Blisko ludziIntuicja to nasza broń kobieca

Intuicja to nasza broń kobieca

Dwa lata temu Olga Bończyk założyła firmę ArtMusic. – Wciąż uczę się być szefem dla siebie i innych. Każdego dnia odkrywam blaski i cienie prowadzenia biznesu. Ale co najważniejsze, patrzę z optymizmem w przyszłość – zapewnia z uśmiechem aktorka

29.07.2015 | aktual.: 29.07.2015 15:36

Dwa lata temu Olga Bończyk założyła firmę ArtMusic. – Wciąż uczę się być szefem dla siebie i innych. Każdego dnia odkrywam blaski i cienie prowadzenia biznesu. Ale co najważniejsze, patrzę z optymizmem w przyszłość – zapewnia z uśmiechem aktorka.

Łatwo jest kobiecie, i to jeszcze znanej z pierwszych stron gazet, w męskim świecie biznesu i finansów?
Olga Bończyk:Na pewno powinna zapomnieć o taryfie ulgowej. Założyłam firmę zajmującą się produkcją spektakli teatralnych, organizacją eventów oraz wydawaniem płyt, dzięki której mogę chronić swoje zarobki. Koledzy, którzy tego do tej pory nie zrobili, dotkliwie to odczuwają. Firma powstała w pewnym sensie z… konieczności. Nie miałam wyboru. Rząd wprowadził dwa lata temu zmiany, które odebrały artystom przywilej z korzystania z pięćdziesięcioprocentowego uzysku. Pojawiło się widmo płacenia dużo wyższych podatków, jednocześnie bez możliwości odliczenia kosztów związanych z moją artystyczną działalnością. Założenie ArtMusic było odpowiedzią na te zmiany. Jako szefowa popełniałam i popełniam błędy – kwestia jednak jest w tym, aby mądrze się na nich uczyć. Podejmowanie decyzji czy szukanie najlepszych rozwiązań dla własnej małej firmy jest tak samo trudne jak zarządzanie korporacją lub dużym przedsiębiorstwem. Gdy podejmie się złą decyzję, skutki mogą być bolesne i dotkliwe, a czasem nawet zaważyć na dalszej
karierze.

Były już na tyle trudne momenty, że myślała pani o zamknięciu firmy?
OB:Trudne momenty są cały czas. Każdy właściciel firmy musi brać je pod uwagę. Rynek jest kapryśny, szczególnie jeśli chodzi o tak zwany szeroko pojmowany show-biznes. Moda na danych artystów pojawia się i znika. W tych trudniejszych momentach staram się nie panikować. Wymyślam wtedy nowe projekty, planuję ich realizację, szukam sponsorów. Nie trwonię czasu na użalanie się nad sobą, bo wiem, że za chwilę… znów rozdzwonią się telefony (śmiech). Podejmuję ryzyko. Pierwsza płyta jest produktem, który z punktu widzenia finansowego był inwestycją, która się nie zwróciła. Ale tego mogłam się spodziewać. Zależało mi na dobrym materiale muzycznym i koncertach, które miały być jego konsekwencją. Druga płyta była tańsza w produkcji, dlatego zwróciła się – i to już z nawiązką.

Polega pani w biznesie na kobiecej intuicji?
OB:Oczywiście. Uważam, że kobiety inaczej prowadzą interesy od mężczyzn. Inaczej negocjują, inaczej dyskutują, mają bardzo osobisty stosunek do pracowników, potrafią im matkować i dawać poczucie bezpieczeństwa. To stwarza nieco inną relację z pracownikami. Czy zawsze dobrą? Pewnie nie, ale czasami może przynosić dobre efekty. Trudno jest być artystką i szefem. Trzeba wiedzieć, jak motywować kolegów do wspólnych projektów, ale dać im również pole do tworzenia. W sztuce nie da się przecież niczego zmierzyć linijką. Jako szef musiałam też nauczyć się wypoczywać, bo mój organizm zaczął się buntować. Myślałam non stop o pracy. Dziś wiem, że wypoczywać też trzeba z… pasją (śmiech). Ale oprócz intuicji pomaga mi w prowadzeniu firmy także upór. Nie poddaję się tak łatwo. Może dlatego, że tkwi we mnie „męska” pomysłowość (śmiech). Ja nawet lubię… majsterkować! Wytapetowałam kiedyś dwa pokoje, skręciłam chyba większość swoich szaf i szafek w domu. Ostatnim moim dziełem – pomysłowego Dobromira była walizka podróżna
na kosmetyki – z lustrem, światłem, a nawet dwoma gniazdkami, aby podłączyć tam suszarkę czy lokówkę. Cóż… czasem się zastanawiam, czy nie powinnam była urodzić się chłopcem? (śmiech)

Biznes to wciąż świat zdominowany przez mężczyzn. Odczuła to pani także na własnej skórze?
OB:W świecie artystycznym chyba nie odczuwa się aż tak skrajnie dominacji mężczyzn. Gdy artysta ma coś do powiedzenia i zasługuje na szacunek i uznanie, jest to niezależne od płci. Po czterdziestce przestałam bać się sięgania po swoje marzenia. Gdy nasz świat jest poukładany, gdy nie biegniemy w pośpiechu już za niczym, gdy wierzymy, że pozytywne nastawienie do świata otworzy każde drzwi, wszystko zaczyna się zmieniać. Dlaczego? Bo nie boimy się, że czegoś nie dostaniemy, że coś nas ominie lub coś przegapimy. My, kobiety, mamy w sobie naturalną siłę. Tylko musimy w siebie uwierzyć.

* Wiem, że lubi pani i potrafi… szyć. Krótko mówiąc, jak kultowa Kwiatkowska z Czterdziestolatka, żadnej pracy się pani nie boi. Gdyby nie muzyka i aktorstwo, czym pani firma mogłaby się zajmować?*
OB:Krawiectwo raczej nie byłoby dobrym kierunkiem, za to restauracja, pensjonat, kawiarnia… Lubię ludzi, rozmowy, spotkania, wspólne biesiady. To chyba mogłoby mnie uszczęśliwić. Może więc jednak mały pensjonat w Toskanii.

* W Toskanii?*
OB:Wyjazd do Toskanii to moje marzenie i pomysł, kiedy będę na emeryturze (śmiech). O domku w Toskanii myślę nieustannie. Stół nakryty lnianym obrusem, dobra oliwa, chleb, oliwki, grillowana papryka, soczyste pomidory, kawałek dobrego sera i pyszne wino… Taka marzy mi się moja starość (śmiech). Lecz dopóki nie powiedziałam ostatniego słowa na scenie estradowej czy teatralnej, chciałabym jeszcze cieszyć się pracą, którą kocham i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Domek w Toskanii będzie miejscem odpoczynku w chwili, gdy wszystko powoli zacznie się wyciszać. Nie mam pojęcia, jak długo przyjdzie mi pracować na scenie, ale póki dzwoni telefon, a ja w kalendarzu mam wpisane spektakle i koncerty na kolejne miesiące, o wyjeździe nie ma mowy. Toskania jest jak port, do którego kiedyś zawinę. Nie wiem tylko kiedy…

� propos Włoch… To kraj, w którym dbają o rozkosz podniebienia. Słyszałam, że pani świetnie gotuje.
OB: Ale w kuchni improwizuję! Przerabiam przepisy i przyznam, że niewiele razy zdarzyło mi się potrawę zepsuć tak, że była nie do zjedzenia. Nie jem mięsa, więc bazuję na owocach morza i rybach. Moje autorskie dania to: sola zawijana z bananem, krewetki z czosnkiem i ananasem, łosoś w sosie teriyaki. Lubię dania szybkie i łatwe w przygotowaniu. Moja przyjaciółka, która jest znakomitym, profesjonalnym kucharzem, nie może uwierzyć, że moje potrawy powstają „tak przypadkiem” i że nawet nie zapisuję składników czy sposobu ich przygotowania (śmiech).

Olga Bończyk – aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, szerszej publiczności znana głównie z jednego z najbardziej popularnych seriali – Na dobre i na złe. Obecnie można ją oglądać także w kilku warszawskich spektaklach: Za rok o tej samej porze, Ptaszek, Pomału, a jeszcze raz!, Zdobyć, utrzymać, porzucić. Jest absolwentką Akademii Muzycznej we Wrocławiu, już od czasów studenckich zajmowała się śpiewaniem. Przez wiele lat współpracowała z zespołem Spirituals Singers Band, z którym zdobyła wiele prestiżowych nagród w Polsce i za granicą. Jej występy bardzo często łączą umiejętności sceniczne z wokalnymi.

Źródło: Businesswoman & life magazyn,www.businesswomanlife.pl

Wywiad przeprowadziła Beata Rayzacher

Źródło artykułu:Informacja prasowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)