Blisko ludziJak daleko mogą się posunąć rodzice w walce o ocenę dziecka

Jak daleko mogą się posunąć rodzice w walce o ocenę dziecka

Przedwakacyjny czas kojarzy się z rozprężeniem zwiastującym dwa miesiące beztroski. W pokojach nauczycielskich o rozprężeniu nie ma jednak mowy. Okres kończący rok szkolny to rodzicielski atak na kadrę pedagogiczną.

Jak daleko mogą się posunąć rodzice w walce o ocenę dziecka
Źródło zdjęć: © SPL/East News
Marianna Fijewska

18.06.2019 | aktual.: 18.06.2019 16:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Na jednej z grup internetowych zrzeszających nauczycieli, zadaliśmy pytanie o to, jak daleko może posunąć się rodzic w walce o lepsze oceny dla dziecka. "Wyobraź sobie najdalsze granice i podnieś je do ich własnej potęgi, a wyjdzie tylko pierwiastek tego, co jest możliwe" - pisze w odpowiedzi nauczyciel ze śląskiego liceum. Dalsze komentarze potwierdzają jego słowa.

Dziwne propozycje i dziesiątki sms-ów
Inny nauczyciel opisuje sytuację, w której matka ucznia jedynkowego zaprosiła go do mieszkania, zapewniając, że w tym czasie będzie zupełnie sama. Dodała, iż może zrobić wszystko, by jej dziecko zdało do następnej klasy. - "To była najdziwniejsza sytuacja w moim życiu" - kwituje pedagog. Kolejny komentarz dodaje nauczycielka, której jeden z rodziców próbował na siłę włożyć do torebki paczkę kawy. "Ja wyjmowałam, a on z powrotem wkładał i szarpał się ze mną tak, że w końcu prawie doszło do rękoczynów".

O próbie przekupstwa pisze też nauczycielka prowadząca zajęcia indywidualne z uczniami. Wyniki jednej z podopiecznych nie były zadowalające. Kobieta kazała więc dziecku nadrobić zaległości, by otrzymało ocenę dopuszczającą. "Przyszła do mnie jej mama i próbowała przekupić mnie kobiałką truskawek. A ja tylko chciałam, by jej córka trochę się poduczyła" - pisze kobieta.

Inna pedagożka wspomina, gdy przebywała w domu na zwolnieniu lekarskim. - Byłam wtedy w ciąży. Jedna mama zadzwoniła i powiedziała, że jak córka nie będzie miała oceny dostatecznej, to popełni samobójstwo - pisze.

Wtóruje jej kolejna, która opowiada o sms-sie od mamy swojego ucznia: "Wypisywała do mnie, że jej syn jest bardzo biedny i zasługuje na więcej niż cztery. Miałam wrażenie, że mówimy o innym dziecku. To, które ja znałam nie interesowała lepsza ocena".

Zastraszanie i nękanie
– Jesteśmy oblężeni. Rodzice potrafią wtargnąć w trakcie lekcji do klasy i żądać zmiany oceny dziecka. Ponadto nieustannie wydzwaniają, wysyłają sms-y i straszą różnymi skargami – żali się Marzena, nauczycielka biologii z warszawskiej podstawówki.

Kobieta podaje przykład swojej koleżanki, na którą rodzice napisali skargę do kuratorium. Powód - ich dzieci dostały niedostateczne oceny z rocznego sprawdzianu i musiały je poprawić, aby zdać. Rodzice byli tak zestresowani testem pociech, że zdecydowali się oskarżyć nauczycielkę o stosowanie wygórowanej skali oceniania i kierowaniem się osobistymi sympatiami do uczniów.

Kobieta dodaje, że kilkadziesiąt nieodebranych połączeń wieczorami i bardzo długie sms-y od rodziców, którzy oczekują, by natychmiast rozpisać wymagania dla dziecka, to standard. Zaznacza też, że rodzice w tym roku walczą o oceny szczególnie intensywnie - do szkół ponadpodstawowych już niedługo trafi podwójna liczba aplikacji, co jest związane z likwidacją gimnazjum.

Presja rodziców
Metodyk nauczania i pedagog z gdańskiego liceum, Przemysław Kleniewski potwierdza słowa Marzeny. Jego zdaniem najgorszą formą walki rodziców o dobre wyniki w nauce jest presja, którą sami wywierają na swoich dzieciach. Nauczyciel przyznaje, że niedawno po raz pierwszy w życiu widział 15-latków z podkrążonymi ze męczeniami oczami.

- Słyszę od uczniów, że muszą mieć piątkę z danego przedmiotu, bo rodzice obiecali im PlayStation. To bardzo złe podejście do nauki w stylu "zakuć i zapomnieć" - mówi nauczyciel i dodaje, że na dobrych ocenach często najbardziej zależy tym rodzicom, którzy sami nie byli dobrymi uczniami. - Wymuszają na pociechach tzw. paski i w ten sposób leczą swoje kompleksy z młodości - mówi.

Zdaniem Kleniewskiego świadectwo z wyróżnieniem różni się od innych tylko nadrukowanym czerwonym paskiem. Nie przesądza o tym, jak uczeń poradzi sobie w przyszłości.

- W szkole mamy mnóstwo przedmiotów: od ścisłych po humanistyczne. Dorosły człowiek jest specjalistą w jednej, maksymalnie dwóch dziedzinach i to jest zrozumiałe. Od dzieci natomiast wymaga się, by miały piątki ze wszystkiego. Przecież tak się nie da - kwituje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (250)