Blisko ludzi„Jak on potrafił przepraszać”. Mój mąż tyran

„Jak on potrafił przepraszać”. Mój mąż tyran

„Jak on potrafił przepraszać”. Mój mąż tyran
Źródło zdjęć: © Shutterstock
16.03.2016 13:27, aktualizacja: 29.04.2016 13:11

- Początkowo jego zazdrość odbierałam jako dowody miłości. Tymczasem to był początek piekła, z którego na szczęście udało mi się wyrwać - opowiada Anna. Była bita, prześladowana i poniżana przez partnera, który próbował odebrać jej ich wspólne dziecko. Dziś, jako mediator pomaga innym kobietom. Specjalizuje się w sprawach rodzinnych.

Anna ma 46 lat. Kiedyś była fotomodelką, startowała w regionalnych wyborach miss. Nie było mężczyzny, który nie zwróciłby na nią uwagi. Tak zresztą jest do dziś. Wciąż jest atrakcyjną, wysoką blondynką. Jest osobą kontaktową, ma własne zdanie i wydawać by się mogło, że kto jak kto, ale ona powinna zawsze dać sobie radę w życiu. Pech chciał, że się zakochała, a nawet mocno pokochała.

Byle tylko on był zadowolony

- Człowiek, który kocha, trochę inaczej patrzy na rzeczywistość - mówi. Od zawsze marzyła o tym, żeby mieć męża i dzieci, stworzyć kochającą się rodzinę. Niestety nie miała szczęścia.

Brutalne zachowania swojego partnera początkowo odbierała jako dowody miłości. Później za każdym razem go tłumaczyła i wybaczała. - On się tak zachowuje, bo mnie kocha - powtarzała sobie przeglądając się w lustrze i maskując makijażem kolejne siniaki od męskiej pięści.

W tym przekonaniu utwierdzały ją też koleżanki, które zazdrościły pięknych bukietów kwiatowych, przysyłanych jej do pracy z przeprosinami. - Zrywałam z nim wielokrotnie, ale on naprawdę potrafił przepraszać - przyznaje ze smutnym uśmiechem. Przepraszał za awantury urządzane z powodu chorobliwej zazdrości. - Śledził mnie, podsłuchiwał, obserwował przez lornetkę siedząc na drzewie, kontrolował na każdym kroku, sprawdzał mnie nawet w pracy - wylicza.

W efekcie Anna coraz bardziej dusiła się w tym związku, zrezygnowała z wielu zajęć, zaniedbywała znajomych i bliskich. Byle tylko on był zadowolony, byle się nie złościł. - To właśnie wybuchy złości i agresywne zachowania powodują, że ofiary przemocy rezygnują z wielu rzeczy, które sprawiają im przyjemność. Robią to dla dobra związku, aby partner się nie denerwował, aby znów było miło i przyjemnie – wyjaśnia Adriana Klos, psycholog i psychoterapeuta warszawskiego Ośrodka Rozwoju i Psychoterapii "Strefa Zmiany". Pomaga ludziom borykającym się z problemami depresji, lęków, z kryzysami w związkach, w relacjach z ludźmi, z syndromem DDA.

- Ale miło niestety nie będzie. Rezygnacja z siebie, odwracanie się od źródła wsparcia, od przyjaciół i własnych zainteresowań sprawia, że ofiara czuje się coraz mniej atrakcyjna dla samej siebie. Osamotniona, zdana tylko na partnera i na jego zachowania, będzie traciła swoje poczucie wartości, mocy i sprawczości. Zwłaszcza, że manipulujący partner, dla własnych korzyści, będzie jej wmawiał, co ma robić, jak się zachowywać, jak ubierać, z kim spotykać. Wszelkie własne niepowodzenia i złe nastroje sprawca przemocy rozładowuje w kontakcie z partnerką, oskarża ją o swoje porażki i kompleksy. W rezultacie takiego długotrwałego prania mózgu w ofierze rodzi się przekonanie, że skoro najbliższa, ukochana osoba tak źle ją traktuje, to na pewno coś z nią jest nie tak, być może zasługuje na taki właśnie los.

Myślałam, że mnie zabije

- Po naszym kolejnym rozstaniu, naszedł mnie w mieszkaniu, które wynajmowałam. Jakimś cudem miał klucze, mimo że wcześniej mu je odebrałam. Pewnie dorobił. Akurat brałam kąpiel w wannie. Nagą, wywlókł mnie z niej za włosy. Krzyczał, wypytywał gdzie byłam, co robiłam, wyzywał i zaczął mnie bić. Wpadł w szał. Zakneblował mi usta, myślałam, że mnie zabije. Stłukł mnie do nieprzytomności. Potem wyszedł. Wrócił, przepraszał, mył mnie z krwi i znowu bił. Nie pamiętam, ile to trwało. Na pewno kilka godzin. Gdy odzyskałam przytomność znowu go nie było. Cudem udało mi się uciec. Chwyciłam kluczyki do samochodu, założyłam szlafrok i boso wyszłam z mieszkania. Dotarłam do domu rodziców. On za jakąś godzinę przyjechał za mną. Już czekała na niego policja. Został zatrzymany. Gdy zaczynałam swoją "walkę" o rozwód i opiekę nad dzieckiem byłam zupełnie sama. Miałam duże zaufanie do policji i wymiaru sprawiedliwości. Naiwnie myślałam, że sprawa jest prosta. Przecież to ja jestem pokrzywdzona, wszyscy mnie od razu zrozumieją,
pomogą - wspomina.

- Byłam pobita, a nawet, o mało nie zostałam zabita, miałam obdukcję, dowody, same mocne argumenty. Prawda okazała się bolesna. Rozmowy na policji i przed sądem nie były łatwe. Czułam się jak natręt, który wymyśla i opowiada niestworzone rzeczy o niewinnym człowieku.

I kto tu jest ofiarą?

Mąż Anny zawzięcie walczył przed sądem i prawie udało mu się udowodnić, że to ona była w tym związku tą złą. - Nie mogłam w to uwierzyć – wspomina kobieta. To on złożył do sądu wniosek o ograniczenie jej praw rodzicielskich. - I sąd ten wniosek przyjął. Skierowano mnie z córką na badanie w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym. Poszłyśmy, a on tam był. Pracownica ośrodka, podobno psycholog, nie widziała nic dziwnego w tym, że i ja i córka będziemy badane w obecności naszego oprawcy. Powiedziała, że nie interesuje jej wyrok sądu, który skazał go prawomocnym wyrokiem za pobicie mnie „w brutalny sposób”. Prawie mnie wyśmiała, gdy powiedziałam, że nie czuję się w jego obecności na tyle bezpiecznie, by móc swobodnie poddać się badaniu.

Opinia wydana przez ośrodek była dla mnie niekorzystna. Wyszłam na histeryczkę, która nie chce współpracować. Załamałam się. Trafiłam do lokalnego Centrum Mediacji i Aktywizacji Społecznej. Tam prawnik pomógł mi napisać do sądu - sprzeciw do opinii z RODK. Sąd przyjął mój sprzeciw w całości. Przyznano rację, że poddanie wspólnemu badaniu z oprawcą naruszało moje prawa jako ofiary. Zdaniem sądu : "Trudno było w tej sytuacji wymagać, aby pozwana zachowywała się w naturalny sposób, pozwalający określić jej naturalne odruchy w odniesieniu do dziecka".

Były partner Anny został skazany za pobicie, kradzież i groźby karalne kierowane pod jej adresem, a ona odzyskała prawo do dziecka, które próbował jej odebrać. Udowodniła sobie i innym, że jest silna i potrafi walczyć, ale jak przyznaje w odpowiedniej chwili spotkała na swojej drodze ludzi, którzy ją wsparli i pomogli. Postanowiła, że to czego się nauczyła, wykorzysta po to by pomagać innym. Została mediatorem. Specjalizuje się w sprawach rodzinnych. Aktywnie pomaga kobietom, które chcą się wyrwać z toksycznego związku, odejść od partnera oprawcy.

To nie twoja wina!

- Nie ty jesteś winna temu, że twój mężczyzna jest sfrustrowany i niepewny siebie. Twoje starania na nic się nie zdadzą, bo on ma poważny problem ze sobą, z którym musi sobie poradzić. W tym sensie nie masz na to wpływu, ale twoje samopoczucie i szczęście, są w twoich rękach. Nie odwracaj się od rodziny i przyjaciół, nie poświęcaj siebie partnerowi, nie zgadzaj się na złe traktowanie i sama decyduj o tym, co jest dla ciebie dobre. Nie wierz w to, że zasługujesz na upokorzenia. Każdy ma prawo do godnego traktowania i szacunku, do miłości i życzliwości. Tego możesz oczekiwać od bliskiej osoby, a jeśli cię rani, zostaw ten związek lub poszukaj pomocy specjalisty, który ci w tym pomoże – radzi psycholog Adriana Klos.

Bitych jest 800 tys. Polek

Każdego roku ok. 800 tys. kobiet w Polsce doświadcza dwóch rodzajów przemocy - fizycznej i seksualnej, ok. 150 zostaje zamordowanych w wyniku tzw. nieporozumień domowych. Biją prawnicy, lekarze, politycy, dziennikarze, biznesmeni. Przemoc domowa to zjawisko, które nie dotyczy tylko środowisk patologicznych, lecz często występuje także w tzw. „porządnych rodzinach”. Za ofiarami nie wstawiają się świadkowie tej przemocy, sąsiedzi, znajomi, przyjaciele. W Polsce utarło się przekonanie, że przemoc fizyczna stosowana w domowych konfliktach to prywatna sprawa małżonków. Dane są alarmujące: co trzeci Polak (38 proc.) zna co najmniej jedną rodzinę, w której dochodzi do rękoczynów. Co drugi nie reaguje na krzyki dochodzące zza ściany, bo uważa, że "w prywatne sprawy rodziny nikt obcy nie powinien się wtrącać" (badania Millward Brown SMG/KRC, 2011).

Z badań wynika, że w 80 procentach sprawcą przemocy seksualnej jest partner. Statystyki pokazują, że najczęstszym jej rodzajem jest właśnie gwałt w małżeństwie. Nie ma jednak na ten temat zbyt wielu danych, ponieważ kobiety boją się zgłaszać na policję w obawie przed konsekwencjami ze strony sprawcy.

Ze statystyk Komendy Głównej Policji wynika, że tylko w 2014 r. funkcjonariusze założyli aż 77,8 tys. niebieskich kart dla ofiar przemocy w rodzinie. Dla porównania rok wcześniej wypisali 61 tys. nowych dokumentów tego typu. W tym samym czasie liczba osób dotkniętych przemocą wzrosła z 86,8 do 105,3 tys. Nadal pokrzywdzonymi są głównie kobiety.

Tu znajdziesz pomoc

Telefon interwencyjny dla kobiet doświadczających przemocy fundacji Feminoteka działa od 2009 roku. Mogą się do nas zgłaszać kobiety doświadczające przemocy fizycznej, psychicznej, seksualnej i ekonomicznej.

- Dyżury prowadzimy trzy dni w tygodniu, we wtorki, środy i czwartki. Odbieramy średnio 5 telefonów na dyżur - mówi Wirtualnej Polsce Jolanta Gawęda z Fundacji Feminoteka. - Sprawy są bardzo różne, niektóre panie potrzebują długiej wspierającej rozmowy, inne (tych jest więcej) mają konkretne pytania. Pytają o uregulowania prawne, o swoje możliwości działania. Podstawowe kwestie (takie jak podanie odpowiednich paragrafów, skierowanie do najbliższej placówki pomocowej itp.) rozwiązują osoby dyżurujące na telefonie. W przypadkach bardziej złożonych proponujemy konsultacje z prawniczką. Oferujemy również spotkania z psycholożką. Aby mieć możliwość przyjęcia jak największej ilości pań, a równocześnie zapewnić im należytą pomoc, wprowadziłyśmy limit trzech godzinnych spotkań na osobę.

Numer telefonu: 731 731 551. Czynny we wtorki, środy i czwartki w godzinach 13 -19. Jeżeli potrzebujesz rozmowy, bezpłatnej porady prawnej, wsparcia psychologicznego albo udzielenia informacji o miejscach pomocy w twojej najbliższej okolicy zadzwoń pod numer Ogólnopolskiego Telefonu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” tel. 801 12 00 02 (telefon działa od poniedziałku do soboty w godz. 8.00- 22.00, w niedziele i święta - w godz. 8.00- 16.00).

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także