Jak zbija się fortunę na dramatach? Wróżka: „Jedna przez to straciła dom, inna wylądowała w psychiatryku”
– Najbardziej pamiętam bizneswomen spod Płocka – mówi Magda Drzymała, wróżka, która przez trzy lata pracowała w jednej z największych w Polsce linii ezoterycznych. – Miała sieć sklepów, wielki dom. Dzieci dorosły, czuła się samotna. Nawiązała romans. Mężczyzna potwornie ją wykorzystał. Wróżki wmówiły jej, że facet jest pod wpływem mafii. Jedna z nich kazała jej znaleźć martwego gołębia, oskubać, a pióra wsadzić do ziemi. Inna kobieta popełniła samobójstwo, bo nic się nie sprawdzało. Te wszystkie historie łączyło jedno – brak zaufania do życia, do bliskich, straszne lęki. O życie, pieniądze, miłość, zdrowie.
26.09.2016 | aktual.: 26.09.2016 12:03
Nigdy nie usłyszała pani: „te całe wróżenie to bzdury”?
W 98 proc. klientami linii ezoterycznych, w ogóle klientami wróżek, są ludzie, którzy na samym początku proszą o anonimowość. Ci, co nie wierzą, po prostu nie korzystają. Poza młodzieżą i podpitymi żartownisiami. Takich telefonów najwięcej jest w Sylwestra. „No, ciekawe co mi powie ta pseudo wróżka”- słyszymy. Któregoś razu zadzwoniła większa grupa, akurat odebrałam. Chłopcy śmiali się, żartowali, żądali postawienia kart. Kiedy w końcu wypaliłam jednemu, że ma wyrok w zawiasach, wyzwał mnie od wiedźm.
No proszę, a ja myślałam, że to jedno wielkie oszustwo i na liniach ezoterycznych nie pracują wróżki.
Pracują, ale jest ich mało. Część osób jest po prostu werbowana z ogłoszenia. To zwykli ludzie, którzy mają dar mówienia, przekonywania, zatrzymywania uwagi. A czasem po prostu ciekawy, charyzmatyczny głos. Miałam taką koleżankę, która ani razu nie postawiła kart. Często malowała paznokcie, rysowała sobie jakieś wzorki, albo siedziała po kryjomu w necie. Ale miała przedziwną umiejętność przybierania takiego tembru głosu, że jej słuchacz był jak zahipnotyzowany. Miała też niezwykłą zdolność mówienia tego, co ta druga osoba chciała usłyszeć. Jeśli pani Ania mówiła: „bo wie pani, mam problemy z mężem…”, odpowiadała jednostajnym tonem: „rozumiem panią, to bardzo trudne…” i potrafiła przeciągać taką rozmowę do 15 minut.
Ale pani jest wróżką.
Tak, i nie byłam tam jedyną wróżką. Mimo wszystko właścicielom takich linii zależy, żeby zatrudnić chociaż garstkę ludzi, którzy potrafią wróżyć. Ale jeśli na 30 osób na jednej zmianie pięć było dobrych, to już był wielki sukces. Opowiem, jak to wygląda w jednej z telewizji ezoterycznych. Na wizji jest znana wróżka. Ktoś ogląda program, sięga po telefon. Ma szczęście, jeśli dodzwoni się do tej osoby, z którą chce rozmawiać. Większość jest przekierowywana do wróżek, które siedzą w wielkim pomieszczeniu przedzielonym boksami. Tam dział wróżbiarski połączony jest np. z seks-telefonem czy party line. Osoby z seks-telefonów też czasem „wróżą”. W tym biznesie głównie chodzi o pieniądze, zatrzymanie kogoś na linii jak najdłużej. Owszem, czasem szefostwo organizowało szkolenia prowadzone przez jakąś znaną wróżkę, która uczyła zasad tarota czy wróżenia z kart klasycznych, ale to było rzadkie.
Jak pani dostała tę pracę?
Poleciła mnie koleżanka, też wróżka. Przyszłam na zmianę, zobaczyłam tłum ludzi. To był dla mnie szok. Najgorszy był jednak gwar. „Jezu, jak ja dam radę coś tu powiedzieć” - pomyślałam. Potem miałam spotkanie z szefem. Zaproponowałam, że postawię mu karty, coś mu o nim powiem. I opowiedziałam. Był na tyle zaskoczony, że mnie przyjął. Ale byłam też świadkiem innych zatrudnień. Umiejętność wróżenia nie była priorytetem. Priorytety były jasne: zatrzymać klienta jak najdłużej na linii, wpasować się swoimi wypowiedziami w jego problem. Owszem, proponowano naukę stawiania kart. Ale jeśli ktoś nie chciał się tego uczyć, nikt nie robił z tego problemu. Prawie każda z nas siedziała przy komputerze. Po połączeniu wyskakiwał profil klienta czy klientki, jeśli chociaż raz zadzwonili na tę infolinię.
Profil klienta? Co to znaczy?
Naszym obowiązkiem po skończonej rozmowie było profilowanie danej osoby. Załóżmy, że ktoś pierwszy raz zadzwonił na linię. Wróżka rozmawiała z nim, a jednocześnie stukała w klawiaturę i zapisywała podstawowe informacje o nim. I tak np. Marta, lat 40, po rozwodzie, dwójka dzieci, zakochana w swoim szefie. Enter. Zapisane i koniec konsultacji. Gdy później Marta zadzwoni do innej wróżki, celowo podaje inne imię. Ale jeśli dzwoni z tego samego numeru, to my już mamy zapisane wiadomości na jej temat, bo widzimy jej profil. Kolejna wróżka mówi: „widzę ile pani przeszła”. „Każdy przeszedł” - odpowiada Marta. A wtedy wróżka zaczyna: „no tak, ale u pani to nagły koniec małżeństwa, dwójka dzieci w wieku szkolnym, choroby”. I wtedy ta Marta myśli: „mój Boże, na jaką ja świetną wróżkę trafiłam, ona wszystko wie”. Po skończonej rozmowie informacje o Marcie są uzupełnianie. I tak w bazie jest jej cała historia.
Ludzie strasznie się uzależniają od takich linii. Ale one istnieją już kilkanaście lat, klienci zrobili się sprytni. Zawsze dzwonią z innego numeru, z telefonów na kartę czasem, podają się za kogoś innego. Swego czasu często regularnie dzwonił do nas pewien bardzo znany aktor, wielka gwiazda lat 80. Wszystkie poznawałyśmy jego głos i miałyśmy ubaw po pachy, widząc, jak próbuje się kamuflować. Kiedy dzwonił, puszczałyśmy do siebie oczko: „o, jest”. Zresztą podczas przerwy na papierosa wymieniałyśmy się informacjami o wszystkich stałych klientach. „Dzisiaj dzwonił Józek i Jola od Wacława. Dziewczyny, będzie dzwoniła za dwie godziny”.
Dużo osób dzwoni na infolinie ezoteryczne?
Przez wszystkie lata, gdy ja tam pracowałam, dni, gdy nie miałam co robić, było zaledwie kilka. A "nie miałam co robić" oznacza, że podczas siedmiogodzinnego dyżuru, miałam wolną godzinę.
Ile razy dziennie rozkładała pani karty?
W początkowej fazie kilkadziesiąt razy. Po miesiącu dorobiłam się stałych klientek, które rozmawiały ze mną 30 minut, czyli tyle, ile wynosi maksymalny czas połączenia. Wtedy rozmawiałam z 15 osobami dziennie. Zarabiałam dobrze - dostawałam 25 zł za godzinę.
Połączenie z tą linią ezoteryczną kosztuje ponad cztery złote za minutę. Ktoś, kto regularnie dzwoni, wydaje ogromne pieniądze.
Znam osoby, które wyłożyły za telefonowanie do nas po trzydzieści parę tysięcy miesięcznie. A wiem to, bo każda z tych osób w końcu się budziła i zaczynała liczyć pieniądze, które wydała. Były osoby, które wpadały w szał i żądały zwrotu pieniędzy. Inne krzyczały, że zostały oszukane. Kiedyś odezwał się do nas mąż kobiety, która często do nas dzwoniła. Uzależniła się od tych rozmów i w efekcie znalazła się w szpitalu psychiatrycznym, ponieważ wpadła w depresję. Dla mnie uzależnienie od wróżb to takie samo uzależnienie jak alkoholizm czy narkomania. Mąż tej kobiety nam groził, że pozwie nas do sądu, bo ona wydała prawie 40 tys. złotych. Kiedyś zostałam wezwana na dywanik do pani dyrektor. „Etykę to możesz sobie wsadzić w d…, tu się zarabia pieniądze” - powiedziała. Chodziło o to, że zadzwoniła pani, która miała na głowie komornika, groziła jej utrata domu. Wydzwaniała i błagała mnie o pomoc, jakąś radę, jak ma tę sprawę załatwić. W pewnym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam: „po co pani tu dzwoni i płaci za to 300 zł, które mogłaby pani oddać komornikowi i uratować dom dzieciom?”. Natychmiast zwolniono mnie ze zmiany, a następnego dnia wezwano na dywanik. Takich sytuacji było bardzo dużo. Przestałam się zgadzać na to, żeby ludzi okłamywać.
Okłamywać?
Tak. Podam przykład. Wydzwaniała do nas kobieta i wciąż pytała, czy wróci do niej mąż. I wszystkie wróżki mówiły, że tak, że wróci. Ona chciała to usłyszeć, a wróżki wiedziały, że jak jej to powiedzą, to ona niebawem znów zadzwoni. Wie pani, krążyły u nas plotki, że jedna klientka popełniła samobójstwo, bo tak bardzo żyła wiadomościami, które dostawała, a one się nie sprawdzały.
Była taka kobieta, która przez ponad trzy miesiące prosiła, by jej powróżyć, czy mąż do niej wróci. W profilu miała napisane: „mąż wróci” i kolejne wróżki właśnie to jej mówiły. I kiedy zdarzyła się wróżka, która powiedziała jej prawdę, ona nie chciała tego słuchać. To bardzo częste. Ktoś słyszy złą wiadomość, rozłącza się i dzwoni znów, licząc na to, że kolejna wróżka powie coś innego. Do mnie ta kobieta też zadzwoniła. „Pierwsze, co powinna pani zrobić, to iść do lekarza"- powiedziałam. „Jest pani nienormalna” - wykrzyczała mi i zaraz się rozłączyła.
Wróżki ją mamiły, mówiły, że jej mąż wyjechał do Niemiec i zarabia tam pieniądze, a nie odzywa się, bo planuje ją cudownie czymś zaskoczyć, gdy wróci. A gdy ona za kilka dni zadzwoniła i pytała, dlaczego nic się nie dzieje, to słyszała: „oj, pojawiły się nowe okoliczności”. Któregoś dnia znów zadzwoniła, ja odebrałam telefon: „proszę pani, wszystkie karmiłyście mnie nadzieją, że on wróci. W końcu nie wytrzymałam i zadzwoniłam do niego. A on do mnie: czy ty jesteś nienormalna, przecież ja już dawno ciebie nie chcę, odczep się ode mnie, krowo”. Gdy mi to powiedziała, rozpłakałam się.
Łatwo pomyśleć o kimś, kto wydzwania na linie ezoteryczne, że jest nienormalny…
To mit, że dzwonią wariaci. Dzwonią głównie ludzie wykształceni, dobrze zarabiający. Przecież ktoś, kto nie ma pieniędzy, nie pozwalałby sobie na takie wydatki. Dzwonią często ludzie z pierwszych stron gazet. Znani aktorzy, menadżerowie, dziennikarze, adwokaci, lekarze. Wśród moich klientów był muzyk z filharmonii łódzkiej, który wróżył sobie nawet w przerwie koncertu, tak bardzo chciał poznać szczegóły dotyczące pewnej kobiety, na której punkcie zwariował. Był bardzo zakochany. Z kolei pewna słynna aktorka miała zwyczaj dzwonienia w nocy. Nieustannie pytała, czy dostanie jakąś rolę. Czasem była pod wpływem alkoholu, czasem silnych emocji. Gdy już dostała rolę, dzwoniła i po kolei wymieniała wszystkich aktorów z obsady, żeby sprawdzić, jak ich energia wpłynie na jej energię. Pytała, czy jej ktoś w zespole nie przeklął, a jeśli tak, to czy można tę klątwę zdjąć. Dzwonili też dyrektorzy i prezesi bardzo poważnych firm. Często dzwonił szef wielkiej firmy produkującej urządzenia domowe. On na podstawie tego, co mi wychodziło z kart, zatrudniał i zwalniał ludzi. W pamięć zapadła mi też znana dyrektorka szkoły, oskarżona o mobbing. Ona dzwoniła, by spytać, jak skończy się dla niej ta sprawa.
O co ludzie pytali najczęściej?
Pieniądze i miłość. Pytania w stylu: „skąd wziąć pieniądze i czy je będę miał?”, „Czy warto porzucić żonę dla kochanki?”. Bardzo dużo ludzi ma teraz romanse, żyją na huśtawce, są bezradni. Często dzwonił pewien prokuratora, który zakochał się w koleżance z pracy. Racjonalny człowiek, ale w tej sprawie kompletnie stracił głowę. A o pieniądze to wiadomo, dlaczego pytamy.
Dlaczego właściwie pani o tym teraz mówi?
Nie zależy mi na żadnej zemście. Ale chciałam, żeby ludzie dowiedzieli się, jak to wygląda. Zbliża się jesień, czas spadków nastroju, depresji i ludzie będą się czuć zagubieni. Nie jestem przeciwniczką wróżenia, uważam, że wróżka może bardzo pomóc, ale od tego nie można się uzależniać, to pułapka.
Dlaczego przestała pani pracować w linii ezoterycznej?
Te historie za bardzo wchodziły we mnie, nie mogłam znieść tego, że ktoś uwiesza na mnie odpowiedzialność za swoje życie. Nie chciałam opowiadać milion razy na te same pytania, czułam się wypalona, to było za dużo godzin. Dobra wróżka może przyjąć jednego klienta dziennie, nie da się robić tego hurtowo, bo przestaje się być wiarygodnym. Ale naprawdę najbardziej bolały mnie historie dzwoniących. Do tej pory pamiętam dramat pewnej Joli. To była bizneswomen z małego miasta. Miała sieć sklepów, wielki dom. Dzieci dorosły, czuła się samotna. Nawiązała romans z pewnym mężczyzną, który ją potwornie oszukał i wykorzystał. Seksualnie, psychicznie, finansowo. Pożyczyła mu 40 tys., których nigdy jej nie oddał. Przez półtora roku wydzwaniała do nas, żeby spytać, kiedy wróci. Tak mocno się od tego uzależniła, że sprzedawała wszystko, żeby mieć na telefony do nas. W końcu straciła dom. Wróżki wmówiły jej, że facet nie dzwoni, bo jest pod wpływem mafii, prowadzi z nimi interesy, jest uwięziony. Jedna z nich kazała jej znaleźć martwego gołębia, oskubać, a pióra wsadzić do ziemi. Moim zdaniem ta kobieta kompletnie sfiksowała, a facet nigdy nie wrócił. To było kuriozalne. Jak ktoś może w ogóle wierzyć w coś takiego? Ale tych wszystkich ludzi, te wszystkie historie łączyło jedno – brak zaufania do życia, do bliskich, straszne lęki. O życie, pieniądze, miłość, zdrowie. Jola wydała na telefony kilkaset tysięcy złotych.
Rozumiem, że radzi pani, by nigdy nie dzwonić na linie ezoteryczne?
Nie mogę powiedzieć: „nigdy”. Jesteśmy samodzielni, odpowiedzialni. Ale warto dzwonić zawsze z innego numeru, nie należy też dzwonić w nocy, bo wtedy na dyżurach są osoby, które po prostu nie potrafią tego robić. Dobrą wróżkę powinna cechować szorstkość. Uzależnienie klienta od wróżki to zawsze wina wróżki. Jeśli wróżka na to pozwoli, to człowiek się uzależni. Nie wiem, co takiego jest w człowieku, że woli wróżkę traktować jak Boga, a nie uwierzyć sobie, swojej sile.
Pani przestała wróżyć?
Nie, bo to mój zawód i jestem w tym dobra. To jest dar, który dostałam po babci, też wróżce. Ale teraz nie tylko stawiam karty, ale zajmuję się też fizyką kwantową. Nie straszę ludzi, nie mówię złych rzeczy. Pomagam im naprawdę. Wszystko na ziemi to jest energia. Mamy wpływ na to, co się dzieje z naszym życiem. Możemy wpływać na swój los, kształtować go. Nie jesteśmy bezwolni. Jeśli jesteśmy do świata nastawieni negatywnie, boimy się przegranej, to przegramy.
Dziś moim klientkom mówię: „masz katar? Dziękuj, że już go nie ma. Masz ból pleców? Przypomnij sobie moment bez bólu i podziękuj z siłą”. To my każdego dnia postanawiamy, jaki będzie nasz dzień. Żyjemy w lęku albo wybieramy radość. Teraz staram się przede wszystkim ludziom pomagać, pokazując, jak sami mają ogromny wpływ na wszystko, co się przydarza. I oni zmieniają swoje życie codziennie, ja sama też to robię. Miałam wiele kryzysów, ale jestem żywym dowodem na to, że to my wybieramy. Radość i spokój albo lęk i ból.