"Szew mężowski" to kiepski żart i mit, w który nie powinnyśmy wierzyć. A jednak dziennikarki się nabrały
"Będzie pani ciasna jak przed komunią". To jeden z tekstów z polskich porodówek, którymi czytelniczki podzieliły się z redaktorką "Wysokich Obcasów". I co? I powstał mit o "szwie mężowskim", czyli procederze rzekomo stosowanym bez zgody rodzącej. Procederze, który nie istnieje.
31.01.2018 | aktual.: 12.02.2018 21:19
Bohaterki tekstu opublikowanego 30 stycznia w serwisie wysokieobcasy.pl opowiadają o swoich doświadczeniach z "mężowskim szwem" jak o sytuacji, w której ktoś plotkuje na nasz temat za naszymi plecami. Mrugnięcie okiem, sugestie skierowane do męża… Jedna z nich wspomina, że tekst położnej "jeszcze jeden szew dla męża" brzmiał jak mało zabawny dowcip. Okazuje się, że… właśnie tak powinniśmy to traktować. Według naszych ekspertów taka praktyka nie występuje i jeśli lekarz w ten sposób zwraca się do kobiety, czy jej męża, to znaczy, ni mniej, ni więcej, że ma kiepskie poczucie humoru, a nie złe chęci i zaraz na naszym ciele zastosuje wredny, zakazany trik.
Jeden szew nie ma znaczenia
- Zakładanie jednego szwu więcej nie ma sensu, jeśli oceniamy to działanie z perspektywy poprawy jakości życia seksualnego po porodzie. Za "odczucie ciasności" pochwy odpowiedzialne są mięśnie, stopień ich rozciągnięcia, a zszywa się głównie skórę. Oczywiście zdarza się, że szyte są również mięśnie, jednak nie liczba założonych szwów decyduje o satysfakcji seksualnej, lecz to, czy pochwa się odpowiednio zagoi. Poprawne zszycie powinno być próbą rekonstrukcji, zwykle jest to wystarczające. Trudno jest mi zaakceptować pojęcie "szew dla męża". Rozumując w ten sposób, całe szycie możemy traktować jak coś, co robimy dla dziewczyny czy chłopaka…- tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta Mariusz Wójtowicz, ginekolog i położnik z City Clinic.
Lekarz dodaje również, że aby stwierdzić, czy jakość życia seksualnego po porodzie się zmieniła, trzeba poczekać kilka miesięcy. W tym okresie mięśnie rozciągnięte po porodzie naturalnym regenerują się na tyle, ile mogą. Wówczas można obiektywnie ocenić czy potrzebna jest waginoplastyka, czy nie.
Głównym powodem oburzenia autorki felietonu opublikowanego na łamach "Wysokich Obcasów" jest fakt, że "szew mężowski" zakłada się bez wiedzy pacjentki. To znaczy – podobno. Nie jest to "zabieg planowany, przemyślany, dobrowolny i z dowiedzionymi medycznie pozytywnymi efektami", jak pisze Anna Kowalczyk, lecz "odbywa się zwykle ponad głową pacjentki, bez pytania ją o zgodę na dodatkowy szew, bez wyjaśniania konsekwencji".
Wnioski te wyciągnięto na podstawie historii kobiet, które podzieliły się swoimi doświadczeniami z porodówek. W skrócie – proponowano im dodatkowy szew dla satysfakcji męża lub zakładano go bez ich wiedzy. No cóż. Rodziłam naturalnie i wiem, że, ogólnie rzecz ujmując, dużo rzeczy podczas porodu dzieje się bez wiedzy rodzącej. I trudno oceniać, czy to dobrze, czy źle. Myślę, że gdybym usłyszała, że np. doszło do rozległego pęknięcia, mogłoby mi się zrobić słabo... Poza tym, jak kobieta po porodzie (umówmy się, nie jest to najlepszy moment na podejmowanie trudnych decyzji na spokojnie) powinna być pozszywana? To rola lekarza – wiedzieć, jak zrobić, by było jak najlepiej – i wybór rodzącej – znaleźć takiego lekarza, któremu można ufać.
Kobieta – "bezwolna narośl wokół pochwy"
Anna Kowalczyk idzie w zaparte. Propozycje założenia "szwu mężowskiego" interpretuje jak traktowanie kobiety jako "bezwolnej, nieistotnej narośli wokół pochwy, której pierwszym zmartwieniem po porodzie jest zaspokojenie wyposzczonego męża". Tymczasem, nie oszukujmy się, kobiety często martwią się, że po porodzie w łóżku nie będzie już tak samo i fakt, że myślą również o satysfakcji swojego partnera nie jest niczym dziwnym i nienaturalnym. W końcu uprawiamy seks nie tylko dla własnej przyjemności, ale też po to, by przyjemność dawać. To nas nakręca. Dla redaktorki "Wysokich Obcasów" to objaw, że przedkładamy czyjąś przyjemność nad swoją. Moim zdaniem, sroga nadinterpretacja.
Kowalczyk podbija swoją tezę argumentem, że szew mężowski przyczynia się czasem do przykrych objawów. Seks nie jest taki sam, wręcz przeciwnie – jest dużo gorszy. Jest ból i są powikłania. Tymczasem nie ma dowodów, czy to w istocie "szew mężowski", czy po prostu złe zszycie, które faktycznie w polskich szpitalach zdarza się nierzadko.
Jan Szymański, ginekolog w rozmowie z WP Kobieta stwierdza: - Szycie pacjentki po porodzie powinno służyć jej zdrowiu, to oczywiste. Robi się to tak, by rany się wygoiły, to wszystko. Tuż po porodzie nie da się zrobić nic więcej, ponieważ np. występują obrzęki. Ponadto każda pochwa jest inna, każda jest po porodzie w nieco innym stanie, więc "zakładanie szwu mężowskiego" nie można w żadnym razie potraktować jak procederu, czy stałej praktyki.
Co ciekawe, Anna Kowalczyk zakłada nie tylko, że "szew mężowski" to proceder, ale że to działanie rutynowe, powołując się na… statystyki zabiegu nacięcia krocza na polskich porodówkach. "Epizjotomię wykonano u 57 proc. pacjentek, podczas gdy norma WHO to 5-20 proc., a są szpitale, gdzie prawie każda pierworódka jest nacinana" – czytamy w "Wysokich Obcasach". No dobrze… ale co ma jedno do drugiego? Analiza na zasadzie "skoro robią jedno, to na pewno i drugie" to jednak zbyt daleko idące wnioski.
Dyskusji nie podlega za to ton wypowiedzi z kategorii "szyjemy wyżej, będzie ciaśniej". Bez względu na to, ile w tych wypowiedziach jest realnych zamiarów wobec pacjentki, tego typu teksty świadczą nie tylko o wspomnianym kiepskim poczuciu humoru, ale również zwykłym braku szacunku do kobiet.
Tak czy inaczej, przed porodem warto wiedzieć, jakie zachowania lekarzy są realnym zagrożeniem, a jakie niesmacznym żartem. Przed porodem zdążyłam się naczytać przerażających historii o tym, że kobiety miewają "tam" rany na kilkanaście szwów. Po 40 minutach zabiegu zszywania, zapytałam lekarza bez ogródek, co tak długo, i ile mam już szwów. Usłyszałam najlepszą odpowiedź, jaką mogłam: "A jakie to ma znacznie?" Zapewniono mnie, że za kilka tygodni nie będzie po nich śladu i będzie się pani czuła jakby nigdy ich nie było. Właśnie tak się stało. I zaoszczędziłabym sporo stresu, gdybym wiedziała o tym wcześniej. Wówczas nawet brzydki żart o "szwie mężowskim", by mnie nie wystraszył.