Blisko ludziJej dziecko miało urodzić się martwe. Podjęła decyzję. W hospicjum usłyszała, że to "wygodniejszy wariant"

Jej dziecko miało urodzić się martwe. Podjęła decyzję. W hospicjum usłyszała, że to "wygodniejszy wariant"

Aborcja jest powszechnym zjawiskiem i nie powstrzymuje jej żadna ustawa. Mama śmiertelnie chorej Rity usłyszała, że decydując się na aborcję wybrała "wygodniejszy wariant". Inną kobietę do aborcji zmusił chłopak-psychopata. Jeszcze inna prawie wykrwawiła się na śmierć po tym, jak zażyła pigułki poronne. O dramatach kobiet, które decydują się na aborcję, rozmawiamy z Krystyną Romanowską, współautorką książki "Dziewięć rozmów o aborcji".

Jej dziecko miało urodzić się martwe. Podjęła decyzję. W hospicjum usłyszała, że to "wygodniejszy wariant"
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Magdalena Drozdek

07.06.2017 | aktual.: 08.06.2017 08:26

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Magda Drozdek: Pod jednym z wywiadów pochodzących z waszej książki ktoś napisał: "Mam 47 lat. Jestem ojcem. Popłakałem się".
Krystyna Romanowska: Liczyłyśmy z Kasią Skrzydłowską-Kalukin, że książka wywoła takie emocje. Miała zdjąć z aborcji dwa mity. Pierwszy nazwałabym "mitem feministycznym". Głosi, że aborcja nie pozostawia żadnych śladów w życiu kobiety. To szkodliwy mit, bo wyłącza wszelkie możliwości rozmowy na temat aborcji. Drugi – "pro-liferski". Wyklucza aborcję w jakiejkolwiek sytuacji życiowej. To absurd, bo życia intymnego nie można usankcjonować żadnymi ustawami. Chciałyśmy pokazać, że aborcja jest ciężkim doświadczeniem w życiu kobiety. Wszystkie, które wypowiadają się w tej książce, bez względu na to, czy są katoliczkami, feministkami, zwykłymi kobietami, które nie opowiadają się po żadnej ze stron – wszystkie są za wolnym wyborem.

Po przeczytaniu książki trudno być po jakiekolwiek ze stron. Ani po skrajnie lewicowej, ani tej, gdzie stoją obrońcy życia. Jedna z kobiet przyznaje przecież, że jej nikt nie powiedział, że wszystko będzie dobrze. Ani feministki, ani działacze pro-life.
Kobieta, która chce dokonać aborcji, jest w Polsce osamotniona. Już myśląc o zabiegu, zdaje sobie sprawę, że popełnia przestępstwo. Chowa się w sobie, zamyka przed społeczeństwem. Moim zdaniem, gdyby był wolny wybór i byłoby tak, jak na Zachodzie, gdzie kobieta jest otoczona specjalistyczną opieką, tych aborcji byłoby mniej. Nie byłyby obarczone syndromem skryminalizowania. W Polsce te zabiegi dokonywane są najczęściej w panice. One chcą zrobić to jak najszybciej. A gdyby to było spokojnie rozłożone w czasie i kobiety mogłyby legalnie porozmawiać ze specjalistami, to te sytuacje zdarzałyby się rzadziej.

*Nie mamy przestrzeni do spokojnej rozmowy o aborcji. Z jednej strony hasła z "czarnych marszów", z drugiej straszenie więzieniem. Ostatnio w kościele św. Katarzyny w Gdańsku słyszałam, jak jeden z aktywistów porównał aborcję do zamachu terrorystycznego w Manchesterze. No nie pomagają. *
Przypomnijmy tu choćby historię mamy Rity. Tam się pojawia wątek katolickiego hospicjum prenatalnego. Jej dziecko jest nieuleczalnie chore i prawdopodobnie urodzi się martwe lub będzie bardzo krótko żyło. Ona szuka wszędzie wsparcia i nie może go nigdzie dostać. Trafia do tego hospicjum. Na początku wszystko jest idealnie, rozmawia z panią psycholog. W pewnym momencie podejmuje decyzję o terminacji ciąży. Słyszy od pracownicy: "Widzę, że państwo wybrali wygodniejszy wariant". Ją to bardzo zabolało. Wcześniej deklarowali, że wesprą ją w każdej decyzji. Potem jeszcze dali jej inne rozwiązanie – zostawić to nowonarodzone dziecko w hospicjum. Więc ona mówi: "Jak mogę zostawić dziecko, które noszę pod sercem w miejscu, gdzie nie będzie tulone?". Jeśli to jest organizacja pro-life, to dlaczego rodzice nie są wspierani w każdej decyzji, jaką podejmą?

Ta kobieta miała jeszcze dwoje dzieci w domu i bała się o swoje życie. Nikt nie może jej powiedzieć, że nie walczyła o swoje dziecko do końca. W końcu to dziecko się urodziło. Żyło przez półtorej godziny. I organizacje pro-life mogą powiedzieć, że wszystko odbyło się prawidłowo. Problem polega na tym, że mama mogła umrzeć przy porodzie, zostawić dwoje dzieci. Nagle się okazuje, że walczymy o to, które życie jest ważniejsze. Dziecka z nieuleczalnymi wadami, czy matki, która powinna żyć dla swoich synów. To wybór, którego nie można usankcjonować prawnie. Organizacje pro-life stoją za to pod szpitalami z transparentami, na których mają zdjęcia uszkodzonych płodów z amerykańskich klinik. Te fotografie wykonano w latach 60. Straszą i emocjonalnie szantażują kobiety, które walczą o swoje dzieci.

*I wiele osób wierzy, że aborcja wygląda tak, jak na tych transparentach. *
To nawiązanie do konserwatywnych ruchów amerykańskich. To nawet nie jest typowo polskie. Lekarze, z którymi rozmawiałam, kiedy przygotowywałyśmy ten materiał, przyznawali, że nie tak wygląda dziś aborcja. Ale nie zgodzili się podać swojego nazwiska. Nie chcieli, żeby ich nazwisko kojarzyło się z tym tematem i żeby pod drzwiami ich gabinetów wystawały kółka różańcowe. Z tego, co wiem, lekarze są zastraszani w internecie przez różne organizacje.

A ich głosu brakuje najbardziej. Brakuje racjonalnego wytłumaczenia, że to, co widzimy na tych plakatach, nie ma żadnego odniesienia do rzeczywistości.
Prawda jest taka, że kto będzie chciał wierzyć w to, że to są abortowane płody, to będzie wierzył i nic tego nie zmieni. Kobiety nie mają dziś wsparcia u lekarzy i mam o to ogromne pretensje. Do pewnego momentu lekarze jeszcze się wypowiadali, ale teraz zapadła jedna wielka cisza. Od różnych osób już słyszałam: "Proszę nie szukać wsparcia wśród lekarzy. Lekarze nie wesprą kobiet". Więc pytam, dlaczego?

Ze strachu.
Tak myślę.

Aborcja staje się jeszcze większym tabu niż do tej pory?
Moim zdaniem podziemie aborcyjne zejdzie jeszcze głębiej. Teraz przygotowywany jest nowy projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Ceny na czarnym aborcyjnym rynku wzrosną jeszcze bardziej. Chcę podkreślić, ta ustawa wcale nie uderzy we wszystkie kobiety, zwłaszcza te z dużych miast, wykształcone prawniczki, menadżerki – one zawsze znajdą wyjście. Ona uderzy w kobiety z prowincji, biedne, które nie będą miały wyjścia i będą musiały sobie radzić. Będą pewnie rodziły te nieuleczalnie chore dzieci. Co ciekawe, mama Rity nie otrzymała tych 4 tys. złotych trumienkowego. Jest jeszcze winna państwu kilka tysięcy, bo w porę nie zawiesiła działalności gospodarczej. Takie mamy państwo i takie mamy chronienie życia.

Dotarłyście do kobiet z prowincji, ale te historie nie weszły do książki...
Te kobiety były tak ogarnięte strachem, że nie godziły się na spotkania. Prawie udało się spotkać z jedną panią. Mieszkała w małej miejscowości pod Warszawą. Spotkanie miało się odbyć 20 kilometrów dalej, żeby nie zobaczyli jej sąsiedzi. Samotność tych kobiet z prowincji jest porażająca. W mieście można się jakoś ukryć. Na prowincji są całkowicie napiętnowane. Kobieta, która chciała się z nami spotkać, miała 40 lat. Zaszła w ciążę ze swoim sąsiadem. Dziecko miało zespół Downa. Przerwała ciążę. Wcześniej straciła pracę, mieszkała w klitce ogrzewanej piecem. Wyobraźmy sobie ją z chorym dzieckiem. To przekracza granice mojej wyobraźni. Ze spotkania się wycofała, przestała odbierać telefony. Doskonale ją rozumiałyśmy. Presja jest ogromna, a jeśli ustawa wejdzie w życie, to na prowincji będą działy się straszne rzeczy.

Jedna z dziewczyn opowiada, że po zabiegu czuła, jakby wszyscy dookoła o tym wiedzieli. Panie w aptece, ludzie w autobusie. Można sobie wyobrazić, przez co przechodzą kobiety ze wsi, gdzie mało rzeczy można ukryć.
Jest też moment, kiedy jedna z bohaterek dostaje krwotoku i ląduje na patologii ciąży w szpitalu. Formalnie jest to poronienie, ale ona wie, że to był zabieg usunięcia ciąży. Leży wśród kobiet, które poroniły lub spodziewają się dziecka. Chce im wykrzyczeć prawdę, że usunęła ciążę. Nie robi tego. Presja i poczucie winy są ogromne. Bardzo chciałabym, żeby te rozmowy przeczytali obrońcy życia. Żeby ta książka pozwoliła na dialog pomiędzy dwiema skrajnymi stronami. Niech to będzie ta trzecia droga. Uznajmy, że aborcja jest w życiu kobiety czymś dramatycznym. Nie udawajmy, że to tylko sprawa ciała, bo to też sprawa duszy. Uznajmy, że to dramatyczna sytuacja i zawsze pozostawia ślad na psychice, ale dajmy tym kobietom wolny wybór.

*Bo każdy przypadek jest inny. *
To jest zawsze konglomerat problemów. Rozmawiałyśmy z dziewczyną, która brała leki psychotropowe. Mogły wpłynąć źle na dziecko. Miałyśmy dziewczynę, która była w związku z psychopatą, który zmusił ją do aborcji. Wyznała, że była pod taką presją, że nie mogła znaleźć swojej drogi. Nikt jej nie pomógł, nie porozmawiał z nią, nie powiedział, że da sobie radę. Ta aborcja by się nie odbyła, gdyby zracjonalizowała sobie wszystkie za i przeciw. W przypadku aborcji musimy pamiętać, że to nigdy nie jest czarno-białe. Boję się, że w środku Europy wyrasta nam taki nowy Salwador. Te kobiety czują się osaczone. Wszystkie rozmowy kończyły lub zaczynały się płaczem.

*Dlaczego te kobiety chciały z wami rozmawiać? *
Jedna z nich powiedziała mi: "Przychodzę tu z tobą porozmawiać, bo mam córkę, która ma 18 lat i nie chcę, żeby spotkało ją w życiu to, co przydarzyło się mi”. W toku rozmowy okazało się, że chciała opowiedzieć o tym, jak bardzo zabolało ją to, że mąż wykorzystał aborcję przeciwko niej. Mama Rity powiedziała z kolei: "Tak tego nie zostawię". Czuła się przeczołgana przez rzeczywistość. Czasem jest to zwykła potrzeba opowiedzenia swojej historii. Strach, poczucie winy – to będzie im towarzyszyć do końca życia. Ale była w nich potrzeba podzielenia się tym, żeby inni zrozumieli, że to wszystko nie jest takie proste, jak mówią to różne organizacje.

Jeśli tę książkę przeczytają środowiska pro-life – trudno dyskutować z historią kobiety, która mając nowotwór, zdecydowała się urodzić dziecko. Wcześniej miała aborcję. Trudno dyskutować z mamą Rity, która do końca walczyła o swoje dziecko. Ta książka wytrąca oręż z ręki obrońcom życia. Nie mówimy o uldze, jakiej doświadczają kobiety, które aborcje zrobiły pomiędzy jedną a drugą kawą. Ta książka naprawdę daje do myślenia. Aborcja jest wielowymiarowa. Zawsze dramatyczna. Nie mówmy o kobietach, że nie mają wrażliwości. Wiele z nich żałuje aborcji.

Obraz
© Materiały prasowe
Komentarze (45)