Irena Szewińska - legenda nie tylko na bieżni
Na jej widok polskim kibicom szybciej biły serca. Do mety zostało jeszcze 50, 20, 10 metrów... Jest! Znowu była pierwsza! Irena, kochamy cię! 24 maja 1946 roku urodziła się Irena Kirszenstein-Szewińska, najsłynniejsza po wojnie polska lekkoatletka, specjalizująca się w biegach sprinterskich i skoku w dal. Chyba nikt z naszych sportowców nie może pochwalić się podobnymi sukcesami.
Szewińska była siedmiokrotną medalistką igrzysk olimpijskich (zdobywając trzy złote, dwa srebrne i dwa brązowe medale) oraz dziesięciokrotną mistrzostw Europy. W latach 1965-1979 zdobyła również 24 medale mistrzostw Polski w biegach sprinterskich oraz w skoku w dal. Dwanaście razy biła też rekordy świata.
Na pierwszą randkę zgodziła się po pół roku
Sport umiała (i umie nadal) pogodzić z życiem osobistym. Rodzina jest przecież najważniejsza! Pasję sportową dzieli do tej pory z mężem Januszem, który odnosił przed laty spore sukcesy w biegu na 400 metrów przez płotki. Po zakończeniu kariery i epizodzie dziennikarskim pan Janusz poświęcił się pracy trenerskiej, wspomagając między innymi żonę.
Poznali się, gdy Irena była nastolatką. Początkowo była to znajomość dość jednostronna - przystojnego i postawnego blondyna "smarkula" (jak sama siebie określiła po latach) oglądała w trakcie jego treningów na stadionie warszawskiej Polonii. Szewiński zwrócił uwagę na młodą dziewczynę wtedy, gdy ta wróciła ze swoich pierwszych igrzysk olimpijskich w Tokio. Był rok 1964. Irena Kirszenstein miała wówczas osiemnaście lat, a jej przyszły mąż pracował w "Przeglądzie Sportowym". Na pierwszą randkę zgodziła się dopiero po pół roku. Później jednak spędzała z Januszem coraz więcej czasu W 1967 roku młoda para wzięła ślub, a trzy lata później urodził się ich pierwszy syn - Andrzej. Potem Szewińscy doczekali się jeszcze drugiego - Jarosława.
Dumna matka i babcia
Pani Irena jest dumna z synów. Andrzej odziedziczył pasję sportową po matce, grając przez lata z powodzeniem w piłkę siatkową (zdobył nawet srebrny medal na uniwersjadzie). Teraz jest wiceprezydentem Częstochowy. Młodszy syn Jarosław pracuje w Instytucie Jądrowym w Świerku.
Poza mężem i synami w sercu naszej sportsmenki jest jeszcze miejsce na troje wnucząt - Adę, Adama i Joasię. Irena Szewińska jest osobą spełnioną, co widać w uśmiechu, jaki często pojawia się na jej twarzy. Nie znaczy to jednak, że jej życie zawsze było usłane różami.
Stała się ofiarą antysemickiej hucpy
Od młodych lat musiała zmagać się z przeciwnościami losu. Wspaniale rozwijającej się kariery o mało co nie zakończyła w 1968 roku hucpa komunistycznych mediów. Na olimpiadzie w Meksyku (zdobyła tam między innymi złoty medal w biegu na 200 metrów) pechowo zgubiła pałeczkę w sztafecie 4x100 metrów. Stało się to pretekstem do niewybrednych ataków na Szewińską, w których pojawiały się także aluzje do jej żydowskiego pochodzenia.
Kto wie, jak zakończyłoby się to flekowanie młodej lekkoatletki, gdyby w obronę nie wziął jej Stefan Wiechecki "Wiech", najsłynniejszy wówczas piewca przedwojennej Warszawy. Tekst "Wiecha" opublikowany w popularnym "Ekspresie Wieczornym" zamknął usta komunistycznym tropicielom czystości rasowej.
Lata pełne sukcesów
Następne lata przynosiły Szewińskiej już tylko kolejne sukcesy i medale. Wymieńmy tylko niektóre. Na olimpiadzie w Monachium zdobyła brązowy medal w biegu na 200 metrów i dotarła do półfinałów w rywalizacji na dystansie 100 metrów. W 1974 roku zdobyła trzy medale (w tym dwa złote) podczas Mistrzostw Europy w Rzymie. Na olimpiadzie w Montrealu zdobyła złoty medal, ustanawiając też nowy rekord świata w biegu na 400 metrów. Na swoich ostatnich igrzyskach olimpijskich w 1980 roku w Moskwie dotarła do półfinału biegu na 400 metrów.
Gdy zrezygnowała z czynnego uprawiania sportu, rozpoczęła działalność w Polskim Związku Lekkiej Atletyki. Do dzisiaj jest też członkinią Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Los doświadczył ją w tym czasie jak nigdy dotąd. Legenda polskiego sportu zachorowała na raka. Trzy lata temu przeszła chemioterapię w Instytucie Onkologii w Warszawie. Leczenie dało pozytywny efekt. Obecnie czuje się dużo lepiej. Nie rezygnuje także z uprawiania sportu. Nadal, choć już tylko amatorsko, biega.