym sprawę jasno: albo zmieni swoje zachowanie, albo ja zmieniam szkołę. Wiedziałam, że to tylko takie "głupie żarciki", ale niesmak pozostał - komentuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Moim instruktorem był emerytowany wojskowy, około 60-letni - mówi mi Małgorzata. - Już na pierwszym spotkaniu czułam się dziwnie. Na przywitanie zaczął mnie obejmować. Wielokrotnie łapał mnie za ramię albo za kolano. Mówił do mnie "Małgoniu", "skarbie", "kochanie".
- Pewnego razu, gdy znów złapał za kierownicę, głaszcząc przy tym moje dłonie, powiedziałam dość i kazałam mu trzymać ręce przy sobie. Twierdził, że przesadzam i że przecież jestem dla niego niczym córka, więc nie powinnam się gniewać. Ja jednak od razu poszłam do szkoły i poprosiłam o zmianę instruktora. Dowiedziałam się, że skarżyło się na niego więcej dziewczyn. Najbardziej denerwowały mnie jednak te, które mówiły, że on już taki jest. Ja do dziś mam ciarki, gdy myślę o jego wędrujących rączkach. Na szczęście później trafiłam już na świetnego instruktora - przyznaje kursantka.
30 godzin kursu, pięć lat traumy
- Jedna z kursantek opowiadała mi, że na lekcje nauki jazdy szła z płaczem, bólem brzucha, a czasem nawet wymiotowała. Starszy pan instruktor przekonywał, że musi ją dotykać i że to jest normalne, iż łapie ją za kolano. Rzucał też niewybrednymi komentarzami. Stwierdził na przykład, że baby nadają się tylko do garów i on nie rozumie, po co pchają się za kierownicę. Podkreślał, że to mężczyźni są do tego stworzeni - mówi Małgorzata Chylińska, instruktorka i założycielka szkoły nauki jazdy dla kobiet Girls School.
- Poznałam kobietę, której instruktor robił zdjęcia i rozsyłał kolegom - opowiada. - Pytał jej, co by zrobiła, gdyby zobaczyła go nago. Inna kursantka miała dość ciągłych żartów instruktora, że kobiety mają dwie lewe i dwie prawe ręce, bo ciągle mylą kierunki. Gdyby powiedział to raz, można by uznać to za słaby żart, ale on powtarzał to ciągle. Niestety wciąż jesteśmy szufladkowane - stwierdza i dodaje:
- Wiele kobiet wciąż boi się zareagować lub chociażby poprosić o zmianę instruktora. Często się wstydzą albo obawiają się utraty pieniędzy za kurs. Nie chcą też, żeby ktoś je oceniał lub powiedział, że to one sprowokowały sytuację, bo miały np. za krótką spódniczkę.
Warto podkreślić, że nie chodzi tu o piętnowanie mężczyzn jako instruktorów, tylko o wskazanie niewłaściwych zachowań. - U mnie w szkole kadra jest damsko-męska - mówi Małgorzata Chylińska. - Większość egzaminatorów to również mężczyźni. Potrafią być wspaniałymi instruktorami, często świetnie tłumaczą zagadnienia technicznie - stwierdza.
Wystarczy jednak trafić na niewłaściwą osobę, aby doświadczyć traumy, z której czasem trzeba się leczyć latami. - Jednej kobiecie wystarczy miesiąc, a inna potrzebuje lat, żeby wrócić na kurs i zaufać, że tym razem będzie inaczej. Niektóre z kursantek przychodzą do nas po 15 latach przerwy - mówi Małgorzata Chylińska.
Należy pamiętać, że obowiązujące w Polsce przepisy dają każdemu kursantowi prawo do zmiany szkoły jazdy na każdym etapie szkolenia. Co istotne – prawo to dotyczy absolutnie wszystkich ośrodków szkolenia w Polsce, bez względu na rodzaj kursu czy kategorię prawa jazdy, jaką chcemy uzyskać.
Kobiety za kółkiem
W ubiegłym roku w Polsce wydano po raz pierwszy ponad 340 tys. nowych praw jazdy, w tym aż 170 tys. samym kobietom.
Co ciekawe, kobiety chętnie sięgają nie tylko po kategorię B2, ale również pozostałe. W 2022 roku 555 pań uzyskało uprawnienia do prowadzenia autobusu, 2 258 kobiet otrzymało prawo jazdy kategorii C (ciężarowe), a 1 478 zdobyło prawo jazdy kategorii C+E, czyli przepustkę za kierownicę "tira". Z kolei uprawnienia do jazdy motorem otrzymało 9 613 kobiet.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!