Jak redaktorki "Wysokich Obcasów" bezmyślną prowokacją strzelają w kolano walce o liberalizację prawa aborcyjnego
"Wysokie Obcasy" są dla mnie tytułem kultowym. Jedynym magazynem klasyfikowanym jako "pismo kobiece", który czytam regularnie, i z którym z reguły się zgadzam.
Powiem więcej. Jeśli miałabym wskazać teksty, które ukształtowały mnie jako człowieka, miały wpływ na rozwój mojego światopoglądu, wrażliwości i zainteresowań bez wahania pierwszeństwo przyznałabym "Obcasom".
Wychowałyście mnie i mnóstwo moich rówieśniczek, Drogie Panie, i to na feministki. Z tego powodu okładka najnowszego numeru, na której trzy kobiety pozują w koszulkach z napisem "Aborcja jest ok" nie tylko budzi we mnie niesmak, ale też zwyczajnie mnie boli.
Dla mnie ten przekaz to nic innego, jak feministyczny ekstremizm. Pójście o krok, a nawet o dwa, za daleko. Popieram projekt liberalizacji ustawy aborcyjnej stowarzyszenia Ratujmy Kobiety. We wszystkich, nawet najbardziej kontrowersyjnych, zapisach.
Zastanawiam się, o ile za mocny musi więc być przekaz "Obcasów…" dla dziewczyn, które dopiero po wydarzeniach ostatniego roku przestały przewracać oczami na hasło "feminizm".
Nie wspominając o setkach tysięcy kobiet, które nie rozumieją tego terminu, a swoje wyobrażenie opierają się za sloganowych, często populistycznych hasełkach zasłyszanych w mediach. Trudno wyobrazić mi sobie bardziej spektakularny strzał w kolano dla całego ruchu, niż skojarzenie feminizmu z takim hasłem. I tak, wiem, że okładka jest zajawką artykułu o założycielkach "Aborcyjnego Dream Teamu on Tour", które udzielają wsparcia kobietom po aborcji.
"Aborcja jest Ok" to nie jest komunikat tej samej rangi, co "Girls power", a tak właśnie jest przedstawiony na okładce. Jako popkulturowe hasełko, które warto umieścić na koszulce i dodać do hasztagów na Instagramie. Kiedy we Francji, bez mała pół wieku temu, feministki walczyły o prawo do aborcji, ich przeciwnicy wysnuwali wyssane z palca argumenty. Między innymi, że jeśli aborcja będzie dostępna i legalna, skończy się to tak, że kobiety będą traktowały ją jak antykoncepcję i poddawały się jej, żeby "pojechać na narty".
Okładka pisma dla przeciwników aborcji jest nieomal prezentem. Sprowadzenie trudnej, często dramatycznej decyzji, do upraszczającego sloganu jest kwintesencja bezmyślności. Znam dwie dziewczyny, obie jeszcze przed 30., które mają za sobą aborcję. Obie są feministkami, chodzą na Manify, na Czarne Protesty. Żadna z nich by się pod tym hasłem nie podpisała, a jedna z nich bez ogródek mówi, że ją ta okładka "po prostu żenuje, ale bardziej wk…ia". Tu nie chodzi o szacunek do "życia poczętego", ale o szacunek dla kobiet, które mają takie doświadczenie za sobą.
Rozumiem, że celem umieszczenia takiego zdjęcia na okładce było uświadomienie Polek, że podziemie aborcyjne to żaden margines, a co trzecia kobieta dokonała aborcji. Być może miała dawać kobietom sygnał "nie jesteś w tym sama". Jak powiedziała jedna z moich redakcyjnych koleżanek – "Przesunąć granicę". Tylko co to za granice do przesunięcia?
W artykule okładkowym Karoliny Domagalskiej, opublikowanym już na stronie "Obcasów" czytamy: "Aborcja jest normalna. Jestem za aborcją. Każdy kocha kogoś, kto miał aborcję. Do tego dużo różu, uśmiechu i brokatu. Już nie: Nikt nie jest za aborcją. Nie znam nikogo, kto chciałby mieć aborcję. Aborcja powinna być legalna, bezpieczna i rzadka." Serio? Czy mieszkamy w tym samym kraju? W tym samym mieście? "Wysokie Obcasy" po raz pierwszy w krótkim czasie przejaskrawiają rzeczywistość bez umiaru.
Polskiego feminizmu nie stać na to, żeby zachowywać się jak postrzelona nastolatka. Jeśli mamy coś wywalczyć dla kobiet, to raczej uświadamianiem, przekonywaniem, mozolnym zbieraniem podpisów, przekonywaniem do swoich racji tzw. "środka".
Ekstremizm ma to do siebie, że ucina dialog. Ludzie się go najzwyczajniej w świecie boją. Nie miałabym ochoty na rozmowę z jegomościem w koszulce z napisem "Śmierć wrogom Ojczyzny". Dlatego doskonale rozumiem, że ktoś inny może reagować analogicznie na "Aborcja jest ok".
W prawie do decydowania o własnym ciele nie ma nic kontrowersyjnego. Powinno być niezbywalne . "Wysokie Obcasy" robią z tego, o co walczy stowarzyszenie "Ratujmy Kobiety" i tysiące Polek na ulicach kuriozum. Nie mydlmy sobie oczu. Lwia część osób, do których to zdjęcie dotrze, nie pokusi się o przeczytanie komplementarnego artykułu. W ich głowach zostanie za to obraz uśmiechniętych, wielkomiejskich feministek wypinających dumnie pierś z napisem "Aborcja jest ok" i myśl, że ten cały feminizm "ok" wcale nie jest.